Wojna w Ukrainie. Dezinformacja zalewa internet. Jak się bronić?
Instytut Badań Internetu i Mediów Społecznościowych (IBIMS) alarmuje, że w ostatnim czasie nasiliła się dezinformacja w przestrzeni polskich mediów społecznościowych w temacie rosyjskiej agresji na Ukrainę. Eksperci wskazują, że 90 proc. kont w przeszłości odpowiadało za propagowanie treści antyszczepionkowych.
– W dalszym ciągu dominuje przekaz budowy zagrożenia wewnętrznego na terenie kraju – poinformowali w czwartek 3 marca eksperci. Wyliczali, że ostatniej doby odnotowano spadek takich incydentów o 85 procent. Porównano to z danymi z zeszłego dnia, kiedy w polskim internecie było ponad 120 000 takich prób.
IBIMS: chodzi o wywołanie poczucia braku zaufania
Choć wojna na Ukrainie wybuchła w czwartek 24 lutego, to z badań IBIMS-u, przeprowadzonych 21 i 22 lutego wyłaniał się już obraz zagrożenia dezinformacją w Polsce. Wówczas uwagę analityków zwrócił fakt ponadnormatywnej aktywności publikacyjnej w postaci interakcji m.in. takich fraz jak: „banderowcy” w kontekście negatywnym rozumianym jako „to nie ludzie”; „psy”; „mordercy”, „dzieciobójcy”; „ukraińscy uchodźcy” w kontekście negatywnym „rynek pracy”; „bezrobocie” czy „ludobójstwo” w kontekście negatywnych odwołań historycznych.
IBIMS wskazywał wówczas na stosunkowo niską na tym etapie liczbę kont aktywnie zaangażowanych w dystrybucję przekazów w sieci: Twitter: 545 kont; Facebook: około 2 tys. kont; YouTube – 4 kanały (emisja wideo). Eksperci zauważali natomiast, że 90% przeanalizowanych kont we wcześniejszym okresie uczestniczyło bezpośrednio w dystrybucji treści sceptycznych wobec szczepień lub je całkowicie negujących. Największe zainteresowanie organiczne tematem odnotowano w województwie podkarpackim.
– Analiza treści wskazuje, że głównym celem emisji komunikatów na tym etapie jest (podobnie jak w wypadku treści dot. szczepień i #COVID19 w 2021) wywołanie poczucia braku zaufania do działań administracji rządowej i organizacji międzynarodowych oraz podsycanie na poziomie pierwotnym poczucia zagrożenia ze strony obywateli Ukrainy w Polsce – czytamy w raporcie IBIMS.
Ekspert: udział w dezinformacji ma Rosja
Maciej Roszkowski, psycholog i popularyzator nauki, cytowany przez portal.abczdrowie.pl, podkreśla, że prawie rok temu omawiał badania, w których wzięto pod lupę ponad 50 tysięcy dezinformujących wpisów na Twitterze na temat szczepionki AstraZeneca, i także w tym wypadku okazało się, że pierwotne źródła tej dezinformacji pochodziły głównie z Rosji. – Biorąc pod uwagę badanie IBIMS i to sprzed roku, możemy być niemal pewni, że duży udział w tej dezinformacji miała Rosja. Wiedząc, co się wydarzyło kilka dni temu, możemy już stwierdzić, że celem szerzenia tamtych fałszywych informacji było wywołanie destabilizacji w społeczeństwie i osłabienie jego zasobów. Oczywiście nie każdy, kto rozprzestrzeniał i rozprzestrzenia te treści, był czy jest opłacanym rosyjskim trollem. Jednak te treści trafiły na podatny grunt dużej nieufności w Polsce, więc ludzie to podłapali i bardzo szybko pojawił się efekt kuli śnieżnej – wskazuje w wypowiedzi dla portalu.
