Zdążyć przed roztopami
Po intensywnych opadach śniegu i rekordowych mrozach przyszedł czas na odwilż. Efekt to nadmiar wody, który już teraz utrudnia życie wielu mieszkańcom.
W ubiegłym tygodniu interwencja strażaków była niezbędna na ul. Bema w Rydułtowach. Rozlewisko wody powstałe w wyniku roztopów zablokowało przejazd. Marek Misiura, zastępca komendanta Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Wodzisławiu Śl., twierdzi, że póki co nie ma powodów do niepokojów. Są miejsca, gdzie woda utrudnia życie mieszkańcom, ale te problemy są na bieżąco usuwane. Pojawiają się także niewielkie zatory w małych rzeczkach czy dopływach. Nie dotyczy to dwóch głównych rzek przepływających przez powiat wodzisławski, czyli Olzy i Odry. Oczywiście do ewentualnych działań jesteśmy przygotowani. Obecnie przygotowujemy i testujemy sprzęt – mówi Marek Misiura.
Gdzie wywożą śnieg?
Obecnie największym problemem jest zalegający śnieg. Nie wolno go wywozić w dowolne miejsce. Powinno być ono usytuowane w znacznej odległości od drogi. Ważne jest, by odpływ wody z topniejącego śniegu nie zagrażał pobliskim posesjom. I tak na przykład w Wodzisławiu tony białego puchu trafiają na teren pocegielniany przy ul. Bogumińskiej oraz na plac przy ul. Rybnickiej (okolice stacji diagnostyki samochodowej). W Pszowie śnieg transportowany jest m.in. na teren starej cegielni przy ulicy Śląskiej. Służby komunalne przewożą go także za teren swojego zakładu albo za stadion w Krzyżkowicach. W Rydułtowach zwały śniegu, głównie pochodzące z centrum, zrzucane są do zbiornika przeciwpowodziowego za Urzędem Miasta. Inne wywożone są na tereny nieużytków, z dala od domów. Jak zapewniają pracownicy „komunalki”, śnieg składowany bywa też w parkach i w miejscach, gdzie ewentualna odwilż nie przyniesie nikomu szkody.
Dotrzeć do studzienki
Co zrobić z trzymetrową górą śniegu pośrodku małego podwórza pomiędzy kamienicami? Z tak potężną zaspą zmierzył się Jan Kula z ulicy Ofiar Terroru w Rydułtowach, który kilofem i innymi narzędziami rozłupywał zwały śniegu. Muszę się dostać do studzienek, które są pod spodem, inaczej nas tu zaleje - powiedział. Dodał, że w minionych latach nieraz przeżywał powódź. Woda zalewała niewielkie podwórko, wlewała się do piwnic aż pod sam sufit i do magazynu. Teraz też musimy zdążyć wywieźć ten śnieg przed roztopami. Robimy to taczkami, część zabrało już miasto na samochody - mówił Jan Kula. W pracy dzielnie „pomagał” mu wnuczek - trzyletni Wojtek.
(izis, raj)