Lipkowie są niemożliwi. Wygrali LONG Challenge RowerON 2022
Michał i Edyta Lipkowie nie mieli sobie równych w tegorocznym wyzwaniu rowerowym. On przejechał 602,6 km i wygrał wśród mężczyzn, ona z dystansem 310,3 km nie miała sobie równych wśród kobiet. Opowiedzieli nam, jak się do tego zabrali. Ten wywiad jest również o tym, jak rower uchronił Michała przed... operacją kręgosłupa.
– Edyto, rok temu przejechałaś 301,8 km w niespełna jedenaście i pół godziny. Powiedziałaś nam wtedy, że nie dałabyś rady przejechać ani kilometra więcej. Jednak w tym roku udało się pobić tamten rekord o 8 kilometrów. Spodziewałaś się tego?
– Edyta Lipka: Szczerze mówiąc, w tej edycji nastawiałam się na dużo niższy wynik. 150 – 200 kilometrów.
– Dlaczego?
– Edyta: Głównie ze względów zdrowotnych, ale jakoś wszystko tak się ułożyło, fajnie się jechało. Siłowo mogłam sobie pozwolić na więcej, ale organizacyjnie wyszło tak, a nie inaczej.
Michał Lipka: Pozwolę się wtrącić – było jej bardzo ciężko wyjść z domu. Opowiadała mi o tym na trasie. Mimo to później tak się zmobilizowała, że machnęła trzy stówy!
– Gratulujemy. Michale, pomówmy teraz o tobie. 600 kilometrów!
– Michał: Dla mnie to był rzeczywiście kosmos. Pobiłem wszelkie moje rekordy. Ostatni najlepszy wynik miałem w maju tego roku, ale to było 300 kilometrów, poprzednio 250 kilometrów. W poprzednich latach kilkakrotnie przejechałem po 200 kilometrów.
– Nastawiałeś się na tak długi dystans?
– Michał: Nie, założenie było inne: wyjść z domu na 24-godzinną przejażdżkę rowerową. Jak najmniej przerw, jak najwięcej pedałowania.
– Rozumiem, że plan się powiódł.
– Michał: Nie do końca. Zostało mi półtorej godziny, ale nie dałbym rady przejechać więcej. Drętwienie ramion, barków, ogólne zmęczenie organizmu.
– A nogi?
– Michał: Nogi dałyby radę, bo kondycyjnie byłem przygotowany super, jednak wymuszona pozycja ciała dała się we znaki, dlatego postanowiłem zakończyć wyzwanie.
– Czy to prawda, że zacząłeś jeździć „na poważnie” sześć lat temu?
– Michał: Tak. Kupiłem wtedy rower. To był najlepszy zakup. A zaczęło się od bóli kręgosłupa. Miałem już termin usunięcia krążka międzykręgowego. Trzeba było coś z tym zrobić. Poczytałem i postanowiłem spróbować roweru. Od tamtej pory bóle, zesztywnienia kręgosłupa – wszystko odeszło. Oprócz roweru zacząłem też w domu wykonywać ćwiczenia z ciężarem własnego ciała. Pomogło.
– Edyta: Pamiętam, jak lekarz za nim dzwonił, żeby przyszedł na zabieg, upewniał się, czy rezygnuje.
– Niesamowite. Wróćmy do RowerONu i Long Challenge. Jechaliście razem, czy osobno? Jak to zrobiliście?
– Michał: Podzieliłem sobie to wyzwanie na trzy etapy: nocny, dzienny i nocny. Założyłem, że w pierwszym nocnym etapie będę jeździł po ścieżce rowerowej między Pawłowicami a Pszczyną. Uznałem, że będzie tam bezpiecznie. Wyruszyłem o północy i przejechałem tę trasę cztery razy tam i z powrotem, a dojeżdżając do punktu startu na odpoczynek miałem w nogach 160 kilometrów. Później był etap dzienny, czyli 90-kilometrowe pętle (od Strumienia, przez Drogomyśl, Chybie, Skoczów, powrót na Ligotę, Czechowice-Dziedzice, Pszczyna, Wisła Mała i znowu Strumień). Tutaj dołączyła do mnie żona, co było bardzo pomocne, bo udzieliła mi dużego wsparcia psychicznego.
