Twarda ręka kierownika
Arogancję, poniżanie oraz nieuzasadnione mnożenie swoich kompetencji, zarzucają kierownikowi świetlicy mieszkańcy noclegowni i mieszkań socjalnych, należących do Towarzystwa Charytatywnego „Rodzina". Oburzone jego zachowaniem są także byłe stażystki opiekujące się dziećmi. Tadeusz Fugiel twierdzi, że osoby wytykające mu błędy mówią nieprawdę, a jego postępowanie jest prawidłowe.
Rzeczywiście wielość zajęć organizowanych dla najmłodszych mieszkańców domu socjalnego przy ul. Marklowickiej może budzić podziw. Nie mogą oni narzekać na brak opieki oraz komfort przebywania na świetlicy. Inaczej, zdaniem dorosłych, sprawa przedstawia się w odniesieniu do nich. Nie lubię cynizmu. Dziwi mnie, dlaczego ktoś bezpodstawnie podwyższa swoje kompetencje. Byłem w różnych miejscach, takich jak „Monar” czy „Markot”, ale takiej zawieruchy nie widziałem - mówi jeden z bezdomnych. Otwartą wojnę z kierownikiem od dłuższego czasu prowadzi Anna Kobylańska, lokatorka mieszkań socjalnych. On dzieli ludzi na lepszych i gorszych. To co robi przechodzi ludzkie pojęcie. Każe nazywać się kierownikiem i uważa się za osobę lepszą od innych.
Po prostu nas poniża nazywając menelami - mówi kobieta. Dodaje również, że T. Fugiel blokował wydawanie dla niej posiłków z „banku żywności”, gdy zauważył, że wyszła do pobliskiego sklepu, a także zabraniał jej wstępu na świetlicę. Używanie niecenzuralnych słów nie leży w moim zwyczaju. Nigdy nie nazwałem kogokolwiek menelem - odpowiada T. Fugiel. Jestem kierownikiem świetlicy i nie decyduję o tym komu wydawane są posiłki. Bankiem żywności po prostu się nie zajmuję. Wreszcie jeśli chodzi o świetlicę, to część osób, w tym pani Kobylańska, urządziły sobie tam miejsce schadzek. Jest to najcieplejsze miejsce w budynku. Wywiesiłem więc kartkę zakazującą jej tam wstępu - tłumaczy kierownik. Odpiera on również zarzuty kilku byłych stażystek, pracujących w pomieszczeniach Towarzystwa Charytatywnego „Rodzina”. Oskarżają go o dyktat i naganne traktowanie mieszkańców. Na początku było miło i przyjemnie, ale po jakimś czasie to był koszmar. Do pracy przychodziłam na tabletkach - mówi Mirela Kaczyńska. Kiedyś kierownik zabronił nam zrobić śniadanie dla dzieci a gdy niepotrzebny nikomu sok z buraków chciałyśmy przekazać jednej z mieszkanek to powiedział, że lepiej go wylać - dodaje była stażystka. Jej koleżanka mówi z kolei, że kontroli podlegały nawet sprawy prywatne. Musiałam spowiadać się, komu pożyczam samochód, kto dzwoni z mojego telefonu komórkowego i tak dalej. Naganne było również nawiązywanie znajomości z mieszkańcami. To było nie do pomyślenia. Nieźle nam się oberwało, gdy przeszliśmy z kilkoma osobami na Ty - wspomina Magdalena Gajda.
Z relacji kierownika wynika, że zakaz spoufalania się z mieszkańcami noclegowni i pomieszczeń socjalnych wprowadzono po tym, jak jedna ze stażystek spędziła noc w noclegowni. My jesteśmy osobami, które zajmują się tymi ludźmi i im pomagają. Spoufalanie kończy się bardzo źle. Nie chcę takiego kontaktu. Szereg tych ludzi chce tylko przyssać się i wyssać cokolwiek. Każdy ma swoje miejsce i nie pozwolę aby konkretne osoby robiły co im się podoba. Gdybym nie trzymał tego twardą ręką, to by tego wszystkiego nie było - mówi kierownik świetlicy.
Broni go również prezes Towarzystwa Charytatywnego „Rodzina” Grażyna Mnich. Twierdzi, że nigdy nie słyszała by do mieszkańców odnosił się wulgarnie lub traktował ich niewłaściwie. To jest wolontariusz i za swoją pracę nie pobiera pieniędzy. Jako rencista ma czas na pilnowanie porządku i robi to prawidłowo. Wiele pożytecznych rzeczy zrealizowano tutaj dzięki niemu. Dzieci miały ciekawe ferie, a i innych imprez zorganizował dla nich jest nie mało - twierdzi G. Mnich.
Warto dodać, że już wcześniej do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej docierały anonimy na temat działalności T. Fugla. Dyrektor tej instytucji, Małgorzata Porembska donosy przekazała kierownictwu towarzystwa charytatywnego. Jak mówi, jest ono organizacją pozarządową i MOPS nie jest władny do rozstrzygania o winie kogokolwiek. Opierając się na wieloletnim doświadczeniu zauważa jednak, że wiele osób korzystających z pobytu na Marklowickiej nastawionych jest roszczeniowo. Mimo braku środków do życia nie podejmują oni prób znalezienia pracy.
Z relacji kierownika wynika, że zakaz spoufalania się z mieszkańcami noclegowni i pomieszczeń socjalnych wprowadzono po tym, jak jedna ze stażystek spędziła noc w noclegowni. My jesteśmy osobami, które zajmują się tymi ludźmi i im pomagają. Spoufalanie kończy się bardzo źle. Nie chcę takiego kontaktu. Szereg tych ludzi chce tylko przyssać się i wyssać cokolwiek. Każdy ma swoje miejsce i nie pozwolę aby konkretne osoby robiły co im się podoba. Gdybym nie trzymał tego twardą ręką, to by tego wszystkiego nie było - mówi kierownik świetlicy.
Broni go również prezes Towarzystwa Charytatywnego „Rodzina” Grażyna Mnich. Twierdzi, że nigdy nie słyszała by do mieszkańców odnosił się wulgarnie lub traktował ich niewłaściwie. To jest wolontariusz i za swoją pracę nie pobiera pieniędzy. Jako rencista ma czas na pilnowanie porządku i robi to prawidłowo. Wiele pożytecznych rzeczy zrealizowano tutaj dzięki niemu. Dzieci miały ciekawe ferie, a i innych imprez zorganizował dla nich jest nie mało - twierdzi G. Mnich.
Warto dodać, że już wcześniej do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej docierały anonimy na temat działalności T. Fugla. Dyrektor tej instytucji, Małgorzata Porembska donosy przekazała kierownictwu towarzystwa charytatywnego. Jak mówi, jest ono organizacją pozarządową i MOPS nie jest władny do rozstrzygania o winie kogokolwiek. Opierając się na wieloletnim doświadczeniu zauważa jednak, że wiele osób korzystających z pobytu na Marklowickiej nastawionych jest roszczeniowo. Mimo braku środków do życia nie podejmują oni prób znalezienia pracy.
Rafał Jabłoński