Olimpijski sukces Sikory
„Po zakończeniu biegu wszystko się zaczęło. Przybiegli do mnie sąsiedzi z gratulacjami. Pamiętam, że w pewnym momencie otworzyłam drzwi wyjściowe z domu, a przed domem stało pełno samochodów, zjechały się media, dziennikarze i wszystko przybrało niesamowitego obrotu. Telefony dzwoniły non stop” – mówi Danuta Sikora, żona wicemistrza olimpijskiego w biatlonie.
Mieszkaniec Wodzisławia Śląskiego Tomasz Sikora został w ubiegłą sobotę wicemistrzem olimpijskim na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Turynie w biatlonowym biegu na 15 kilometrów ze startu wspólnego. Jego czas to 47 min i 26 sekund. Dla 32-letniego Mistrza Świata z 1995 roku to pierwszy medal olimpijski, ale także – co ważne – pierwszy medal olimpijski dla całego polskiego biatlonu. Tym samym, obok Adama Małysza, Tomasz Sikora jest jednym z najbardziej utytułowanych sportowców zimowych w Polsce. Złoto zdobył Niemiec Michael Greis, który zjawił się na mecie 6 sekund wcześniej. Tuż za Sikorą na metę wjechał Norweg Ole Einar Bjoerndalen.
W niedzielę rozmawialiśmy z Danutą Sikorą – żoną Tomasza Sikory w ich domu w Wodzisławiu, która podzieliła się z nami swoimi przeżyciami podczas sobotniego biegu. Byłam w domu tylko z dziećmi i razem patrzyliśmy na relację z igrzysk. Już po pierwszym strzelaniu, kiedy Tomek wysuwał się na czołowe pozycje, rozdzwoniły się telefony. Nie odbierałam, bo sama nie wiedziałam jak to wszystko się potoczy dalej – mówi małżonka wicemistrza olimpijskiego. Po zakończeniu biegu wszystko się zaczęło. Przybiegli do mnie sąsiedzi z gratulacjami. Pamiętam, że w pewnym momencie otworzyłam drzwi wyjściowe z domu, a przed domem stało pełno samochodów, zjechały się media, dziennikarze i wszystko przybrało niesamowitego obrotu. Telefony dzwoniły non stop. Ja nawet nie próbowałam dzwonić do męża, ponieważ już w telewizji widziałam, jakie jest zamieszanie wokół niego. Wysłałam mu tylko smsa z gratulacjami. Wiedziałam dobrze, że jak będzie miał chwilkę czasu to od razu zadzwoni. I zadzwonił około 15.00. Rozmawialiśmy bardzo krótko. Złożyłam mu gratulacje. Był bardzo wzruszony i zadowolony. Pytał, czy widziałam jego występ w telewizji, kiedy się rozpłakał przed kamerą. Powiedział, że dał plamę – opowiada z uśmiechem na twarzy pani Danuta.
Wykorzystał szansę
Nic nie zapowiadało tak dobrego występu w biegu na 15 kilometrów. We wcześniejszych biegach Sikora zajął 21. miejsce na 20 kilometrów, 20. w sprincie, 18. w biegu na dochodzenie, a 13. miejsce zajął w sztafecie. Pierwszy bieg na 20 kilometrów był właśnie tym biegiem, w którym wszyscy na Tomka bardzo liczyli, ponieważ to był jego najlepszy dystans. To właśnie na tym dystansie wywalczył Mistrzostwo Świata w 1995 roku. W Turynie się nie udało. Ale z dnia na dzień Tomasz czuł się coraz lepiej. Już to 13. miejsce w sztafecie było dobrym prognostykiem, bo przez chwilę byli nawet na trzeciej pozycji. Tomasz mówił, że jechało mu się bardzo dobrze i na pewno powalczy na 15 kilometrów. Ale w tej konkurencji trzeba mieć także sporo szczęścia. Wystarczy chybić w strzelaniu do tarczy 1 czy 2 razy i to wystarczy, aby spaść z podium na odległe miejsce. Po ostatnim strzale, który chybił, trener mówił, że zabrakło kilku milimetrów. I byłoby złoto.
#nowastrona#
To jeszcze nie koniec?
#nowastrona#
To jeszcze nie koniec?
Po zakończeniu biegu, w którym Sikora zdobył srebro, przedmiotem żywiołowej dyskusji w mediach stało się ewentualne zakończenie jego kariery sportowej. Wspominano już o tym w komentarzach przed wyjazdem do Turynu. Była taka rozmowa, że rok po olimpiadzie, albo zaraz po zakończeniu olimpiady Tomek zakończy karierę sportową. Teraz w zasadzie nic nie wiadomo. Szkoda byłoby teraz to wszystko zakończyć – mówi pani Danuta.
O planach na najbliższy czas pani Danuta mówi ze spokojem. Podejrzewam, że wczorajsze srebro będzie miało swój ciąg dalszy. Pewnie wyjazdy męża będą częstsze, bo przecież sezon się jeszcze nie skończył. A z Jnternetu dowiedziałam się, że podobno jedziemy na wczasy – śmieje się pani Danuta.
Sobotni bieg to piąta i ostatnia konkurencja, w której startował Tomasz Sikora. W niedzielny wieczór odbyła się uroczystość zakończenia igrzysk. Polscy zawodnicy przywieźli z Turynu dwa medale. Oprócz Tomasz Sikory z krążkiem zawieszonym na szyi wróci do Polski Justyna Kowalczyk, która wywalczyła brązowy medal w biegu narciarskim na 30 kilometrów techniką dowolną.
Miał być bramkarzem
Miał być bramkarzem
Swoje pierwsze kroki na nartach Tomasz Sikora stawiał w szkole Podstawowej nr 21 w Wodzisławiu (dzielnica Radlin II). Kto wie czy kariera aktualnego wicemistrza olimpijskiego potoczyłaby się w ten sposób, gdyby w szkole była sala gimnastyczna? Nieraz stawał on na bramce podczas podwórkowych meczy, uczęszczał nawet na treningi do klubu. Wybrał jednak narty - taki był program szkolny. W wieku 15 lat jako zawodnik Ryfamy Rybnik, gdzie prowadzono sekcję biatlonową trafił pod opiekę Serafina Janika. Młody zawodnik robił szybkie postępy i już w trzy lata później został mistrzem Polski juniorów. Później przyszedł tytuł wicemistrza świata juniorów i rok 1995, gdzie wodzisławianin stanął na najwyższym podium obejmując tytuł mistrza świata. Był wówczas dwa lata w polskiej kadrze. Po nieudanej olimpiadzie nasz najlepszy biatlonista chciał skończyć z bieganiem i zatrudnić się w firmie blacharsko-dekarskiej swojego brata. Przełomem w karierze Sikory okazał się nowy trener kadry, Roman Bondaruk, który poczynił wiele zmian. Jak mówił Tomasz Sikora, dzięki niemu utrzymał formę przez cały sezon. W 2004 r. wystartował w Mistrzostwach Świata i zdobył tam srebrny medal na dystansie 20 km, a na biatlonowych mistrzostwach Europy w białoruskich Raubiczach aż cztery medale. Dwa złote, jeden srebrny i jeden brązowy drużynowo.
Marcin Macha