Sławy Kasprowicza cz. 13
Przypomnijmy, kto wówczas uczył w tej szkole. Rusycystą był były kurator lwowski profesor Gadomski, wtedy człowiek w bardzo już podeszłym wieku. Uczniowie przezywali go „Tietradką”. Natychmiast po wejściu do klasy wołał: „Atkrywajtie swai tietradki” czyli otwierajcie swoje zeszyty. Był to uświęcony przez niego rytuał. Profesor Gadomski zmarł chyba w 1951 roku uprzednio pochowawszy swoją żonę uchodzącą wśród znajomych za niebywale uroczą damę. W Raciborzu profesor Gadomski był już człowiekiem zmęczonym swoimi latami i ciężkimi przejściami wojennymi. W szkole Kasprowicza niczym szczególnym nie zapisał się w pamięci uczniów. Był jednak wielce zasłużonym pedagogiem, w swoim czasie bardzo cenionym kierownikiem oświaty okręgu lwowskiego, jeszcze na długo przed pierwszą wojną. W chwili śmierci liczył prawie dziewięćdziesiąt lat...
W szkole stopnia podstawowego uczyła m.in. Stefania Kirikow, też pochodząca ze Lwowa, dalej: pani Pawłow lub Pawłów, panna Burdówna, wielki oryginał słowotwórczy... Wszystkie te nauczycielki były pedagogicznymi indywidualnościami. Jeszcze wtedy bowiem, tamto pokolenie nauczycieli zawodowy rodowód wywodziło głównie z powołania, posiadało autorytet i to coś, szczególne tylko prawdziwemu pedagogowi nadane, co potrafiło przyciągnąć do niego w jednej klasie szeroki kalejdoskop charakterów uczniowskich, co charakteryzowało się statusem posiadania wiedzy i umiejętnością jej przekazywania.
Matematyki w młodszych klasach uczył pan Wachtarczyk, w starszych, licealnych, profesor Zontek, który zapisał się w pamięci swoich dawnych uczniów jako wybitny matematyk bardzo przystępnie wykładający swój przedmiot. Był raczej niskiego wzrostu, nosił ostro strzyżoną bródkę, był życzliwym, ale surowym egzekutorem wyłożonego materiału.
Chemii i francuskiego uczyła Niemka, pani profesor Siara. W 1958 roku wyjechała z synem i córką do zachodnich Niemiec. Geografię, później również i francuski wykładała pani Karolina Górzyńska, przedwojenna absolwentka paryskiej Sorbony. Innym matematykiem w licznych klasach licealnych był... filolog klasyczny, wspomniany tu wyżej, cytowany Stanisław Mleczko. W tamtych latach nawet filolog znał matematykę, a fizyk mógł być całkiem dobrym polonistą.
Polonistka profesor Jadwiga Kapuścik pochodziła z Galicji, z ziemi rzeszowskiej, naukowo z Uniwersytetu Jagiellońskiego. W Raciborzu mieszkała od lat trzydziestych. Wyszła za mąż za działacza Związku Polaków w Niemczech, który wiele lat spędził w hitlerowskich kacetach. Jako nauczycielka, Jadwiga Kapuścikowa była bez większych sukcesów. W latach polskiego stalinizmu mocno się związała z reżimem przynależnością w PPR, potem z PZPR. Przejścia i trudy życiowe, miała chyba pięcioro dzieci, uczyniły z niej przeciętnego i zgorzkniałego wychowawcę i nauczyciela wzorowo trzymającego się programu szkolnego i ówczesnej, rządzącej ideologii. Umiała jednak znakomicie wychować własne dzieci, wszystkie wielokierunkowo uzdolnione wykształciły się i rychło dały o sobie znać, na przykład w nauce polskiej. Zmarła przedwcześnie, po trwającej rok, ciężkiej chorobie, w 1961 roku. W kondukcie pogrzebowym, oczywiście pogrzeb był świecki, jej starszy brat, ksiądz, który w latach jej nauki utrzymywał ją, łożył na jej kształcenie, nie szedł tuż za trumną, z najbliższą rodziną. Jego wysoka postać w obszernej sutannie widoczna była u końca bardzo długiego orszaku, za klasami i nauczycielami wszystkich raciborskich szkół, za personelem urzędów miejskich, komitetu miejskiego PZPR, milicji, za delegacjami z województwa...