Edyta: Jedną pętlę mąż zrobił sam, a kolejne trzy zrobiliśmy razem. Po trzech pętlach ja zjechałam z trasy, a Michał rozpoczął ostatni, nocny etap, w okolicach Chyba i Drogomyśla.
– Były momenty kryzysowe? W zeszłym roku, gdy jechałaś po wszystkich trasach RowerONu, powiedziałaś że taka chwila przyszła wtedy, gdy zobaczyłaś już wszystko, co było do zobaczenia na trasach i wiedziałaś, że nic ciekawego już na ciebie nie czeka. A jak było w tym roku?
– Edyta: Pętle są trudne. Dobrze, że one były większe, bo jednak krajobraz się zmieniał. Mimo to głowa miała kryzysy, ale pomagało nam to, że oboje się z tym zmagaliśmy. Punkt odpoczynku był też dla nas dobrą odskocznią.
– Michał: Pierwszy kryzys miałem o siódmej rano. Oczy mi się zamykały. Poprzedni tydzień pracy zakończyłem nockami i miałem mało czasu na odespanie. Drugi moment był wtedy, gdy Edzia mnie opuściła. Około 20.00, 21.00 znowu bardzo chciało mi się spać.
– Edyta: Co do pętli nie przewidzieliśmy jeszcze jednego... Liczby przejazdów kolejowych. Okazało się, że co chwilę byliśmy z tego powodu „stopowani”. Jako że nasza mentalność jest taka a nie inna, postanowiliśmy, że nie będziemy czekać, tylko będziemy się wracać – kilometr w jedną stronę i z powrotem. To też działało na głowę, że pętla miała się ku końcowi, a tu trzeba było się cofać.
– Michał: Gdy skończyliśmy, uznaliśmy, że to jednak nie miało sensu, bo i tak wyprawa skończyła się półtorej godziny przed czasem.
– Czy coś jeszcze utkwiło wam w pamięci?
– Michał: Pamiętam jednego rowerzystę, w słuchawkach na uszach, wyjechał zza rogu, wjechał między nas. Jakby w ogóle nas nie zauważył. Prawie sie przewróciłem. Zakręcony chłop.
– Jak długo dochodzi się do siebie po takim wyczynie?
– Michał: Potrzebowałem trzech dni. Później byłem znowu na trasie.
– Trenujecie razem czy osobno?
– Edyta: Raczej osobno, ze względu na dzieci. W Long Challenge nie pojechaliśmy linią prostą, np. nad morze, również z uwagi na dzieci. Postawiliśmy na pętle, żeby być blisko nich.
Michał: Poza tym łatwiej było nam się zorganizować. Samochód mieliśmy zaparkowany na stacji w Strumieniu i to był nasz punkt odpoczynkowy. Po pętli zjeżdżaliśmy tam na 10 – 15 minut – krótki odpoczynek, uzupełnienie węglowodanów, napełnienie bidonów i z powrotem na trasę.
– Jak oceniacie infrastrukturę rowerową w naszym regionie?
– Edyta: Jastrzębie bardzo się poprawiło. Wiele osób korzysta z Żelaznego Szlaku Rowerowego. Po rejestracjach widzimy, że ludzie przyjeżdżają tu nawet z daleka. Mnie osobiście trudno się jeździ w Rybniku czy w Żorach, ale to ze względu na wzmożony ruch. Ścieżek rowerowych brakuje też w centrum Wodzisławia Śląskiego. Ale to wszystko się zmienia. Widać, że miasta nastawiają się na rowerzystów i zmierza to w dobrym kierunku. My często korzystamy ze ścieżek w Czechach. Czujemy się tam bezpieczniej, drogi są spokojniejsze.
Michał: W Czechach asfalty są o niebo lepsze niż w Polsce. Ścieżki dla rowerów są najczęściej wydzielone z pasa drogowego. Mentalność kierowców jest też inna. Dlatego uwielbiamy Czechy.
– Macie dwójkę dzieci – przedszkolaka i nastolatkę. Czy oni podzielają waszą pasję do dwóch kółek?
– Michał: Może nie podzielają naszej pasji, ale też nie negują. Zuzia daje odczuć, że jest z nas dumna, jednak woli inne dziedziny sportu. Bardziej zainteresowany jest Emilian, który powoli wkręca się w rower.
(żet)