Pokazać wiarę, okazać radość, tworzyć wspólnotę – po to idą z Orszakiem Trzech Króli
• Kilkuset wiernych wybrało się na rynek pokłonić się małemu Jezusowi
• Pod szkołą muzyczną zobaczyli króla Heroda, na rynku – świętą rodzinę
• To odrobina normalności w tych niełatwych czasach – mówił nam ksiądz Adam Rogalski
Ze schodów szkoły muzycznej parafianin z fary Dominik Lazar, niczym zawodowy wodzirej, uczył tłum, jak ma odpowiadać na zawołania. – Kto ogarnie, ten odpowiada! Pójdźmy wszyscy do stajenki – krzyknął. Zgromadzeni odpowiedzieli chórem: do Jezusa i panienki. – Super. To się nazywa głos. Jak dojdzie do nas ostatni król to będzie szałowo – podsumował Dominik.
Inicjatywa oddolna
Królowie zmierzali na Ogrodową z trzech parafii – Matki Bożej; Najświętszego Serca Pana Jezusa oraz raciborskiej fary. Ostatni zjawił się Melchior.
W tłumie wypatrzyliśmy wiceprezydenta Dawida Wacławczyka. – Takie wydarzenia jak Orszak zawsze bardzo dobrze wpisują się w życie kulturalne miasta. Bo najcenniejsze są wydarzenia, których inicjatywa jest oddolna, nie wychodzi z urzędu, czy jakiegoś nakazu, tylko np. od księży i parafian – powiedział nam urzędnik.
Czego życzy Miastu na nowy rok? – Myślę, że dziś najważniejsze jest zdrowie i tego trzeba życzyć mieszkańcom. Po drugie, żeby mieli wokół siebie dobrych ludzi: w pracy, w życiu codziennym i towarzyskim. W kręgu dobrych ludzi jesteśmy szczęśliwi i spełnieni, wszystko idzie lepiej. Życzmy sobie także żeby do Raciborza spłynęło jak najwięcej pieniędzy – uśmiechnął się na koniec świadom potrzeb i wydatków miejskich na 2022 rok.
Wyrazić radość
Orszak przeszedł trasą: Ogrodowa, Wileńska, Wojska Polskiego i Nową trafił na rynek. Tam na scenie zorganizowano symboliczny pokłon trzech króli i odbył się wspólny śpiew kolęd. – Robimy to by wyrazić radość, że Pan Bóg się narodził i że narody pogańskie też miały dostęp do niego.
To manifestacja naszej wiary. Wiadomo, jakie są czasy. Trwa pandemia. Cieszymy się z tego co jest i doceniamy, że ktoś chce zamanifestować swoją wiarę i radość wspólnie z nami – powiedział Nowinom ks. Marian Obruśnik.
Inscenizacja na schodach szkolnych zaczęła się od zapytania króla Heroda do tłumu: Co was tu sprowadza? Usłyszał w odpowiedzi, że narodził się nowy król. Herod od swego doradcy usłyszał, że ten nowo narodzony chce mu zabrać tron i straci on wszystko. – Będziesz głodny chodził po tej ziemi. Tak nie może być, nie dopuszczę do tego – krzyczał obsadzony w tej roli rudniczanin Szymon Bielecki. Maciej Krężel grający Heroda dowiedział się, że dziecię co ma zostać królem, narodziło się w Betlejem i tam wysłał zgromadzonych wraz z wędrowcem (ksiądz Łukasz Michalik z Miedoni) szukającym nowego monarchy, który przyszedł do Heroda bo sądził, że ten na pewno wie, dokąd pójść. – Naród z Herodem, Herod z narodem! – żegnał zmierzających do Betlejem ludzi.
Nadzieja jest potrzebna
Na przedzie pochodu szli trzej monarchowie, za nimi niesiono sztandary z barwami kontynentów świata, a wiernych prowadziła orkiestra akompaniująca kolędnikom. – W tym orszaku wszyscy jesteśmy królami – żegnał ze schodów proboszcz z okrąglaka Adam Rogalski.
