Cmentarzowi śmierć?
Wspaniały stary cmentarz, w mieście, które poszczycić się może Sanktuarium, ginie na naszych oczach. Inny, w jedłownickiej parafii regularnie jest odnawiany. Aż serce rośnie. Oczywiście tylko w tym drugim przypadku.
To jeden z ostatnich starych cmentarzy w naszym powiecie. Jego początek datowany jest na połowę XIX w. „W 1859 r. (dokumentem kupnym z dnia 19 IX tegoż roku) kupił ks. prob. Skwara grunt handlarza Benjamina Brauera za 600 talarów wielkości 1 morgi i 150 prętów kwadratowych. W 1860 r. urządzono tu nowy cmentarz, który poświęcono 1 lipca tego roku. Do 1915 r. cmentarz był już zapełniony” - pisał L. Musioł.Chowano tu niegdyś mieszkańców ze sławnych pszowskich rodów, o czym świadczą jeszcze niektóre nagrobki: Tytko, Glenc, Reś, Sosna, Franiczek, Sowa. Przynajmniej po dwóch, trzech powstańców pochodziło z każdego z nich. Tu spoczął też Franciszek Jaźwiec, pierwszy prezes znanego chóru „Paderewski”, dwie żony naczelnika gminy Henryka Rzodeczki. Ostatni pochówek miał tu miejsce w 1966 r. Był to pogrzeb mojego dziadka Wojciecha Tytki, dowódcy powstańczego - wspomina Bogusław Kołodziej prezes Towarzystwa Przyjaciół Pszowa. „Aż żal patrzeć co dzieje się z tym cmentarzem.”
W latach 70-tych zaczęto te gromy masowo przenosić na nowy cmentarz. Na starym, jeszcze do dziś zachowały się, niestety w opłakanym stanie, małe grobki - miejsce pochówku dzieci. Zresztą większość pozostałych nagrobków też jest w strasznym stanie: odrapane, powalone, połamane czekają na litość. Niektóre można jeszcze uratować.
Nie mamy planów by cokolwiek robić z tym cmentarzem. Oczywiście z braku funduszy. Jak znajdzie pani sponsora to porozmawiamy - powiedział nam ks. proboszcz Józef Fronczek z parafii NNMP w Pszowie.
Może więc taki się znajdzie? Dla tego pątniczego miasta to bowiem kolejny zabytek, którym można pochwalić się pielgrzymom. To kawał pszowskiej historii. Czy musi polec pod ciężarem braku funduszy? A może bardziej braku zrozumienia i zainteresowania?
Przecież nie tak daleko, bo w najstarszej w powiecie jedłownickiej parafii pw. Matki Boskiej Wszechpośredniczki Łask i św. Antoniego, odnawiany jest regularnie stary cmentarz. Aż miło popatrzeć. Gdy obecny ks. proboszcz przybył na parafię ten cmentarz to była istna rozpacz, ruina. Były nawet zakusy by go zlikwidować.
To była kwestia zmobilizowania ludzi. Bez parafian nie da się nic zrobić, a tych naprawdę mam cudownych. Najpierw należało im pokazać, że to coś ważnego, że to kawałek ich przeszłości, historii tej parafii i miejscowości. Tu przecież były groby ich kapłanów, tu stał niegdyś stary koś-ciółek. Z ambony wygłosiłem, że będziemy porządkować stary cmentarz. Myślałem, że się nie uda. Przyszło kilkadziesiąt osób. Przyjechali ciągnikami i końmi! Najpierw wyplewiliśmy chwasty, uporządkowaliśmy teren. W dalszej kolejności przyszedł czas na nagrobki. Zamówiłem kamieniarzy. To kosztowało już niemało i kosztuje nadal utrzymanie tego w tym stanie. Ale to są wartości, o których się nie dyskutuje - powiedział nam ks. proboszcz Eugeniusz Króliczek. Pomagają też bezrobotni, za co otrzymują jakiś grosz. To dla nich lepsze niż tylko za darmo wyciąganie rąk. Dziś mamy już betonowe płoty i nową bramę. Miło popatrzeć, kiedy przychodzą tu całe rodziny na spacery, oglądają, podziwiają. Mają duży szacunek dla zmarłych. Tego też uczymy młodzieży i dzieci kiedy to widzą, a niejedni sami pomagają przy porządkowaniu grobów. Uczą się w ten sposób szacunku dla historii.
Podobnie jak pszowski cmentarz niszczały niegdyś stare cmentarze w Rydułtowach i Marklowicach. Niestety, wydano na nie wyrok śmierci. W Rydułtowach zlikwidowano cmentarz z dziewiętnastowiecznymi nagrobkami. Raz po raz okoliczni mieszkańcy słyszeli trzask wykradanych co cenniejszych marmurowych czy granitowych nagrobków, wandale niszczyli kute obramowania okalające groby, zamazywano niemieckie inskrypcje, później zasiedlili się tu pijacy. W końcu cmentarz zlikwidowano (pijaków nadal nie brakuje). Nie wykonano żadnej dokumentacji zdjęciowej. Prócz zdjęć z pogrzebów nie zachowały się praktycznie żadne utrwalające ten wspaniały sakralny obiekt. Jedynie cztery zdjęcia Józefa Kłosoka z Radlina z 1988r. to dziś wszystko. Jego wartość doceniono dopiero po
likwidacji.
Czy odpowiedzialność spoczywa tylko na parafiach? Gdzie wydziały kultury poszczególnych miejscowości, starostwa powiatowego, instytucje odpowiedzialne za ratowanie zabytków?
Na Zachodzie niszczono niegdyś takie sakralne obiekty, teraz kiedy tamtejsi mieszkańcy oglądają je u nas zachwycają się. Czy my też musimy je zlikwidować by za kilkadziesiąt lat docenić, z łezką w oku, ich wartość?
Aleksandra Matuszczyk - Kotulska