Historia na klinie u starzika
Rodzice budowali dom więc często przebywałem pod opieką starzika. Telewizora, komputera i komiksów nie było, ale starzik potrafił pięknie opowiadać, sporo przy tym wypalając cygaretów. Bardzo dużo kurzył, pamiętam go zawsze ze „sportem" albo ze zrobioną przez siebie „skrętką". Opowiadali też jego dwaj synowie, a obydwa ujce znali dużo bajek - wspomina Paweł Porwoł.
Zawsze z ogromną sympatią mówi o Pszowie. Nic dziwnego, na granicy Pszowa i Zawady stoi do dziś jego rodzinny dom. Kocha regionalną historię, bo w niej wyrósł. Tu urodziła się jego starka Gertruda i starzik Alojzy, którego rodzice przybyli za chlebem z Dziergowic, w pobliżu Góry św. Anny. Sam Alojzy pracował na „Annie".
To był taki domorosły stolarz - mówi o nim ciepło Paweł Porwoł. Bardzo cichy i skromny człowiek. Przy całym sprzęcie, którym dysponował: strug, hebel, piła i wiertarka ręczna, potrafił zrobić okno, drabinę, beczkę, piasty do kół od furmanek. Jakąś niewielką cząstkę tego talentu chyba żech erbnył po nim, bo lubię pracę z drewnem, gdybym miał jednak tylko trochę więcej czasu....
Babcia natomiast posiadała dar pięknego śpiewania.
Dyć bydzie czas, coby se to nagrać - myślałem, kiedy byłem na studiach. Ale nie było. Starka pięknie śpiewała, a repertuar śląskich pieśni miała przebogaty.
Niektórych z nich Paweł już nigdy później nie słyszał. Jedna, bardzo wzruszająca, o sierocie, któremu „tatuliczek już umrzyli a mamuliczka leżą downo w ziemi", szczególnie mocno zapadła w jego pamięci, bo przy jej śpiewaniu robiło mu się okropnie smutno.
Kiedy słyszałem „Gody, gody idom, radujom sie wszyscy do dom", to taka żałość mnie ogarniała, że musiałem se w kącie popłakać - dodaje.
Trzykrotny powstaniec
Starzik Alojzy i starka Gertruda doczekali się trójki dzieci: dwóch synów i córki (matki Pawła). Paweł był ich pierwszym wnukiem.
Starzik bardzo mnie kochał. Miał sad, a w nim mnóstwo czereśni - wspomina P. Porwoł. Część pakował do tekturowych skrzyń, brał na rower lub wózek i nocną jeszcze porą szedł pieszo na cug do Rydułtów, a stamtąd jechał do Katowic. Z dwoma skrzyniami tak daleko! To była całodzienna wyprawa. My zaś z niecierpliwością czekaliśmy aż wróci, bo nigdy nie wracał z pustymi rękami. Zawsze nam coś z takiej wyprawy przywoził. Starce Gertrudzie chustka, do wszystkich winiec kiełbasy, a mnie szkloki!
Alojzy walczył w trzech powstaniach śląskich. 23 maja 1921 r. brał udział w bitwie pod Olzą. Został w niej nawet ranny. Zginął wtedy dowódca pszowskiego baonu Edward Łatka, jego kolega.
Tego nie było w książkach. Dopiero jak byłem starszy, na lekcjach historii zorientowałem się, że ja to przecież znam. Historii w liceum uczył mnie Alfred Herman, za jego sprawą pokochałem historię lokalną - tłumaczy.
Starka Gertruda była autentycznym zielarzem. Znała się na wszystkim, ale najbardziej na leczeniu ziołami.
Kiedy zmarła, ciotka poszła po lekarza, by stwierdził zgon. Starka miała prawie 90 lat. W przychodni „na Lamżowcu" odchodzili od zmysłów, bo kartoteki od Gertrudy Majwald nie potrafili znależć. Zdziwiona zamieszaniem ciotka w końcu wyznała, że kartoteki ni ma, bo starka nigdy u żodnego dochtora nie była - śmieje się Paweł Porwoł.
Znała się na ziołach jak mało kto, a swoje zdolności wykorzystywała zwłaszcza do leczenia wnuków. Kiedy któryś z nich się zranił lub zachorował, zawsze miała pod reką jakiś specyfik - „babski" listek do odkażenia rany, syrop z cebuli lub czerwonej ćwikli na przeziębienie, nalewka z orzechów czy z moczonych w mleku pestek z bani w wypadku bólu brzucha... Na tyle okazało się to skuteczne, że pierwszy raz z lekarzem Paweł zobaczył się już w dorosłym życiu.
