Piechotą z Oświęcimia
Państwo Maria i Józef Wodeccy z Turzy w ubiegłym roku obchodzili 60-lecie swojego ślubu. Pobrali się w czasie okupacji i wspólnie przeżyli wiele trudnych chwil - do dziś niemiłe wspomnienia wywołuje zwłaszcza uwięzienie pana Józefa w obozie oświęcimskim przez Rosjan.
Państwo Wodeccy ślub wzięli 14 listopada 1943 r. w kościele w Jedłowniku. Poznali się zresztą właśnie w drodze do kościoła - Turza z której pochodzi pan Józef i Turzyczka, gdzie mieszkała pani Maria należały wówczas do parafii w Jedłowniku.
Poznaliśmy się pokochaliśmy i pobraliśmy - wspomina Maria Wodecka. Zamieszkaliśmy u moich rodziców w Turzyczce, mąż pracował u ojca na gospodarstwie. Kilka lat po wojnie zaczęliśmy budowę swojego domu w Turzy.
Józef Wodecki jako młody mężczyzna został podczas okupacji hitlerowskiej wcielony do Wehrmachtu. Walczył na froncie wschodnim, gdzie został ranny i zwolniono go ze służby wojskowej. W tego okresu ma bardzo niemiłe wspomnienia.
Tam było piekło, dokuczało straszne zimno - mówi pan Józef. Aż strach przechodzi jak się o tym myśli.
Ale powrót do domu po odniesieniu rany nie zakończył niemiłych perypetii wojennych. Kolejne tragiczne przeżycia czekały go wraz z nadejściem Rosjan. Po przejściu frontu Józef Wodecki został zatrzymany przez Rosjan jako były żoł-nierz Wehrmachtu. Podzielił los wielu Ślązaków, którzy zostali wcieleni do niemieckiego wojska wbrew własnej woli. Trafił do obozu w Oświęcimiu. Tam ciężko pracował przy przeładunku wagonów. Jak mówi, w obozie panował głód i wszy. Żeby przeżyć często w nogawkach musiał chować ziarno, które przeładowywał. Miał obawy, że już do domu nie wróci. Jednak pani Maria podejmowała starania w celu uwolnienia męża. Pisała prośby tłumacząc, że mąż został siłą wcielony przez Niemców do Wehrmachtu wbrew własnej woli. W końcu udało się przekonać Rosjan i zwolnili Józefa Wodeckiego tak jak wielu innych Ślązaków. Niemcy
zostali wywiezieni na roboty przymusowe do Rosji. Z Oświęcimia do domu pan Józef wrócił piechotą. Po tych przeżyciach zaczął życie od nowa.
Małżonkowie postanowili wybudować własny dom. Pani Maria podjęła pracę w Hucie Silesia na Paruszowcu, gdyż na budowę potrzebne były pieniądze. W trudnych czasach wychowali troje dzieci - czwarte zmarło zaraz po urodzeniu. Doczekali się siedmioroga wnuków i sześciorga prawnuków.
Szanowaliśmy się nawzajem i żyliśmy w zgodzie z Bogiem - mówią małżonkowie. Jak to w życiu - raz było słońce, raz padał deszcz, ale zawsze dochodziliśmy do zgody. Dzieci dobrze wychowaliśmy, żadne z nich nie było w kryminale.
W rocznicę ślubu zorganizowana została uroczystość z udziałem około 60 gości - było to takie wesele. Władze gminy zaprosiły jubilatów na spotkanie z okazji złotych godów, które odbyło się niedawno w Czyżowicach. Nie mogli w nim jednak uczestniczyć.
Poznaliśmy się pokochaliśmy i pobraliśmy - wspomina Maria Wodecka. Zamieszkaliśmy u moich rodziców w Turzyczce, mąż pracował u ojca na gospodarstwie. Kilka lat po wojnie zaczęliśmy budowę swojego domu w Turzy.
Józef Wodecki jako młody mężczyzna został podczas okupacji hitlerowskiej wcielony do Wehrmachtu. Walczył na froncie wschodnim, gdzie został ranny i zwolniono go ze służby wojskowej. W tego okresu ma bardzo niemiłe wspomnienia.
Tam było piekło, dokuczało straszne zimno - mówi pan Józef. Aż strach przechodzi jak się o tym myśli.
Ale powrót do domu po odniesieniu rany nie zakończył niemiłych perypetii wojennych. Kolejne tragiczne przeżycia czekały go wraz z nadejściem Rosjan. Po przejściu frontu Józef Wodecki został zatrzymany przez Rosjan jako były żoł-nierz Wehrmachtu. Podzielił los wielu Ślązaków, którzy zostali wcieleni do niemieckiego wojska wbrew własnej woli. Trafił do obozu w Oświęcimiu. Tam ciężko pracował przy przeładunku wagonów. Jak mówi, w obozie panował głód i wszy. Żeby przeżyć często w nogawkach musiał chować ziarno, które przeładowywał. Miał obawy, że już do domu nie wróci. Jednak pani Maria podejmowała starania w celu uwolnienia męża. Pisała prośby tłumacząc, że mąż został siłą wcielony przez Niemców do Wehrmachtu wbrew własnej woli. W końcu udało się przekonać Rosjan i zwolnili Józefa Wodeckiego tak jak wielu innych Ślązaków. Niemcy
zostali wywiezieni na roboty przymusowe do Rosji. Z Oświęcimia do domu pan Józef wrócił piechotą. Po tych przeżyciach zaczął życie od nowa.
Małżonkowie postanowili wybudować własny dom. Pani Maria podjęła pracę w Hucie Silesia na Paruszowcu, gdyż na budowę potrzebne były pieniądze. W trudnych czasach wychowali troje dzieci - czwarte zmarło zaraz po urodzeniu. Doczekali się siedmioroga wnuków i sześciorga prawnuków.
Szanowaliśmy się nawzajem i żyliśmy w zgodzie z Bogiem - mówią małżonkowie. Jak to w życiu - raz było słońce, raz padał deszcz, ale zawsze dochodziliśmy do zgody. Dzieci dobrze wychowaliśmy, żadne z nich nie było w kryminale.
W rocznicę ślubu zorganizowana została uroczystość z udziałem około 60 gości - było to takie wesele. Władze gminy zaprosiły jubilatów na spotkanie z okazji złotych godów, które odbyło się niedawno w Czyżowicach. Nie mogli w nim jednak uczestniczyć.
(jak)