Padłe ptaki nadal znajdowane są w rezerwacie Łężczok. Zginęło już tam setki mew śmieszek
Mówi o tym Nowinom nadleśniczy Nadleśnictwa Rudy Raciborskie Marcin Fischer. Uspokaja jednak, że są to śladowe liczby ptaków. – Sytuacja się klaruje – zaznacza.
Ptasia grypa, którą stwierdzono na terenie polderu Buków w rejonie Roszkowa i rezerwatu Łężczok w gminie Nędza zabiła setki ptaków. W tej pierwszej lokalizacji były to śladowe liczby w porównaniu do tego drugiego, o czym mówił Nowinom lek. wet. Konrad Kuczera, zastępca Śląskiego Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii.
Chwilę po tym, jak Państwowy Instytut Weterynaryjny – Państwowy Instytut Badawczy w Puławach zidentyfikował grypę ptaków podtypu H5N1 w próbkach pobranych przez Powiatowego Lekarza Weterynarii w Raciborzu, wojewoda Jarosław Wieczorek wprowadził stosowne zarządzenie mające na celu nierozpowszechnianie się tej choroby. Zadecydował również o zamknięciu dla turystów Łężczoka i polderu Buków, czyli ognisk choroby. Zmiany obowiązywały do 25 maja. Ostatniego dnia ograniczeń Konrad Kuczera mówił nam, że łącznie zginęło około 3000 ptaków. Wskazał również, że ornitolodzy szacowali, że na terenie rezerwatu Łężczok gniazdowało około 2,5 tysiące par lęgowych mew śmieszek, czyli około 5 tysiące ptaków. Choroba zabrała więc ponad połowę z nich.
26 maja Linda Hofman, rzecznik prasowa PGW Wody Polskie w Gliwicach, przyznała w rozmowie z Nowinami, że na terenie polderu Buków nie ma już masowych padnięć ptaków, a jeśli do tego dochodzi, to są to pojedyncze przypadki. – W zasadzie możemy mówić o tym, że to zjawisko ustało w tej lokalizacji – wyjaśniła.
Inaczej sytuacja wyglądała w Łężczoku. Roman Suska, rzecznik prasowy rudzkiego nadleśnictwa, wyliczał, że ostatniego dnia obostrzeń zebrano 76 ptaków. I padnięcia ciągle są tam odnotowywane, ale jest ich coraz mniej, o czym mówi nam nadleśniczy Marcin Fischer. – To wiąże się z tym, że kulminacja sezonu lęgowego dla mewy śmieszki już ustała, populacja została uszczuplona przez samego wirusa. To wszystko sprowadza się do tego, że tych ptaków jest coraz mniej, a co za tym idzie, liczba padnięć też jest mniejsza, ale ciągle są – zaznacza.
Marcin Fischer wyjaśnia, że ptaki z terenu podległego nadleśnictwu zbierane są w miarę potrzeb, w czym pomaga raciborska straż pożarna. – Do Łężczoka można wchodzić. Konsultowane były te wszystkie decyzje z Powiatowym Lekarzem Weterynarii i teren jest otwarty na zwiedzających – podkreśla.
Nadleśniczy przyznaje, że choroba zasiała ogromne spustoszenie na tym terenie. – To tysiące padłych ptaków – wylicza. To też najtrudniejsza sytuacja, z którą musiał zmierzyć się Marcin Fischer po tym jak przejął rządy w rudzkim nadleśnictwie. – Na Łężczoku rzadko zdarzają się takie przypadki, jak ten, kiedy ginie tak wiele osobników danej populacji, z danego gatunku – puentuje.
(mad)