Bałam się by nie przyciąć aureoli
Pomysł padł i był oczywiście.... świetnym żartem, który zaserwował księdzu Franciszek Kucharczak z redakcji „Małego Gościa Niedzielnego”. Przygotował specjalnie na jego 50. urodziny specjalny numer „Małego Gościa” (niestety tylko w trzech egzemplarzach).
Czy śmierć jest aż tak istotną sprawą w obliczu licznych pożytków duchowych, jakie ludzkość odniosłaby dzięki tej kanonizacji? Zyskałaby przecież potężnego orędownika, który byłby o tyle bardziej funkcjonalny od tradycyjnych świętych, że odpadałaby konieczność wznoszenia w każdej sprawie długich modłów, w dodatku często nieskutecznych. Wystarczałoby zwyczajnie z nim porozmawiać, jak człowiek z człowiekiem, albo posłać maila i załatwione. A nawet, gdyby świętemu Jerzemu nie spodobała się nasza prośba, powiedziałby „nie” i wiedzielibyśmy, na czym stoimy - kontynuował wątek kanonizacji. Jak się okazuje, jeśli nie liczyć śmierci, wszystkie pozostałe warunki potrzebne do kanonizacji sługi Bożego, ks. Jerzego, zostały spełnione już dawno. Proces informacyjny: W latach seminaryjnych został na temat ks. Jerzego - wówczas jeszcze kleryka - przeprowadzony proces informacyjny. Jego autorami byli funkcjonariusze Departamentu IV MSW. Drugi warunek - cud za przyczyną Sługi Bożego - również został spełniony. Zdarzenie miało miejsce w czasie egzaminu z eklezjologii na KUL. Sam Sługa Boży poświadczył nadprzyrodzony charakter zjawiska, zwracając się do egzaminowanego studenta słowami: „To cud, że pan zdał”. Jest jeszcze jeden argument - pomocniczy - przemawiający za świętością Sługi Bożego, księdza Jerzego.... jego ciało zachowało się w doskonałym stanie.
My sam tak księdzu przajymy, że som my wszyscy za - powiedziała mi z uśmiechem jedna z mieszkanek Pszowa. Jak bydom zbiyrać jaki podpisy za kanonizacją to podpisza się dwiema rynkami.
GDZIE JEST TO PSZOWO?
Ksiądz, odkładając żarty na bok, jest faktycznie osobą niezwykłą, szczerze lubianą przez mieszkańców tej miejscowości. To ambasador Pszowa. Nigdy nie wstydził się swego pochodzenia, a o Pszowie i ludziach tu mieszkających mówi zawsze z wielkim pietyzmem. Jego miłość do małej ojczyzny jest znana prawie wszystkim. Ostatnio Czesław Miłosz w liście do ks. Jerzego napisał: „Wiem, że Śląsk jest dla Księdza tym samym, czym dla mnie Litwa”.
Ks. Szymik jest profesorem na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Kieruje II Katedrą Teologii Dogmatycznej. Jego poprzednikiem był opolski biskup Alfons Nossol. Kiedy ks. Szymik obejmował po nim Katedrę jeden z lwowskich księży zapytał wtedy Nossola: A gdzie to jest to Pszowo? Jak siedniesz w Opolu do auta i pojedziesz do Lwowa to musisz jechać przez Pszów - odparł Nossol.
Synek z Pszowa jak widać też mógł zostać, księdzem, profesorem, poetą. W swoim dorobku ma już prawie 25 książek. Oczywiście ogromna część dotyczy miłości do małej ojczyzny, Pszowa. Gdzieżby indziej miano mu więc urządzić benefis z okazji Abrahama.
Mężczyzna jest piękny po 50. Jest śmiały wspaniały jak irys na grządce - cytował Bogusław Kołodziej, prezes Towarzystwa Przyjaciół Pszowa, które wraz z MOK-iem było organizatorem spotkania. Sala była pełna. To w końcu nasz synek - powiedziała nam jedna z mieszkanek.
Zabawa była pyszna. Niech żałuje ten komu przeszły koło nosa zdjęcia z młodości ks. Jurka, wyświetlane na ekranie, np. na osiołku czy z indykami. Jak to sie nazywo po naszymu? - spytał ks. Jurka żartobliwie Marek Hawel, dyrektor MOK-u. To wielkie i czorne z prawej to sie nazywo farorz Franciszek Pisula, kiery goni pultoki - odparł ks. Jurek. Ks. Franciszek to był wielki mój mistrz, już nie żyje, pultoki też. Zresztą zjedzone zostały przez wikarego, którym był wtedy w Pszowie Damian Zimoń, obecny arybiskup. Stare zdjęcia okraszono tekstem Jana Kaintocha „Zakochanie”: Od bajtla pokochoł podróże, Niy siedzioł jak klipa na stołku, Wandrowoł na świyntym osiołku (kiedy pokazano zdjęcie ks. na osiołku); Jureczek już od malyńkości, Zakochoł sie w ślonski prawości. Dycki poprzeczka mioł wysoko, Obejrzcie se jak pjyknie skoko (tu na zdjęciu skok ks. Jurka przez poprzeczkę). No ale wybroł inkszo droga, Zakochoł sie w miłości Boga, Łoblyk sutanna farorzyczka. I zbiyroł drobne do koszyczka (niestety zdjęcia z koszyczkiem nie było).
I POLAŁY SIĘ ŁZY
Był też czas na występy: Aloszy Awdiejewa, Joanny Urbańskiej, Korela Piska, Heleny Kudli, Tadeusza Iwańskiego, który przeczytał nagrodzony tekst Andzreja Piontka o kopalni „Anna”, Klaudii i Kasi z liceum z Rydułtów, tego w którym uczył się ks. Jurek. Były i specjalne życzenia, m.in. od przedstawiciela Księgarni św. Jacka. „To anioł naszej oficyny” - powiedział o ks. Jurku, zapowiedział również, że w najbliższym czasie ukaże się nowy tomik wierszy ks. Jerzego pt. „Błękit”, na jesieni zbiór jego kazań „Na początku było słowo” oraz jego teksty teologiczne „Wszystko zjednoczyć w Chrystusie”. Były kwiaty, ogromny tor upieczony przez cukiernię p. Czyża, łzy wzruszenia. Te po policzku spłynęły również ks. Jurkowi, kiedy mówił:. Moja wdzięczność dotyczy głównie miłości. Bardzo dziękuję, że jestem tutaj kochany. Ja też odwzajemniam to uczucie, po pierwsze mam tu ukochane miejsca. Pierwsze to okolice domu Antka Zganiacza, tam bowiem jadąc od Wodzisławia ukazują się wieże Bazyliki. Wielokrotnie kiedy wracam z Lublina czy z różnych stron świata zawsze w tym miejscu czuję się bardzo szczęśliwy. Drugie miejsce zaczyna się gdzieś piętnaście metrów przed bramą Bazyliki, kiedy w letni dzień przez otwarte drzwi widać rozżarzony obraz, serce mi ściska też widok z Przymiarek, koło Szybika czy z Kozłowiny na Trowno Droga. Dłużej jednak niż o miejscach mógłbym mówić o ludziach. Wspomnę jednak tylko dwóch: Lusia i Emil, to moi rodzice. Jestem jaki jestem... z Ich miłości.
Aleksandra Matuszczyk - Kotulska