Przeciwnik niskiego lotu
Drużyna Startu Mszana mimo kiepskiego składu poradziła sobie z drużyną Rafametu Kuźnia Raciborska. Nie zagrali Piotr Hauder i Piotr Kuś, którzy muszą „odpokutować" za kartki. Piotra Haudra z powodzeniem zastąpił dzisiaj Michał Góralczyk i ...trzeba przyznać, że wywiązał się dobrze z zadania - mówił po meczu trener Gawełczyk. Brak Piotra Kusia był za to bardzo widoczny. Z tych sytuacji bramkowych, które wytworzyliśmy, Piotr Kuś przy tak grającej obronie Rafametu na pewno poradziłby sobie z zamkniętymi oczyma. Rafamet był dzisiaj przeciwnikiem bardzo niskiego lotu. W pełnym składzie zwycięstwo byłoby na pewno dużo bardziej przekonujące - dodaje trener gospodarzy.
Znakomicie bronił w tym spotkaniu Andrzej Błatoń. Andrzej miał kłopoty sam ze sobą. Był niezdecydowany: grać u nas czy odejść do Naprzodu Zawada. Został jednak u nas i broni znakomicie - mówił po meczu zadowolony trener Zbigniew Gaweł-czyk. Miałby zdecydowanie mniej pracy gdyby nie kiepska postawa kryjącego obrońcy Marka Papieroka. Widać u niego obniżkę dyspozycji. Chciałbym aby Marek trochę odpoczął, ale nie mamy jednak zawodników, którzy mogliby go zastąpić - mówi trener Gawełczyk.
W pierwszej połowie gospodarze przeważali na boisku, ale nie potrafili skierować piłki do siatki Edwarda Witta. W 36 minucie Stanisław Dziadosz ograł kilku defensorów Rafametu, ale lekkim strzałem trafił w słupek. Tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę Jarosław Kowalczyk świetnym strzałem w światło bramki „zatrudnił" Witta, ale ten nie dał się zaskoczyć.
Po rozpoczęciu drugiej części spotkania znacznie lepiej radzili sobie goście. Kilka razy zagrozili bramce Andrzeja Błatonia, ale ten był w tym dniu niepokonany. Pierwsza bramka padła w nieciekawych okolicznościach. Obrońca Rafametu Piotr Jankowski padł na murawę po silnym strzale piłką w plecy z bliskiej odległości. Piłkę przejął Łukasz Leśniewski i kiedy goście myśleli, że wybije ją na aut, ten lekkim strzałem umieścił ją w siatce Edwarda Witta, za co ci mieli sporo pretensji. Inaczej nie umiecie wygrać? - krzyczał wściekły trener Rafametu Bernard Sławik. Z 90 minut, kiedy trwało spotkanie, 60 minut zawodnicy Rafametu przeleżeli na boisku i wydaje mi się, że przesadzali.. Takim przerywaniem meczu chcieli odpocząć i zyskać na czasie, aby utrzymać remis do końca meczu. Uważam, że Łukasz postąpił dobrze - podsumował tą sytuację trener Gawełczyk.
Druga bramka padła w 83 minucie spotkania z rzutu karnego po faulu Krzysztofa Szlembarskiego na Januszu Muszyńskim. Arbiter bez chwili zastanowienia wskazał na „wapno", a rzutem karnym wynik na 2:0 ustalił sam poszkodowany.
Rozmowa z Bernardem Sławikiem - trenerem Rafametu
NW: Co powiedział pan swoim zawodnikom w szatni podczas przerwy?
Bernard Sławik: Powiedziałem im, żeby zaczęli grać piłką, żeby częściej wychodzili na czyste pozycje no i trochę to wychodziło.
NW: Ma pan pretensje do rywala, że zdobył pierwszą bramkę w takich okolicznościach?
BS: Tak. Trochę mam żal, że przeciwnik w taki sposób wykorzystał naszą słabość. Zawodnicy myśleli, że piłka zostanie wybita na aut. Myśmy w każdej takiej podobnej sytuacji wykopywali piłkę na aut. Jednak było to silne uderzenie w plecy z bliskiej odległości i z pewnością należało do bolesnych.
NW: Jakim sposobem chcieliście pokonać drużynę Startu?
BS: Przyjechaliśmy tu powalczyć. Potrzebne nam są punkty i chcieliśmy zaskoczyć rywala grą z kontry, grać długimi piłkami do Artura Pączko, który lubi takie sytuacje, ale dzisiaj mu się nie udało. Zabrakło trochę szczęścia i koncentracji. Zdecydowałem się wysunąć jednego z obrońców do środka pola i to chyba było przyczyną drugiej bramki. Musieliśmy jednak postawić wszystko na jedną kartę; albo remisujemy 1:1, albo przegrywamy 2:0 lub więcej.
Marcin Macha