Tadeusz Helis z Silesii: zacząłem grać w szachy, bo chciałem coś udowodnić
Na memoriale szachowym im. Alfreda Chrobaka rozmawialiśmy z jednym z najlepszych w ostatnich latach zawodników raciborskiej Silesii – Tadeuszem Helisem. Na zawodach z 7 października też zajął wysokie miejsce, choć jak przyznaje, nie angażuje się w rywalizację tak, jak w czasach, gdy reprezentował klub w najwyższej krajowej lidze.
– Dysponuje pan bogatym doświadczeniem wśród szachistów w Silesii Racibórz, znał pan też pana Alfreda, któremu dedykowany jest ten memoriał. To był taki ojciec założyciel tego klubu, jak pan go zapamiętał?
– Bardzo się cieszę, że ten turniej ma swoją kolejną edycję. Znałem pana Alfreda długie, długie lata. Praktycznie on nam stworzył ten klub. On z nami jeździł na wszystkie te ligi, towarzyszył drużynie, wspierał. My praktycznie traktowaliśmy go jak takiego naszego ojca.
– Ma pan dziś 54 lata i wciąż jest czołowym zawodnikiem Silesii. W wielu zawodach osiąga pan najlepsze wyniki z zawodników klubu. Jak udaje się utrzymać tę wysoką formę?
– Faktycznie plasuję się wysoko w końcowych klasyfikacjach, choć przyznam, że aktualnie już mało trenuję. Nie poświęcam tyle czasu co kiedyś na szachy, bo mam absorbującą pracę zawodową i nie ma możliwości, by angażować się w tę pasję tak intensywnie. Kiedyś siedziało się nad przykładami partii, rozwiązywało różne zadania i przerabiało kolejne książki, po prostu trenowało.
– Na memoriał przychodzi zagrać mnóstwo dzieci i młodzieży. Z pewnością szachy nie są już tak popularne jak w czasach pańskiej młodości. Kiedy to było? Pamięta pan swoje początki?
– Przyznam, że zacząłem grać bardzo późno, nie tak jak najmłodsi uczestnicy dzisiejszego memoriału. Zainteresowałem się szachami, dopiero gdy poszedłem do szkoły średniej. To naprawdę dosyć późno, gdyby porównać z innymi. Miałem zacięcie do tej gry i po prostu chciałem pokazać innym, tym którzy zaczynali w klubach wcześniej swoją karierę, że potrafię im dorównać poziomem pomimo spóźnionego startu.
– Opierając się na swych doświadczeniach, obserwacjach, jak pan ocenia poziom memoriału Chrobaka?
– Poziom oceniam jako wysoki. Pamiętam edycje z jeszcze silniejszą stawką, ale w terminie obecnej rywalizacji odbywają się mistrzostwa Polski w szachach, co sprawia, że niektórzy wybrali tamten turniej. Myślę, że potencjał tych raciborskich zmagań jest na tyle atrakcyjny, że zawodników mogłoby przyjechać więcej i to także tych z czołówki, takich z tytułami arcymistrza.
Jednak nie można narzekać, bo grają tu mistrzowie międzynarodowi, zatem obsada jest silna. Przy szachownicach zasiadło 156 osób, a to całkiem sporo i jest w tym gronie kilku mistrzów. To jest bardzo cenne, że można się sprawdzić w międzynarodowej rywalizacji.
– Jak pan postrzega obecne wyniki Silesii, klubu z Ekstraligi? To dziś taki międzynarodowy klub, trochę jak w świecie piłkarskim, gdzie drużyny tworzą cudzoziemcy. Kiedy pan grał w najwyższej klasie, to skład był całkowicie krajowy.
– Aktualnie praktycznie wszystkie kluby, chyba niezależnie od dyscypliny, muszą opierać się na międzynarodowym składzie, gdzie grają najlepsi dostępni zawodnicy. Przyznam, że kiedy ja grałem w tej drużynie, to było nie do wyobrażenia, żeby ktoś z zagranicy nas wzmocnił. Nasza koleżanka z Ukrainy dołączała na czas występów w I lidze, ale to było już dawno. Radziliśmy sobie bez posiłków, ale współcześnie to chyba niemożliwe.
– Oparty na raciborzaninach skład radził sobie wtedy w lidze znakomicie.
– Tak było, panowie Wieczorek, Orzechowski czy zwłaszcza Stryjecki oni stanowili o sile naszego zespołu. Ja dostałem się do tego składu, kiedy klub awansował do drugiej ligi, a później wywalczył awans klasę wyżej. Przyznam, że nie pamiętam, który to był dokładnie rok, bo ta przeszłość się powoli zaciera. Jaką przyszłość wróżę obecnej drużynie? Prezes Piotr Chrobak trzyma to organizacyjnie, póki starczy zaangażowania i środków, to Silesia będzie plasować się wysoko. Potrzeba też kolejnych, młodych ludzi palących się do szachów. Jest u nas trochę zdolnych juniorów, czyli jest przyszłość. Chciałbym, żeby te komputery i telefony nie zniszczyły im tej pasji. Młodzi myślą o jak najnowocześniejszym sprzęcie, graniu na komputerach, a nie przy tradycyjnej szachownicy. Szkoda, że to ich nie interesuje. A jak długo ja będę jeszcze grał? Powiem szczerze, że z kolejnymi latami to się człowiekowi coraz mniej chce jeździć po turniejach, ale nadal gram.
Rozmawiał Mariusz Weidner