Racibórz płonął przez trzy dni. 77 lat temu Sowieci zdobyli Racibórz
Z regionalistą Beno Benczewem rozmawiamy o tym, jakie znaczenie miał Racibórz dla Niemców i Sowietów wiosną 1945 roku, miejskich legendach, które narosły wokół zdobycia miasta oraz haniebnym zwyczaju czczenia „wyzwolicieli”, który kultywowano jeszcze długo po upadku PRL.
– Jakie znaczenie miał Racibórz wiosną 1945? Dla Niemców i dla Sowietów?
– Dla jednej i drugiej strony Ratibor miał znaczenie marginalne. Dla Stalina, na tym etapie wojny, strategicznym celem było zajęcie Berlina. Najistotniejszą kwestią było też odcięcie III Rzeszy od zaplecza wojennego. Dlatego zajęcie Górnego Śląska, a następnie prowadzenie natarcia w kierunku zagłębia karwińsko-ostrawskiego było istotne. W Raciborzu było kilka zakładów przemysłowych, które produkowały na potrzeby machiny wojennej Rzeszy, ale kluczowe były inne ośrodki. Dlatego też główne siły I Frontu Ukraińskiego pod dowództwem marszałka Koniewa przez Wodzisław uderzały w kierunku Karwiny i Ostrawy. Jednocześnie Sowieci ścigali się z aliantami o zajęcie stolicy Niemiec, dlatego najważniejsze natarcie szło na Wrocław, w kierunku zachodnim.
– Czy dla Niemców ta optyka była taka sama?
– Niemcy reagowali tak, jak im Sowieci dyktowali. Próbowali osłaniać region przemysłowy wokół Karwiny i Ostrawy. Dlatego ciężkie walki toczyły się na linii Wodzisław – Żory, a nie tutaj, w Raciborzu. Racibórz nie miał dla Niemców większego znaczenia niż na przykład Prudnik. Zauważmy, że Armia Czerwona dotarła do Raciborza w trakcie styczniowej ofensywy. 27 stycznia gwardziści generała Kuroczkina zajęli Kuźnię Raciborską, 28 i 29 stycznia Samodzielny Korpus kawalerii Gwardii Armii Czerwonej zajął Łubowice. Następnie front ustabilizował się na linii Brzeźnica – Łubowice – Ciechowice – Nędza – Lyski i Rybnik aż do połowy marca. Zmieniło się to, gdy rozpoczęła się 15 marca operacja opolska. Ale nawet wtedy, ze względów taktycznych Sowieci najpierw obeszli Racibórz. 10. armia zajęła Głubczyce, Baborów i dopiero 25 marca jednostki Armii Czerwonej zaczęły przesuwać się do Raciborza, właśnie od strony Głubczyc. Zajęli Pietrowice Wielkie. Jednostki 17. i 25. dywizji artylerii przełamania rozpoczęły ostrzał miasta z haubic i armatohaubic, a 2. Armia Lotnicza rozpoczęła naloty, zrzucano bomby fosforowe (zapalające) i burzące. Tak spalił się częściowo kościół na Ostrogu.
– Jaki był skutek ostrzału i nalotów?
– Nie mamy danych co do intensywności tego ostrzału. Na pewno powodował straty materialne oraz ludzkie. Raciborzanie we wspomnieniach nazywali samoloty sowieckie „kukuruźnikami”, wydawały one taki charakterystyczny klekot. Chodzi o radziecki dwupłatowy samolot PO-2. Celem nalotów było zastraszenie obrońców i ludności.
– Niemcy ewakuowali ludność w głąb Rzeszy. Natknąłem się na informację, że w mieście, tuż przed wkroczeniem sowietów, pozostało 3000 mieszkańców. Czy to prawda?
– Trudno to zweryfikować. Racibórz przez kilka poprzednich miesięcy był dla Niemców zapleczem przy ewakuacji ludności oraz instytucji z terenu nie tylko Śląska. Miasto stało się takim centrum przesiedleńczym. Sami raciborzanie również zaczęli uciekać na zachód, ale zdaje się, że wielu w ostatniej chwili. Żołnierze namawiali i wręcz zmuszali ich do opuszczenia miasta, ale często spotykali się z odmową. Zdaje się, że ostatnia ucieczka nastąpiła tuż przed nadejściem frontu. Wielu mieszkańców nie zdecydowało się jednak na ucieczkę do Bawarii czy w Sudety, ale schroniło się na podraciborskiej wsi. Zaczęli wracać po tym jak miasto zostało zdobyte i skończyło się jego wypalanie oraz grabież.
– Czy można ustalić dokładny czas zdobycia Raciborza przez Armię Czerwoną?
