Pod napięciem
Ponad sześćdziesięciu pracowników firmy „Splot” nie otrzymuje na bieżąco wynagrodzenia. Związkowcy winą obarczają za to Zarząd. Ich zdaniem nie podjął on odpowiednich kroków w celu poprawy sytuacji finansowej firmy, a na domiar złego jego członkowie pobrali spore premie. Prezes z kolei tłumaczy, że kierownictwo robi wszystko by wyjść z opresji.
Obecnie w zakładzie trwa spór zbiorowy, a związkowcy zapowiadają już ogłoszenie strajku. Firma „Splot” powstała w 1997 r. na bazie restrukturyzacji powierzchni kopalni 1 Maja. 1/3 udziałów posiada Rybnicka Spółka Węglowa, natomiast pozostałą część pracownicy oraz Zarząd. Na starcie firma zatrudniała nawet 276 osób. Obecnie jest ich ponad 60. Nie mamy realizowanych płac. Kiedy jeszcze dostawaliśmy pieniądze w trzech czy czterech ratach miesięcznych to jakoś było, ale teraz nawet za lipiec nam nie zapłacili - mówi Kazimierz Tercjak, przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność”. Z tego powodu, 2 września, pracownicy weszli w spór zbiorowy z kierownictwem firmy i zgodnie z przyjętymi regulacjami prawnymi trzy dni czekali na reakcję drugiej strony. Jak twierdzą, nie było żadnej. Co mamy zrobić? Sztachety w ręce i na nich. Rok szkolny się zaczął, trzeba dzieci wyprawić do szkoły, a my nie dostajemy pieniędzy - denerwuje się jeden z pracowników. Kolejnym posunięciem załogi było powołanie komitetu protestacyjnego i zablokowanie dwóch aut służbowych (daewoo nubira), którymi dysponował Zarząd. Dźwigiem zablokowaliśmy wyjazd z firmy i zażądaliśmy wydania kluczyków oraz dokumentów. Nie może tak być, że członkowie zarządu korzystają ze służbowych samochodów 24 godziny na dobę, a firma się sypie. Niezrozumiałe jest także odgrażanie, że prezes nie przyjedzie do pracy bo nie ma czym. Nas nikt nie pyta jak dostaniemy się na miejsce pracy. Oczywiście jeżeli będą chcieli skorzystać z pojazdów w celach służbowych to je udostępnimy - podkreśla K. Tercjak. Prezes Zarządu, Jan Sobiś, problemy firmy tłumaczy nie wywiązywaniem się z płatności przez Kompanię Węglową. Jego zdaniem sytuację pogarsza także anulowanie zamówień, które „Splot” miał realizować. Zablokowanie służbowych aut uważa z kolei za działanie bezprawne. Przecież to zarząd odpowiada za te samochody, a nie związkowcy - tłumaczy prezes. Rozumiem rozgoryczenie, ale nie można mówić, że my nic nie robimy. Za lipiec wypłaciliśmy każdemu zaliczkę 250 zł. Należy zaznaczyć, że prawie wszyscy pracownicy w tym roku wykorzystali fundusz socjalny, każdy dostał ok. 700 zł. 95 procent naszych przychodów pochodzi z Kompanii Węglowej, jednak ta z końcem stycznia nie przejęła zobowiązań kopalń i straciliśmy ok. 600 tys. zł. Gdyby uregulowano nasze faktury moglibyśmy wypłacić wynagrodzenie za cały lipiec łącznie z odprawami i zrealizować ok. 70 procent wypłat sierpniowych. Robimy wszystko co w naszej mocy. Byliśmy w Kompanii Węglowej i tam powiedziano nam, że wolą siedemdziesięciu pracowników „Splotu” strajkujących pod ich siedzibą niż kilka tysięcy górników, dlatego też najpierw muszą się zająć realizacją zobowiązań wobec tych drugich. Poza tym zakres robót radykalnie spada. Tak na przykład na kopalni „1 Maja” mieliśmy wybierać i sprzedawać osady mułowe. Miały tutaj powstać osadniki wód słonych, jednak decyzję zmieniono, co naraziło nas na poważne straty - dodaje J. Sobiś. Nie mówi on jednak, że mimo trudnej sytuacji, zarówno on jaki i jego zastępca pobierali spore premie. 10 lipca ubiegłego roku, Rada Nadzorcza podjęła uchwałę przyznającą im premię, za pierwszy kwartał 2002 r., po 4 tys. zł brutto. (W tym okresie strata firmy wyniosła 5 378 zł). Kolejną premię, po 3,5 tys. brutto, przyznano obu panom 8 stycznia br., mimo tego, że strata firmy za 2002 r wyniosła prawie 200 tys. zł. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że przewodniczącym Rady Nadzorczej jest Bogdan Jarosz, od którego firma przejęła w leasing ładowarkę oraz walec, co miesiąc płacąc za ten sprzęt 3,6 tys. zł. Prezes tłumaczy, że podane sumy można wciągnąć w koszty zakładu, a walec jest przydatny w pracach prowadzonych na kopalni „Jankowice”. Nie widzi również związku między właścicielem sprzętu i roli jaką odgrywa w Radzie Nadzorczej. Trzeba było sprzęt kupić. Nadarzyła się okazja to z niej skorzystaliśmy - twierdzi.
Sytuacja załogi jest nieciekawa. Pracownicy obawiają się o przyszłość firmy. Twierdzą, że nie wiedzą czy za parę dni będą jeszcze pracować. Zarząd z kolei uspokaja i mówi o kolejnych zamówieniach. Jestem optymistą. Gdybyśmy nie widzieli szans wyjścia na prostą byśmy tu nie siedzieli - dodaje prezes.
Rafał Jabłoński