Za blokowanie na Facebooku do prokuratora?
Na zakończenie marcowej sesji w Raciborzu padło pytanie pod adresem pierwszego zastępcy Dariusza Polowego o prowadzoną przezeń na Facebooku stronę, jako osoby publicznej. Radna Anna Szukalska zarzuciła Dawidowi Wacławczykowi, że ten blokuje tam możliwość śledzenia i komentowania swoich postów, choć przedstawia „nie do końca prawdziwe informacje z sesji”.
Szefowa klubu radnych Niezależnych Michała Fity wskazała, że wiceprezydent blokuje m.in. jej (stwierdziła, że nie ma to dla niej znaczenia), ale także innym znanym jej osobom możliwość komentowania, a nawet zajrzenia na swoją stronę na Facebooku.
Podstawa prawna dla bana
Szukalska podkreśliła, że to profil fejsbukowy osoby publicznej, na którym powinna odbywać się merytoryczna i prawdziwa dyskusja. Szukalska zapytała na sesji, na jakiej podstawie prawnej Wacławczyk zablokował (internetowy ban) niektórym użytkownikom dostęp do swojego profilu? Dodała, że nie chodzi jej o blokowanie tych internautów, którzy dokonują obraźliwych wpisów, ale takich, którzy chcą rozmawiać merytorycznie.
Zastępca prezydenta oznajmił, że nie musi tłumaczyć się radnej z własnych decyzji. Przyznał jednak, że zdarzyło mu się zablokować, jak podkreślił – w całym swoim życiu – 4 lub 5 osób, bo nie dyskutuje z kłamcami, czy emocjonalnie niepoukładanymi osobami. – Jest to moja sprawa kogo blokuję – oznajmił.
Odwaga i błoto
Anna Szukalska odpowiedziała Wacławczykowi, że ten nie ma takiego prawa jako osoba publiczna. Stwierdziła, że konsultowała tę kwestię z osobą zorientowaną w takiej tematyce, jak dodała – z pewnej organizacji społecznej. – Może pan sobie blokować jako osoba fizyczna Dawid Wacławczyk, ale nie jako wiceprezydent – podkreśliła.
– Nie nauczył się pan, jaką funkcję pełni, jakie ma obowiązki. Nie jest pan osobą prywatną – zaznaczyła Anna Szukalska.
Dodała, że trzeba mieć odwagę i nie jest sztuką obrzucać błotem radę i radnych i nie dyskutować merytorycznie.
Dawid Wacławczyk stwierdził, że radni Niezależni mogą z tym tematem pójść do prokuratury i sprawdzić, kto ma tu rację. – Pani radna tam poleci sobie do prokuratury kolejny raz i zobaczymy – rzucił w stronę Szukalskiej wiceprezydent.
Wiceprzewodniczący rady Michał Szukalski uznał, że wiceprezydent nie zapanował nad emocjami, udzielając odpowiedzi jego siostrze i przypomniał, jak z ust Wacławczyka padło na sesji słowo „buractwo”, kiedy opozycja głosowała nie po myśli prezydentów. – Jak pan mówi o panowaniu nad emocjami to brzmi to śmiesznie – dodał Szukalski.
Motor napędowy sypie ciągiem z rękawa
Głos zabrał jeszcze Henryk Mainusz wracając, jak sam powiedział, do afery wokół niezręcznej sytuacji, zawieruchy, której motorem napędowym nazwał wiceprezydenta Wacławczyka. Chodziło mu o skierowanie przez radnego Piotra Klimę niewłaściwego zwrotu pod adresem miejskiej konserwator zabytków.
– Było dochodzenie i cała masa problemów. A tu siedzi obok pana radna Szukalska, do której pan sypnął z wielkiego luzu, ciągiem z rękawa i raz się oburzamy, a raz nie? – mówił do D. Wacławczyka.
Adresat pytania uznał, że porównanie tych sytuacji jest dla niego absurdalne. Nie chciał polemizować.
Mainusz skomentował, że w radzie obowiązują dwa standardy dla każdej strony sali obrad. Dziwił się, że wiceprezydent nie rozumie, co radny do niego mówi.
W tym momencie Dawid Wacławczyk i drugi zastępca prezydenta opuścili sesję, co spotkało się z krytyką pozostałych w sali radnych.
Powinni siedzieć do końca
Wypowiedziała się jeszcze A. Szukalska, twierdząc, że wiceprezydent kłamie, bo ona sama nigdy nie latała do prokuratury i to rada miasta podejmowała kroki prawne w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa przez wiceprezydenta.
Paweł Rycka skomentował, że ci, co radnych pouczają, nie panują nad swymi emocjami. – Prezydenci powinni tu z nami siedzieć na sesji do końca, ale widać jak ta władza nas traktuje – podsumował. Wskazał, że chciał jeszcze zadać pytania, ale już nie ma do kogo. Podkreślił, że prezydenci pracują i nie powinni kierować się emocjami w tej pracy.
(ma.w)
Helsińska Fundacja Praw Człowieka wskazuje
Blokowanie użytkowników w mediach społecznościowych przez organy władzy publicznej stanowi naruszenie prawa do informacji i swobody wypowiedzi. Organy publiczne lub osoby pełniące funkcje publiczne nie mają obowiązku tworzenia np. stron w Facebooku, jeżeli jednak zdecydują się je wyznaczyć, to również wypowiedzi w tej przestrzeni korzystają z gwarancji ochrony swobody wypowiedzi. – To ograniczenie dostępu do informacji, a co za tym idzie wolności słowa wynikającej z art. 54 Konstytucji i art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka – uważa Helsińska Fundacja Praw Człowieka.