Szlachetna Paczka w Raciborzu
Udało się ją odbudować. „Nie każdy może mieć radosne święta”
Ośmioro wolontariuszy zajmowało się w sobotę 16 grudnia dystrybucją darów w ramach „Szlachetnej Paczki”. W SP 15 w Raciborzu powstał tymczasowy magazyn. Obdarowano 18 rodzin. Zespołem dowodziła Aleksandra Stefanow.
Młoda liderka dopiero drugi raz przyłączyła się do Szlachetnej Paczki. Przed rokiem była wolontariuszką, a teraz postanowiła zostać jej raciborską liderką. – Doszło więcej spraw organizacyjnych, ale ktoś musiał wziąć to na siebie, żeby Racibórz mógł w ogóle ruszyć z Paczką – mówiła nam 21-letnia Aleksandra.
To ona czuwa nad bezpieczeństwem danych rodzin, które otrzymują dary. – Nie zapominajmy jednak o roli wolontariuszy, bo oni wykonują tu ogromną robotę. Nawet się śmiejemy, że w domach jeszcze nie mamy nic kupione na święta, bo na pierwszym miejscu stawiamy potrzeby rodzin, którymi się zajęliśmy. Żeby to one miały w końcu lepsze święta – podkreśla Stefanow. Przyznaje, że w nowej roli nie angażuje się tak jak wcześniej w wizyty u rodzin z prezentami, bo to biorą na siebie inni.
Wspólnymi siłami idą do przodu
Ilu rodzinom pomaga w tym roku raciborska Paczka? – Znaleźliśmy darczyńców dla 18. rodzin. Było ich przed rokiem więcej, ale sytuacja tych, którym pomogliśmy, w tym czasie poprawiła się i nie wzięli udziału w aktualnej edycji – tłumaczyła A. Stefanow.
Dziękowała dyrekcji SP15, że kolejna raz włączyła się w organizację akcji, udostępniła obiekt pod „magazynek i miejsce spotkania oraz poczęstunku dla pomagających”. – Składujemy tu paczki, podpisujemy je i wyjeżdżamy stąd z nimi. Dzięki szkole mamy na to sporo miejsca – podkreśliła.
Paczki są różnej wartości. Gdy rozmawialiśmy z liderką, to najwartościowszy z darów szacowano na 10 tys. zł. Były to m.in. sprzęty AGD i gdyby nie pomoc Raciborskiego Centrum Recyklingu, to prywatnymi osobówkami trudno byłoby wolontariuszom przewieźć prezenty. – Wspólnymi siłami idzie do przodu – uśmiechała się Aleksandra.
Ludzie, którzy nie mieli choinki na święta
Do akcji włączyło się 8. wolontariuszy. Ich grupa była budowana od podstaw. Rodzice, studenci, uczniowie – tacy co debiutują i tacy doświadczeni, wierni idei od lat. – Robimy dużo, żeby święta komuś poprawić, przekazać radość, bo spotkanie z bliskimi jest najważniejsze. Nie każdy może sobie pozwolić na radosne święta. Są ludzie, którzy jeszcze nigdy nie mieli choinki na ten czas. Ludzie mają łzy w oczach, jak dostają drzewko – stwierdziła Aleksandra Stefanow.
Na miejscu spotkaliśmy prezesa RCR Jana Makowskiego. Powiedział nam, że szlachetność jest naturą człowieka i Szlachetna Paczka jest świetną okazją, by ją uzewnętrznić. – Są ludzie, którzy nie mają stałej pracy, stałych dochodów, a tak jak inni chcą, żeby ich dzieci były szczęśliwe. W ciasnym mieszkaniu, bez stałej pracy, nie mają pieniędzy, by w święta sprawić radość dzieciom. Ten ważny czas powinien się objawiać czynami, a ten program niesie wiele dobra – usłyszeliśmy od szefa miejskiej spółki. Według niego dobroczynność jest ważnym aspektem funkcjonowania każdego biznesu, a głośno mówi się o społecznej odpowiedzialności biznesu. – Realizują ją ludzie, a ja mam taką potrzebę, by brać udział w tych akcjach, wcześniej funkcjonowałem w fundacji w otoczeniu biznesu. Wezwanie chrześcijańskie: miłuj bliźniego, jak siebie samego tu się sprawdza. Każdy przejaw życzliwości, nawet dobrostanem duchowym, bywa pomocny. A jak są możliwości finansowe, żeby ten humanitaryzm wyrazić, to tym bardziej należy to robić – powiedział Makowski.
Trudno przyznać się do biedy
Wolontariuszka Anna, która z Paczką jest już ponad 7 lat, przyznała, że trudny jest etap wywiadu z rodzinami wytypowanymi do akcji. Reakcje są różne, nie każdy chce się przyznawać do biedy. – Bywają uniki, trudności ze wskazaniem, czego najbardziej im potrzeba. Na początku były u mnie obawy jak sobie radzić z tymi wizytami, rozmowami, ale z każdym rokiem jest z tym lepiej. Muszą nam zaufać, my utrzymujemy tajemnicę, kto jest w gronie obdarowanych – przyznała nasza rozmówczyni. Towarzyszył jej Tomasz, po raz pierwszy pomagający w Paczce. – Odpowiem banalnie: lubię pomagać i chciałem poznać podobnych sobie. Dobrze trafiłem – uśmiechał się młody mężczyzna. Dodał, że sam przeżył radosne chwile, kiedy przekazując informacje, że Paczka trafi do jednej pani, usłyszał w telefonie wzruszony głos: już dawno nie słyszała tak dobrej nowiny jak ta, którą ja jej podałem. Anna też miała takie odczucia jak dowiedziała się o jednej z obdarowanych paczką przed rokiem. – Była z grona uchodźców z Ukrainy. Nie mieli tu pracy, było im ciężko. Dziś są w zupełnie innym miejscu. Ona i mąż pracują, a syn kończy studia. Nasza Paczka zyskała tu wymiar międzynarodowy – podsumowała wolontariuszka.
(ma.w)