Nieobecni mają więcej
W sprawie podwójnych wypłat nie wiadmo kto zawinił: radni czy pracodawca? Nie ma bowiem wyraźnych przepisów zakazujących takich praktyk. Wszystko zależy od zwierzchnika, który ma prawo odjąć od pensji czas spędzony na obradach, ale też nie musi tego robić. Jednak jak się czuje taki radny, który wie o tym, że za kilka godzin spędzonych poza zakładem pracy ma zapłacone, zwłaszcza jeśli jest zatrudniony w jednostce podlegającej miastu? Czy wtedy może spierać się i kwestionować uczciwość innych?
Ja nie mam sobie nic do zarzucenia. Jeśli posiedzenie rady zaczyna się o godzinie 11 czy 12, wówczas biorę urlop. A jeśli zwoływane jest na godzinę 14-15, to wybieram przysługujące mi nadgodziny. No a jeśli skończy mi się urlop, wówczas ten czas spędzony na sesji trzeba będzie odliczyć od pensji - mówi Mieczysław Jóźwicki, pszowski radny i pracownik Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Pszowie.
Leszek Piątkowski, również pszowski radny i pracownik ZGKiM, nie zaprzecza, że raz czy dwa mogło się zdarzyć, że dostał podwójnie zapłacone za godziny spędzone na sesji.
Ale przepraszam, czy to jest mój problem, czy pracodawcy? Proszę mi pokazać przepisy, które tego zakazują? A nawet gdyby takie były, to przecież nie jest mój problem, czy zakład zapłaci mi za dniówkę, czy nie. Tego powinien pilnować pracodawca - odcina się radny Piątkowski. 19 listopada 2002 sesja rozpoczęła się o godzinie 10.00. Radny Piątkowski pobrał jednak pieniądze za pełne osiem godzin pracy w zakładzie. Podobnie było 28 marca 2003 (sesja również rozpoczęła się o godzinie 10.00) i 30 października (obrady zwołane były wtedy na godzinę 14.30). Pełną dniówkę radny Piątkowski wziął także za 30 marca bieżącego roku (posiedzenie od godziny 11.00) i 26 maja 2004 roku (sesja o godzinie 14.30). Jeśli zakład pracy chce, to płaci, przecież to nie ja obliczam sobie dniówkę - mówi Leszek Piątkowski.
Z naszych informacji wynika, że wielu radnych nie protesuje, kiedy za godziny spędzone na sesjach dostaje również zapłacone od pracodawcy. Bo kto by protestował - skoro pracodawca daje, czemu nie brać? Często dzieje się tak, że zwierzchnicy w większych firmach nie bawią się w szczegóły i nie odliczają kilku godzin nieobecności w ciągu miesiąca.
Najbardziej burzą się prywatni właściciele małych zakładów, gdzie zatrudnionych jest kilku pracownikówe i potrzebne są każde ręce do pracy. Mój pracodawca nie lubi, kiedy chodzę na sesje, patrzy na moją działalność radnego niechętnie i toleruje ją tylko wtedy, kiedy jego firma nic na tym nie traci. Oczywiście, nie płaci mi za godziny spędzone na posiedzeniach rady czy komisji. To mogę sobie wybić z głowy - powiedział nam jeden z samorządowców powiatu wodzisławskiego.
Jarosław Szczęsny,
radny powiatu wodzisławskiego
Są pewne uregulowania prawne, które mówią, że radny gminy nie zachowuje prawa do wynagrodzenia od macierzystego zakładu pracy za czas nieobecności w pracy z powodu udziału w sesjach. Ja na ogół wybieram sobie wolne, nadgodziny albo odbrabiam później. Radny jest świadomy tego, że reprezentuje swoją społeczność i za to ma zapłacone. Jest to więc raczej problem etyczno-moralny, no bo jak można brać podwójne pieniądze? Radny sam powinien o tym wiedzieć, że jest taka podwójna moralność. W zakładach prywatnych raczej nie ma o tym mowy, żeby pracodawca płacił za nieobecność pracownika. No, ale jest problem, jeśli chodzi o pracowników na przykład jednostek gminnych, bo wtedy radny bierze podwójne pieniądze i to z publicznej kasy. A to już jest naganne.
Eugeniusz Wala,
przewodniczący Rady
Powiatu Wodzisławskiego
W sprawie, o której mowa
nie istnieją jasne unormowania prawne. Pracodawca ma
obowiązek zwolnić radnego,
który w godzinach pracy zaowodowej wykonuje swoją funkcję.
To, czy on otrzyma wynagrodzenie
z zakładu pracy jest sprawą pracodawcy. Może on wypłacić pieniądze lub nie. Ze względu na wątpliwości, które się w tej sprawie pojawiają, przeniosłem sesje powiatowe z godziny 9 na 12.
Była to jedna z przyczyn mojej decyzji. Zastanawiam się również nad rozpoczynaniem sesji jeszcze później.
Iza Salamon