Rażąca bezradność
Od pięciu lat na sąsiedniej dział-ce jednej z mieszkanek Mszany rosną potężne chwasty, na które jak się okazuje nie ma mocnych. Co roku niszczą moje uprawy. Sporo mnie to kosztuje, nie tylko zdrowia, ale także pieniędzy - denerwuje się. Sytuacja, w jakiej się znalazła dowodzi, że martwy zapis ustawy nie daje szaremu człowiekowi możliwości egzekwowania swoich praw.
Jadwiga Kotula jest właścicielką pola uprawnego znajdującego się w pobliżu byłej kopalni 1 Maja. Od pięciu lat na sąsiedniej działce rosną potężne chwasty, na które jak się okazuje nie ma mocnych. Co roku niszczą moje uprawy. Sporo mnie to kosztuje, nie tylko zdrowia, ale także pieniędzy. Te rośliny rozsiewają się na moje pole, a środki chemiczne do ich zwalczania sporo kosztują. Interweniowałam w Urzędzie Gminy i u wojewody, ale nic nie wskórano - mówi kobieta. O sprawie pisaliśmy rok temu. Teraz okazało się, że właścicielka pola może powołać się na art. 15 ustawy o ochronie gruntów rolnych i leśnych. W dokumencie czytamy, że w powyższej sytuacji wójt nakazuje właścicielowi gruntów wykonanie odpowiednich zabiegów. W razie niedostosowania się do tej decyzji, zleca on wykonanie zastępcze tych zabiegów na koszt właściciela gruntów, wykorzystując do czasu zwrotu kosztów środki Funduszu Ochrony Gruntów. Wydawało się, że sprawa zostanie rozwiązana, a Jadwiga Kotula, po kilkuletnim boju, dopnie swego. Niestety, tylko się wydawało. Sytuacja jest patowa. Sprawę szczegółowo regulowało rozporządzenie wojewody z 29 kwietnia 1996 r., które zostało uchylone. W takiej sytuacji nie możemy wejść na ten teren i przeprowadzić jego oczyszczenia, ponieważ będziemy posądzeni o zajęcie prywatnego gruntu - wyjaśnia wójt Mszany Jerzy Grzegoszczyk. Jak się dowiedzieliśmy, mimo trudności prawnych, miejscowe władze zamierzają w dalszym ciągu prowadzić rozmowy z właścicielem zachwaszczonego pola i nakłonić go do jego uprzątnięcia.
(raj)