Znowu tragedia
Do wypadku doszło w czwartek 16 maja o godz. 9.00 w wyrobisku korytarzowym pokładu 505. Górnicy prowadzili tam prace konserwacyjne, trwało poszerzanie wyrobiska, związane z przygotowaniem do eksploatacji węgla. Strefa zawału miała 16 metrów, znajdowało się w niej dwóch górników. Jeden z nich zdołał uciec, drugi został przysypany. To 33-letni mieszkaniec Radlina, ślusarz, zatrudniony przy konserwacji urządzeń. Przystąpiono do akcji ratowniczej mając nadzieję, że górnik ciągle żyje. W strefie zawału było przewietrzanie, tak więc gdyby mężczyzna przeżył zawał, miał szansę dotrwania do czasu, gdy zostanie odkopany. W akcji brało udział siedem zastępów ratowniczych. Specjalistycznym sprzętem namierzono miejsce, gdzie może znajdować się zasypany górnik - wykorzystano do tego nadajnik znajdujący się w lampie przy hełmie górniczym. Okazało się, że najprawdopodobniej poszkodowany znajduje się w środku 16-metrowego zawału. Ratownicy nie mieli z nim żadnego kontaktu.
Akcja jest prowadzona w bardzo trudnych warunkach - mówił w piątek „Nowinom Wodzisławskim" Jerzy Parma, kierownik przygotowania produkcji kopalni „Marcel". Przystąpiono do wykonywania chodnika ratowniczego. Rumor skalny ma tendencję do osuwania się, pracę utrudniają zdeformowane elementy obudowy pierwotnej oraz przenośnika taśmowego. Trzeba je wycinać i usuwać. Utrudnienia związane są również z długimi drogami transportowymi pod ziemią, mają one około 3 kilometrów. Ciągle mamy jednak nadzieję, że uda się dotrzeć do górnika żywego.
Niestety te nadzieje osób prowadzących akcję ratowniczą nie sprawdziły się. Po wielogodzinnej akcji, ratownicy na nocnej zmianie z soboty na niedzielę dotarli do poszkodowanego. Odkopali jego rękę. Nie można było wyczuć tętna i lekarz stwierdził, że górnik nie żyje. W związku z czym ostrożnie przystąpiono do odkopywania zwłok. Prace te trwały około 5-6 godzin ze względu na występujące utrudnienia. Kłopotliwe było wycinanie poskręcanych elementów obudowy. W końcu w niedzielę rano wydobyto ciało nieżyjącego górnika z zawału. Zmarły był żonaty, osierocił jedno dziecko.
W sprawie przyczyn wypadku dochodzenie prowadzi Okręgowy Urząd Górniczy w Rybniku. Jak powiedział nam dyrektor OUG Stefan Kozieł, z wstępnych ustaleń wynika, że w trakcie prowadzonych prac występowały pewne niedopatrzenia. Postępowanie powinno wyjaśnić jaki wpływ miały one na doprowadzenie do wypadku i jego tragiczne skutki. To już drugi śmiertelny wypadek na kopalni „Marcel" w tym roku. Na początku lutego zginął maszynista wyciągowy, który przechodził na skróty w miejscu zabezpieczającym barierkami dostęp do koła wieży wyciągowej. Przyczyną tamtego wypadku było rażące naruszenie zasad bezpieczeństwa przez samego pracownika.
(jak)