Gertruda była poza tym światłą osobą, najczęściej w niedzielę znajdowała czas na czytanie. Oprócz „Żywotu św. Genowefy" zaczytywała się w innych przedwojennych wydawnictwach religijnych.
Na studia do Lublina
Wyrósł w atmosferze szacunku do nauki. Rodzice marzyli, by kształcił się po liceum dalej, ale ojciec był już na rencie i istniały obawy, że takiego ciężaru finansowego nie udźwigną. Poszedł więc do pracy, do biura konstrukcyjnego ZEW w Raciborzu, gdzie przepracował rok jako kreślarz. Zarobił, mógł więc iść na studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Tam spotkał się z obecnym papieżem, który miał na KUL-u zajęcia z etyki.
Gdybym wiedział, że Karol Wojtyła zostanie papieżem, to bym tych wykładów tak nie opuszczał - żartuje.
Po studiach zatrudnił się w Muzeum w Rybniku i został kierownikiem działu historii i kultury regionu. Potem kariera poszła jak z płatka. Był przez szesnaście lat kierownikiem śląskiego Oddziału Archiwum Polskiej Akademii Nauk, później przez ponad dziewięć lat dyrektorem Muzeum w Raciborzu. Za jego czasów zakończono tam kapitalny remont i ponownie udostępniono drugi budynek ekspozycyjny z wystawami archeologicznymi, etnograficzną, dentystyczną i pomieszczeniami bibliotecznymi. Zainicjował prace wykopaliskowe w prezbiterium dawnego kościoła dominikanek w Raciborzu, podczas których odkryto w nim kilka krypt grobowych. Potem został na krótko kierownikiem Referatu Kultury i Ochrony Dóbr Kultury w Starostwie Powiatowym w Wodzisławiu. Dziś jest dyrektorem Muzeum w Wodzisławiu.
Z długopisem w ręku
Pomimo funkcji kierowniczych, zarządzania ludźmi, pasją Pawła pozostało pisanie. Bibliografia jego prac liczy ponad setkę publikacji. Są to głównie artykuły naukowe i popularnonaukowe z zakresu historii nowożytnej Górnego Śląska (w tym zwłaszcza na temat świadomości narodowej Górnoślązaków, ich zawikłanych losów, walki w okresie powstań i plebiscytu) oraz śląskich zabytków. Zamieszczono je w różnych czasopismach naukowych i publicystycznych, pracach zbiorowych, regionalnych wydawnictwach, a także w periodykach zagranicznych, jak np. w wychodzącym w Australii „Polskim Przeglądzie Katolickim" (Polish Catholic Review) artykuł zat. „Prymas Polski wobec stanu wojennego" (Meyfield, 1988). Jest współautorem m.in. wypisów do dziejów Rybnika, Wodzisławia i Żor, a spory rozgłos przyniosła mu polemiczna pozycja: „Kraków wobec wydarzeń na Górnym Śląsku w latach 1919-1921 - prawdy i fikcje", będąca de facto recenzją książki prof. Jana Pachońskiego o roli Krakowa w wydarzeniach powstańczo-plebiscytowych, wydrukowana w 1983 r. w „Zaraniu Śląskim". Prezentował też swoje referaty na konferencjach, sesjach naukowych i popularnonaukowych w kraju i za granicą - w Niemczech (m.in. w Duesseldorfie, Siegburg, Ratingen-Hoesel) i Czechach (Opawa).
Nie jest jednak tylko molem książkowym, uwielbia jeżdżenie na rowerze, chodzenie po górach, majsterkowanie.
Jeśli tylko starcza na to czasu oddaję się tym zajęciom. Zwykle jednak nie starcza - boleje. Mimo natłoku obowiązków popełniłbym jednak ciężki grzech, gdybym chciał na cokolwiek narzekać. Miałem bowiem wyjątkowego starzika i starkę, mam wspaniałych rodziców, wyrozumiałą żonę i kochające córki, a moje dotychczasowe życie było całkiem proste i nieskomplikowane. Nic wielkiego. I tyle!
Aleksandra
Matuszczyk - Kotulska