Ekspert podaje, że o dezinformację w Polsce nie trudno. – Ludzie nie ufają instytucjom i autorytetom. W przypadku osób z Ukrainy podejrzenia, nieufność oraz stereotypy także mogą w końcu dojść do głosu, bo mamy w społeczeństwie dość silnie rozpowszechnione stereotypy o Ukraińcach i Ukrainkach. Jest wiele poczucia krzywdy pewnej części społeczeństwa ze względu na zaszłości historyczne. To jest oczywiście absurdalne, jeśli chodzi o teraźniejszość, bo Ukraina została brutalnie zaatakowana przez Putina i ludzie, którzy w niej mieszkają lub z niej uciekają są straumatyzowanymi ofiarami, którym musimy pomóc – podkreśla Roszkowski.
Premier rozmawiał z prezesem Google
– W ostatnich dniach można było zauważyć gigantyczną rosyjską aktywność dezinformacyjną, także prowadzoną w języku polskim – napisał 28 lutego na swoim Facebooku premier Mateusz Morawiecki. Informował wówczas, że rozmawiał z prezesem Google Sundarem Pichai. – Zdajemy sobie sprawę, że w związku z działaniami wojennymi zagrożenie ze strony Rosji także, w obszarze dezinformacji, bardzo się nasiliło – podkreślił.
Prezes Rady Ministrów dodał, że w tej sprawie razem z szefami rządów: Litwy, Łotwy i Estonii, skierował list do prezesów Google, Twitter, Facebooka i YouTube. W swoim wpisie zaznaczył, że „wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za to, co się dzieje w tym szczególnym dla świata czasie. Firmy, rządy, instytucje, w końcu obywatele, którzy są odbiorcami informacji. Bądźmy ostrożni w sieci, nie dajmy sobą manipulować”.
– W czasie rozmowy prezes Pichai zapewnił mnie, że zespoły Google działają 24 godziny na dobę we wszystkich krytycznych obszarach – dezinformacji, cyberbezpieczeństwa, spraw humanitarnych i zapewniania dostępu do zweryfikowanych informacji. Prezes Google poinformował, że w związku z decyzjami kilku rządów, w tym Polski, Google zablokował dostęp do niektórych rosyjskich kanałów na YouTube w tych krajach. To z pewnością nie koniec, bo skala problemu jest ogromna. Dlatego liczę, że te działania będą prowadzone w pełnym zakresie – podał na swoim Facebooku premier Morawiecki.
Jak walczyć z dezinformacją?
Maciej Roszkowski w rozmowie z portalem abcZdrowie radzi, aby wszelkie informacje oraz konta siejące dezinformacje zgłaszać jak najszybciej do administracji mediów społecznościowych. – Komentarze, w których nazywa się Ukraińców banderowcami czy UPO-wcami powinniśmy zgłaszać do administracji, podobnie jak konta ludzi, którzy je piszą. Ponadto weryfikujmy zdobytą wiedzę, nie bazujmy tylko na treściach umieszczanych w komentarzach, korzystajmy ze sprawdzonych źródeł informacji – apeluje ekspert i dodaje, że w mediach społecznościowych o dezinformację szczególnie łatwo.
Policja natomiast apeluje o spokój i nieuleganie dezinformacji. – Policja jak i inne służby mają naprawdę dużo zadań na granicy, jesteśmy tam, wspieramy straż graniczną, czuwamy, zapewniamy bezpieczeństwo – można przeczytać na Twitterze Polskiej policji.
W kolejnej informacji wskazano, że „nasilona dezinformacja i powielenie kłamstw zmusza nas do podejmowania dodatkowych działań”. – Przykładem niech będą fałszywie przekazywane informacje o rzekomych gwałtach czy molestowaniu, których mieli dopuszczać się obcokrajowcy przybywający z terenu objętej wojną Ukrainy – napisano.
– Chociaż nic takiego nie miało miejsca, nie odnotowaliśmy zwiększonej liczby przestępstw to i tak wywołało to niepotrzebnie negatywne reakcje. Na terenie przejść granicznych jak i w samym Przemyślu są znaczne siły policji, dbamy tam o porządek i zapewniamy bezpieczeństwo – dodano.
Funkcjonariusze na Twitterze zwracają uwagę, że bardzo ważny jest spokój społeczny i nieuleganie obcej dezinformacji która ma wywołać właśnie nieobliczalne zachowania i eskalację.
(mad)