– Bardzo potrzebujemy takiego wydarzenia i mamy nadzieję, że jest bezpieczne. Brakuje nam spotkań, a to jest wartościowe i cenne, bo daje odrobinę normalności w tym czasie niełatwym. Ono rodzi nadzieję i oby tak było, tego wszystkim życzymy, by z ufnością patrzyć w przyszłość – przekazał nam kapłan z parafii NSPJ.
Królami byli ksiądz Kamil z „serca” wcielający się w Kacpra, Robert Płaczek – jako Melchior, z parafii Matki Bożej oraz pan Wiktor z parafii św. Mikołaja. Za nimi szedł młodziutki Artur niosąc gwiazdę, którą wręczył mu proboszcz z parafii św. Mikołaja.
Ks. Adrian Bombelek stwierdził, że wszyscy bardzo się cieszą, że w końcu mogą wspólnie wyjść w pochodzie ulicznym. – To jest nam potrzebne, żeby się zjednoczyć, pokazać naszą wiarę, przez śpiew kolęd. Muzyka potrafi rozweselić, ukoić smutki. Potrzebne to nam jest w tych okolicznościach
Więcej ludzi
Idąca w orszaku Bogusława Kowalska powiedziała nam, że bez pana Boga nie da się żyć. – To jest potrzebne, by uzmysłowić ludziom, jak ważny jest Bóg. Co roku staram się chodzić. Teraz jest więcej ludzi niż ostatnio, przed pandemią. Za to wtedy byli jeźdźcy na koniach – przypomniała sobie raciborzanka.
Znany ze środowiska medycznego i pływackiego Zbysław Szczepański uznał orszak za niezwykły, bo dający obraz społeczeństwa raciborskiego. – Od dziecka po seniora widać, że Racibórz jest chrześcijańskim miastem – skwitował.
Aktywny w parafii Ostroga Piotr Smudziński przyznał, że chodzi tradycyjnie w orszaku. – Bardzo dużo nas przyszło, bo wiara jest gruntem naszego bytu i przyszłości – stwierdził.
Mieczysław Heflinger, który należy do parafii NSPJ czuł się w pochodzie bardzo dobrze. – Czuję wspólnotę. To świadectwo wiary, a pan Bóg zafundował nam piękną pogodę. Byłoby jeszcze lepiej gdyby młodzież się włączyła bardziej, ale widać dużo młodych rodzin, to ważne. W takim orszaku ktoś nas zobaczy, zastanowi się i może dołączy – mówił pan Mieczysław.
Niosący gitarę młody raciborzanin, który przygrywał w trasie spod Matki Bożej, uznał przemarsz za przyjemne przeżycie. – Czuje się radość, tak idąc, czuje wdzięczność, że można iść, można się, że tak powiem objawić, pokazać miastu. Że się cieszymy z narodzenia pana Jezusa, bo to jest sedno naszej wędrówki – podsumował.
Alleluja bożonarodzeniowa
Wikariusz Marcin Kleszyk z parafii „serca” czytał na rynku Ewangelię, o tym jak mędrcy ofiarowali dary i odbyła się inscenizacja, w której trakcie wpierw król afrykański Baltazar XIV, później król azjatycki Melchior i na koniec król europejski Kacper pokłonili się przed świętą rodziną. Później cała zgromadzona publiczność także pokłoniła się Jezusowi.
– Dziękuję, że mieliście odwagę przyjść na wspólne kolędowanie, włączyć się do orszaku. Zaklaszczmy sobie nawzajem za to. Dziękuję też orkiestrze, policjantom i urzędowi miasta, że postawił nam scenę. Zespół Omega z parafii Matki Bożej dał nam piękny koncert kolęd. Dziękuję księżom z całego dekanatu i aktorom, co dali radę pod szkołą muzyczną – mówił na zakończenie proboszcz Obruśnik.
Wybrzmiała jeszcze wspólna modlitwa Ojcze Nasz, po której kapłan z fary uśmiechnął się, bo chciał krzyknąć „Alleluja!” choć to nie te święta. – Ale Alleluja towarzyszy nam od początku do końca – zaznaczył ks. Marian Obruśnik.
(ma.w)