Istnieje, mimo sprzeciwu władz
Uroczysta msza św. oraz całodzienna adoracja Najświętszego Sakramentu to główne punkty obchodów 90 rocznicy powstania szpitala przy ul. Wałowej oraz kaplicy prowadzonej przez siostry Boromeuszki.
W Eucharystii, oprócz zakonnic, pocztów sztandarowych miejscowej parafii Wniebowzięcia NMP uczestniczył także prezydent miasta Adam Krzyżak. Przewodniczący modlitwie ks. prob. Bogusław Płonka, mówiąc o roli i znaczeniu kaplicy w życiu chorych, zwrócił uwagę na sens samego cierpienia. To już Księga Rodzaju szuka odpowiedzi na pytane, skąd bierze się na świecie cierpienie i odpowiada, że jego źródłem w życiu człowieka jest nieład moralny, grzech i spowodowany nim niepokój. Nie wyobrażamy sobie życia bez miejsca, gdzie leczy się chorych i cierpiących - bez szpitala - mówił ksiądz proboszcz. Przypomniał on również historię powstania pierwszego na tych ziemiach szpitala, przy którym wybudowano drewniany kościół pw. Świętego Krzyża. Dzisiaj na tym miejscu (centrum miasta - Plac św. Krzyża) stoi dębowy krzyż, umieszczony przez mieszkańców 3 lata temu, a od 3 maja znajduje się tam również pamiątkowa tablica. Równie bogatą, a zarazem burzliwą historię ma kaplica szpitala przy ul. Wałowej. Szpital wybudowano w 1912 r., a do posługi chorym z Trzebnicy sprowadzono siostry Boromeuszki. Pierwotnie zamieszkały na drugim piętrze budynku szpitala i tam założyły własną kaplicę. W czasie II wojny światowej pracowały nie tylko jako sanitariuszki, kucharki, pielęgniarki czy instrumentariuszki, ale także szyły odzież lekarzom, a nawet przygotowywały zmarłych do pochówku. Oprócz tego udzielały się w sierocińcu przy obecnej ul. św. Jana. Po zakończeniu działań wojennych, ze względu na zniszczenie kaplicy podczas działań zbrojnych, tymczasowo urządzono ją w piwnicy szpitalnej. Dalsze jej funkcjonowanie nie było łatwe ze względu na antyklerykalne działanie ówczesnych władz. Już w 1951 r. zakonnice pozbawiono mieszkania, które mieściło się w budynku szpitala i po raz pierwszy pojawiły się plany zlikwidowania kaplicy. Na szczęście dzięki skutecznym działaniom doktora Tumułki spełzły na niczym. Rzeczywiście to były bardzo ciężkie chwile. Pamiętam ten dzień, kiedy doktor nas ostrzegał abyśmy nie szły do szpitala, ponieważ ma po nas przyjechać czarna limuzyna. Chcieli nas zawieść do Katowic, bowiem przyjechał tam, mianowany przez ówczesne władze, biskup narodowy. Nasza obecność miała być wyrazem sprzeciwu wobec hierarchii kościelnej i doprowadzić do ostatecznej likwidacji kaplicy - podkreśla siostra Herma. Na tym problemy się nie skończyły. W 1965 r. siostrom odebrano zakrystię, a całe wyposażenie przeniesiono do refektarza. Cztery lata później pod pretekstem remontu szpitala władze nakazały w ciągu 7 dni zlikwidować kaplicę. Również i tym razem próby pozbawienia pacjentów i wiernych miejsca modlitwy się nie powiodły. Decyzję cofnięto po skutecznej interwencji w Warszawie ks. dziekana Tchórza i samych sióstr. Kaplica w dalszym ciągu służy pacjentom i personelowi szpitala. W każdą niedzielę sprawowana jest tutaj msza św., a w maju i w październiku dodatkowo nabożeństwa dla chorych. Co szczególnie ważne, od 90 lat, mimo wielu problemów i wrogości państwowych władz jest tutaj przechowywany Najświętszy Sakrament.
(raj)