„Dżaga” broni Przyszłości
Gdyby nie fatalna kontuzja w 2001 roku, kariera Grzegorza Tomali potoczyłaby się pewnie zupełnie inaczej.
Po naderwaniu wiązadeł krzyżowych, bramkarz Odry Wodzisław, już nie wrócił do wielkiej piłki. Mimo dość wojowniczej natury i ognistego temperamentu (kibice do dzisiaj nie umieją zapomnieć boiskowych pyskówek z jego udziałem) za grę zbierał dobre noty. W bramce był przebojowy, doskonale sobie radził w beznadziejnych sytuacjach. Kiedy jednak zdrowie mu zaszwankowało i nie mógł już uczestniczyć w treningach, został brutalnie odstawiony na boczny tor. Dzisiaj wraz z rodziną: żoną Iwoną i trzyletnim synem Mateuszem mieszka w nowo wybudowanym domu w Bełsznicy. Od początku rundy broni bramki czwartoligowej drużyny Przyszłości Rogów. I nie uważa tego za degradację. Walczymy o najlepsze wyniki, o najwyższe miejsca. Przyszłość Rogów to ambitny i dobrze poukładany klub - mówi Grzegorz Tomala.
Serce boli do dziś
Urodził się 6 września 1974 roku w Gliwicach. Od czwartego roku życia mieszkał w Wodzisławiu. Sportową pasję przejął chyba po swojej mamie - Urszuli Maciak, która w latach 60 rozgrywała mecze tenisa stołowego w wodzisławskim Kolejarzu. Zacząłem grać w piłkę, kiedy miałem osiem lat. Zaczynałem jeszcze w GKS-ie Odra Wodzisław. Od początku grałem na pozycji bramkarza. Myślę, że to był dobry wybór. Chociaż pamiętam, że jak organizowaliśmy szkolny Mundial, to rywalizowałem z napastnikami i zdobyłem wtedy tytuł króla strzelców. Miałem na koncie 24 bramki - wspomina Grzegorz Tomala.
Nie przerywając treningów, skończył szkołę górniczą i przez rok pracował na kopalni „Marcel”. W sezonie 1993/94, kiedy Odra po spadku do trzeciej ligi, ponownie zrobiła awans, Grzegorz Tomala odszedł do trzecioligowego wówczas Górnika Pszów. W bramce Odry na jego miejsce wszedł Hubert Szewczyk. W 1998 roku piłkarz ponownie wrócił do wodzisławskiego zespołu, który wtedy grał już w pierwszej lidze. W bramce Odry było wtedy dość ciasno, bo drużyna miała w zapasie kilku bramkarzy: Marka i Marcina Bębnów oraz Macieja Polaka. Zadebiutowałem w pierwszej lidze dokładnie 9 września 1998 roku, prawie na swoje urodziny - wspomina Grzegorz Tomala. W ekstraklasie rozegrał 70 meczów. Był z reprezentacją Polski w Tajlandii. W 2001 roku, na początku rundy jesiennej najpierw nadwerężył łękotkę, a niebawem, przy wyskoku do piłki, źle spadł i naderwał wiązadła krzyżowe. Ten upadek kosztował go karierę sportową. Pół roku po operacji pojechałem z Odrą na obóz kondycyjny do Dębicy. Trenowałem, ale to nie było już to. W końcu Odra zerwała ze mną kontrakt - dodaje obecny piłkarz Przyszłości. Trochę mnie serce zabolało, bo w końcu trzy sezony grałem w Odrze. Robiłem wszystko, a tu taki fatalny cios. Załamałem się, ale takie jest życie piłkarza - stwierdza Grzegorz Tomala.
Imię dostał na chrzcie
Szukał klubu i tak trafił do Kolejarza Stróże, gdzie trenerem był jego kolega, Arkadiusz Bałuszyński. Grał tam dwa lata. Stał w bramce, a zarazem trenował młodych golkiperów. Drużyna Kolejarza awansowała do trzeciej ligi. Nie dogadaliśmy się jednak co do finansów i zrezygnowałem. Wróciłem do swoich stron. Już wcześniej rozmawiałem na temat przejścia do Rogowa. Ale poprzedni trener Dankowski mnie nie chciał. Przyszedł jednak Franciszek Krótki i przejście okazało się możliwe. Jestem bardzo zadowolony - powtarza popularny „Dżaga”. A właśnie, skąd się wziął ten oryginalny pseudonim boiskowy? Dostałem je na chrzcie, który przechodzili piłkarze. Było to w 1986 roku na obozie sportowym - wspomina Grzegorz.
W Kolejarzu chciał pokazać Odrze, że nie zasługuje na odtrącenie. I chyba mu się udało odreagować. Jakiś uraz w środku jednak został, bo za największy swój sukces bramkarz uważa nie te 70 meczów w ekstraklasie, ale narodziny swojego syna. Dopiero potem wymienia udział w reprezentacji Polski.
Iza Salamon