– 30 marca o 4.00 w mieście rozległy się syreny i to był sygnał dla żołnierzy i mieszkańców, że miasto przestaje być bronione, że następuje ostateczny odwrót. Most zamkowy na Ostrogu wysadzono o 4.30. Niemcy wycofywali się w stronę Studziennej. Jednostki broniące miasta od strony Miedoni również wycofywały się w tamtym kierunku – przez Starą Wieś, ulice Mariańską i Starowiejską. Ze Studziennej odchodziły jeszcze pociągi z mieszkańcami i żołnierzami do Chuchelnej. Ostatni pociąg wyruszył w Wielki Piątek 31 marca około południa. Odwrót osłaniały pododdziały 18. Dywizji Pancernej Grenadierów SS, które rozłożyły się generalnie na linii rzeczki Psinki. Doszło tam do gwałtownej potyczki z nacierającymi czerwonoarmistami i sporo tych grenadierów poległo w tej walce. Zostali pochowani na cmentarzu Jeruzalem, gdzie były do niedawna zbiorowe mogiły żołnierzy niemieckich (w ostatnich latach ich szczątki przeniesiono na centralny cmentarz w Siemianowicach Śląskich). Racibórz został zajęty de facto 31 marca, ale ostatnie jego fragmenty 1 kwietnia. Niemcy prowadzili obronę spowalniającą natarcie przeciwnika, jednak trudno odtworzyć przebieg walk. Dane o stratach znamy tylko z literatury PRL-owskiej. Samych Niemców miało zginąć 1500, a w całym rejonie 3000. Kolejny 1000 miał zostać wzięty do niewoli. Sowieci mieli stracić w walkach w mieście 1000 osób. Skłaniam się do poddania tych danych krytyce. Nie sądzę, żeby były dokładne.
– Skoro walki miały nie być tak intensywne, to jak to się stało, że Racibórz tak bardzo ucierpiał?
– Po zajęciu miasta rozpoczęło się jego wypalanie i niszczenie. Są przejmujące relacje z Pogrzebienia i Brzezia, skąd obserwowano płonący Racibórz. Pożar trwał trzy dni. W tym czasie mieliśmy do czynienia z dwoma kategoriami rabunku – z jednej strony prowadzili go zwykli żołnierze, z drugiej strony zorganizowano metodyczny wywóz sprzętu z zakładów przemysłowych, który następnie trafił do konkretnych fabryk w ZSRR. Zachowały się dokładne rozkazy, w których sprecyzowano co, skąd i dokąd należy przewieźć. Po latach zdarzało się, że mieszkańcy Raciborza jeździli do ZSRR na wymianę i w tamtejszych fabrykach napotykali maszyny zrabowane w Ratibor. Z drugiej strony Sowieci oszczędzili w mieście to, co mogło im się przydać – sąd, więzienie, szpital. Nie podpalano tych obiektów i nie burzono, w przeciwieństwie do np. kościołów.
– Nie wszystkie zniszczenia to efekt działań zbrojnych i tego co nastąpiło bezpośrednio po nich.
– Na pewno płonęły całe kwartały miasta. Żołnierze sowieccy wchodzili do mieszkania i rozpalali ognisko na środku pokoju. Jak coś się zajęło ogniem, to po prostu wychodzili, zostawiając pożar samemu sobie. Nikt tego nie gasił. Nie ulega wątpliwości, że celowo niszczono to miejsce, bo z militarnego punktu widzenia nie było potrzeby prowadzenia tak niszczących działań. To sytuacja podobna do tej, którą obecnie obserwujemy na Ukrainie. Niemcy nie utworzyli w Raciborzu jakiegoś szczególnego punktu oporu, to nie był Festung Breslau, gdzie toczyły się ciężkie walki. Z drugiej strony jak przeglądam zdjęcia z lat powojennych, to przecież widać zachowany ratusz w rynku, kościół ewangelicki, synagogę czy część przedmieścia odrzańskiego. Dziś trudno jest ocenić, na ile te budynki były uszkodzone, czy rozbiórka była konieczna, czy też zdecydowano tak z innych względów. Na pewno rozbiórka ratusza na Rynku była decyzją polityczną.
– Cegły z rozbiórki Raciborza miały zostać użyte do odbudowy zniszczonej przez Niemców Warszawy.
– To jest miejska legenda. Takie samie historie powtarza się w innych miastach na Śląsku – w Dzierżoniowie, Opolu, Pszczynie czy Prudniku. Nie neguję prowadzenia prac rozbiórkowych na szeroką skalę, bo przecież cześć przedmieścia odrzańskiego stała jeszcze w latach 50. XX wieku. Jednak dotychczas nie przeprowadzono badań w tym zakresie. Część cegieł przewieziono do stolicy, ale myślę, że akcja miała głównie charakter propagandowy. Dlatego twierdzenie, że z cegieł z Raciborza odbudowano stolicę, to po prostu spekulacja.
– Jaki los spotkał raciborzan, którzy pozostali w mieście?
– Zabójstwa, gwałty i napady dokonywane przez żołnierzy sowieckich były masowe. Na Morawach sowieci zgwałcili 100 tysięcy kobiet. Najbardziej znaną zbrodnią pozostaje egzekucja miejscowej ludności przy ulicy Rybnickiej. Do piwnicy zapędzono co najmniej kilkanaście osób i przez okienko wrzucono granaty. Jednej osobie udało się przeżyć (ojciec wrzucił chłopca do wanny i przykrył własnym ciałem) i szczęśliwie wrócić później do domu. Pozostałych pochowano na cmentarzu na Płoni oraz na Ostrogu.
– „Wyzwolenie”.
– Po wojnie przez całe lata obchodzono w Raciborzu rocznicę „wyzwolenia” miasta. Angażowano w uroczystości młodzież szkolną, organizowano występy, czasem przyjeżdżali nawet Sowieci, którzy niszczyli to miasto i mordowali jego mieszkańców. Z przykrością obserwowałem, że po 1990 roku, po odzyskaniu suwerenności, władze miasta nadal praktykowały ten haniebny zwyczaj czczenia „wyzwolicieli” spod znaku sierpa i młota.
Wywiad przeprowadził Wojtek Żołneczko