Za duże były apetyty
Po rundzie jesiennej Odra zaskakiwała ekspertów i kibiców doskonałą grą, bramkostrzelnością, szybkością i wyrachowaniem. Przegrywała rzadko, i to głównie na wyjazdach. Trener Ryszard Wieczorek doczekał się żartobliwej „reprymendy” ze strony prezesa Ireneusza Serwotki. „Bez uzgodnienia z kierownictwem klubu zrobić tyle punktów, i to będąc trenerem na dorobku...”. Działacze mieli jednak powody do zadowolenia - kilka transferów letnich okazało się udanych. Były również, jakby na fali skucesów, medialne rodzynki piłkarzy - lajkoniki, purpurowe czupryny, celebra goli. Słowem, sami piłkarze robili wszystko, by pokazać, że ich wolta w górę to nie przypadek. Że są zgraną paczką. Rywale zaczęli ich doceniać, znajdując receptę na Odrę dopiero po czasie.
Udany początek rozpalił kibiców. Chcieli więcej, niż tylko grupy mistrzowskiej. Działacze, choć starali się powściągiwać apetyty, również domagali się przed kolejną rundą lepszych pozycji. Miejsce w pucharach było... planem minimum. Przebąkiwano, że może by tak zaatakować mistrzowski tron... Optymistów nie brakło, realistów było mniej. Ale w ostateczności to oni mieli rację, twierdząc, iż fakt bycia w ogóle w grupie wyższej to maksimum. Przede wszystkim dlatego, że rywale przestali się cackać. Krakowianie mimo kryzysu dorwali się do skóry podopiecznym Wieczorka, podobnie późniejszy mistrz z Łazienkowskiej, katowiczanie, poloniści, nawet słabiutka Pogoń. Poprzeczka została ustawiona wysoko. Chyba za wysoko. Spuściliśmy z tonu i szkoda, że uciekło nam czwarte miejsce, dające szanse na grę w Europie. Szkoda. Teraz nawet piąta lokata jest odbierana jako porażka. A przed całym sezonem wziąłbym ją w ciemno - stwierdził Wieczorek.
Okazało się, że nie te progi na ich nogi. Odra wygrała jedynie derby Śląska z Ruchem Chorzów. Słabo wypadła defensywa, wiosną zdarzały się jej fatalne byki - i w konsekwencji nawet heroizm młodego bramkarza Marcina Bębna nie zapobiegł stracie aż 19 goli. Trener Wieczorek, zirytowany błędami, jakie wcześniej nie zdarzały się jego defensorom, nazwał ich nawet zespołem kiksiarzy. Najlepiej radził sobie w tej formacji Dariusz Dudek, który znalazł się w sferze zainteresowania menedżerów lepszych ekip. Grał ostro, zalazł za skórę wielu napastnikom. Podobnie Artur Kościuk, lider tyłów (zagrał wszystkie mecze jesienią i wiosną). Nieźle pogrywał czeski defensor Radim Sablik, który potrafił występować też i w pomocy. Trójka ta nie miała jednak wystarczającego wsparcia. Damian Augustyniak zagrał raptem trzy mecze, Jacek Matyja był nierówny, Petr Janeczko miał zaległości, inni wychodzili na boisko sporadycznie. O lepszym okresie może mówić za to Wojciech Górski, przydatny nie tylko w drugiej linii, ale i w roli speca od czarnej roboty. Postęp uczynił Ariel Jakubowski, szybki i zwrotny, jeden z lepszych techników w lidze. A najbardziej błysnął Paweł Sibik - doświadczony pomocnik doczekał się powołania do kadry Engela na mundial i szkoda, że dostał szansę pokazania się jedynie przez 9 minut (w meczu z USA). Inaczej Piotr Rocki, który raczej zawalił wiosnę, podobnie Przemek Pluta, Janeczko, Dzierżęga czy Gadomski. Ambitni, ale jeszcze brak im obycia.
Osobnym rozdziałem jest odkrycie przez Odrę talentu Marcina Bębna. Syn znanego niegdyś golkipera Marka Bębna może prześcignąć ojca. Już teraz sprawny, dysponujący refleksem bramkarz był niezwykle pewnym punktem Odry. Bronił nawet karne. Jeśli się rozwinie piłkarsko, może nawet trafić do reprezentacji kraju.
Inna sprawa, że słabą grę w obronie można było rekompensować strzelaniem goli - z tym było jednak kiepsko. Jakoś nie za bardzo potrafili się zmobilizować panowie napastnicy. Michał Chałbiński leczył kontuzję i zagrał 7 razy, zdobywając jedynie gola (jesienią trafił 5). Artur Rozmus grywał ogony i przeszedł do Kietrza (tam też nie wypadł okazale). Nadrabiali za to Marek Saganowski - szczególnie w końcówce sezonu, waleczny i przebojowy - i walczący uparcie Dariusz Kłus. Zaś na miano lidera w klasyfikacji strzelców zasłużył Łukasz Sosin. Zdobył 12 goli, może byłby jeszcze lepszy, gdyby nie fatalny uraz barku i afera z Karpatami Lwów (chciał doń przejść bez uzgodnień z działaczami). Trener Wieczorek mógł być poza tym kontent z młodego Marcina Nowackiego. O tym, jak lekceważono tego gracza, świadczyła choćby wypowiedź trenera Ruchu Oresta Lenczyka. Jak go zobaczyłem, myślałem, że Wieczorek wpuścił na boisko trampkarza... - mówił. Bardzo się zdziwił, gdy niewysoki pomocnik ośmieszył jego podopiecznych. W kolejce jest poza tym grono młodzieży. Z tych, co grali wiosną, szczególnie Sibik i Górski się mi podobali. Cieszę się też, że niektórzy młodzieżowcy pokazali przydatność do gry. Mamy w czym wybierać - oceniał Wieczorek.
Przed nowym sezonem Odra zaczęła się zmieniać. Transferowa karuzela sprawiła, iż działacze szukają nowych nabytków, chcących zaistnieć - choćby z rynków drugoligowych. Z Radzionkowa trafili doń Rafał Jarosz, Wojciech Grzyb czy Wojciech Myszor, z Zamościa bramkostrzelny Jacek Ziarkowski. Ruch w interesie jest duży, ale ograniczony przez możliwości finansowe klubu. Bardziej bolą straty, głównie z powodu kończących się wypożyczeń. Jaka więc będzie nowa Odra, okaże się za miesiąc. Na pewno odmieniona. Oby na jeszcze lepsze - bo to jedyna możliwość dla klubu, by zachęcać kibiców do wycieczek na Bogumińską. Także tych z dalszych stron - choćby z naszego regionu.
(sem)