Od 1945 roku w raciborskiej szkole Kasprowicza pracował pan Charzewski, który uczył różnych przedmiotów, jako tzw. „zapchajdziura”. Nie wiadomo czy był w pełni kwalifikowanym nauczycielem. Do Raciborza nadszedł od wschodu. Również był, jak się to mówiło, mocno partyjny. A to były wówczas najwyższe kwalifikacje. Jego umiejętności pedagogiczne charakteryzowały się wyjątkowo mierną klasą. W zakamarkach pamięci uczniów zapisał się jednak jako człowiek uczciwy i nie za bardzo wymagający, nie mogło być inaczej, często uczniowie więcej od niego wiedzieli. Najdziwniejsze było, że pan Charzewski, po odejściu z tej szkoły Józefa Grabowskiego został jej dyrektorem. Funkcję tę pełnił do 1959 roku. Zmarł w bardzo sędziwym wieku, w początkach lat osiemdziesiątych.
Przyrody uczyła w klasach licealnych Kazimiera Grabowska. Lekcje się odbywały we wspaniałym gabinecie pod jej nadzorem urządzonym przez starszych uczniów. Duża sala była zastawiona akwariami, gablotami z zasuszonymi okazami fauny i flory, także spoza naszej szerokości geograficznej, klatkami z żywymi ssakami, ptakami, owadami i gadami, oczywiście było dużo żywej zieleni. Na szafach stały słoje z zatopionymi w formalinie płodami i dorosłymi rzadkościami drobniejszych zwierząt.
Zajęcia odbywały się w sposób praktyczny, przy lupie, przy mikroskopie, przy sekcji dokonywanej na żywym eksponacie... Na lekcjach pani Grabowskiej można było prowadzić również dyskusje ogólne, ale i szczegółowe rozmowy poruszające tematy socjologiczne, czy też dotyczące biologii człowieka. Były prowadzone dysputy – dzisiaj ciągle bardzo rzadkie w naszych szkołach – o miłości, nienawiści, o patologiach i ich przyczynach, anomaliach, o fizjologii i o tysiącu zwykłych, codziennych sprawach, dla młodzieży często trudnych, które – bywało – stawały się problemem nie do przebrnięcia, o jakich nie rozmawiało się z rodzicami, a które niezmiernie nurtowały młode umysły pokolenia lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX w.
Z panią profesor Grabowską można było poruszyć każdą sprawę. Nauczycielka traktowała uczniów poważnie, nigdy nie uciekała od podejmowania trudnego tematu. Uczniowie na jej lekcjach czuli się swobodnie, zupełnie nieskrępowani poruszaniem tzw. wstydliwych treści, na przykład dotyczących seksualności człowieka. W godny sposób wspólnie rozmawiali, dotykali kwestii właściwymi słowami, okazywali się bardzo dojrzali. Wiele razy, głównie dziewczętom, ale i chłopcy też się zgłaszali, już nie w obliczu klasy, a w cztery oczy, w jakimś ustronnym kącie, pani Grabowska pomagała w rozwiązywaniu najbardziej ich intymnych problemów. Tę nauczycielkę młodzież darzyła wyjątkowym szacunkiem i zaufaniem. A jej lekcje dla surowych umysłów uczniów stanowiły szerokie otwarcie do zrozumienia skomplikowanych ustrojów czekającego na nich świata, do dostrzeżenia miejsca człowieka w łańcuchu zależnych od siebie symbioz, a także do umiejętności obiektywnego poznawania i osądzania samych siebie, zwłaszcza własnych ułomności. Pani Kazimiera nie wygłaszała wykładów. Każdy kolejny temat był omawiany głównie przez młodzież. Nauczycielka zadawała pytania, albo – naprowadzając – omawiała krótko bardziej niezrozumiałe szczegóły problemu, posługując się przykładami lub eksponatami. Jej lekcje były zawsze za krótkie.
Józef Grabowski – doktor filozofii, filolog klasyczny, znawca kultury łacińskiej, historyk, publicysta, społecznik, przyjaciel polityków, naukowców, artystów i raciborskiej młodzieży. Dyrektor Męskiej Szkoły Ogólnokształcącej Stopnia Podstawowego i Licealnego nr 9 im. Jana Kasprowicza. Sylwetkę profesora przybliża nam jego uczeń – Andrzej Markowski-Wedelstett.