Wychowanie od dziecka
Nie ulega wątpliwości, bo obserwacje oraz statystyki zgodnie potwierdzają, iż z roku na rok przybywa Polaków. Tylko naiwni sądzą, że to efekt świadomej polityki państwa i osławionego „becikowego”. Gdyby zapomoga z tytułu urodzenia dziecka miała być realną motywacją do starań o potomka, musiałaby być kilka razy wyższa. Najczęściej rodzice traktują te 1000 złotych, tak jak breloczek dołączony do jogurtu w promocji – no cóż, przyda się.
Jedną z zalet bycia rodzicem jest to, że ma się do dyspozycji wiele rozwiązań. Bezustannie zabraniając dziecku wycierania brudnych rączek o nowe tapety można, dla odmiany, mu na to pozwolić. Niby nic wielkiego, a ile satysfakcji - ojcowski autorytet nie został nadszarpnięty. Staramy się trzymać rodzicielski pion, by nikt nie pomyślał, że dzieciaki wlazły nam na głowę. Tak to sobie w duchu tłumaczymy, choć bez przekonania. W rzeczywistości bardziej niż opinią znajomych przejmujemy się własną bezsilnością, gdy wymarzona wizja pociechy nijak się ma do realiów. Można, rzecz jasna, naginać na siłę albo rzeczywistość, albo dziecko i osiągnąć swoje, tyle, że naciągane może czasami pęknąć. Bo trudno jest wychowywać dziecko, mając w głowie gotowy plan działania. Mimo masy fachowej literatury i dobrych rad, pracujemy z żywym organizmem, który jest nieprzewidywalny i lubi się buntować.
Oczywiste oczywistości nie wymagają częstego przypominania, ale czasami nie zaszkodzi. Toteż nie zaszkodzi nadmienić, że w relacjach rodzic – dziecko uczą się obie strony. To nasze pociechy uczą nas punktualności, gdy w trakcie meczu siatkarskiego słyszymy „Tato przełącz, już wieczorynka!”. To one kształcą w ekologii, gdy w przedszkolu prowadzą zbiórkę surowców wtórnych. To z ich inicjatywy wertujemy atlasy roślin, by poznać nazwę zielska, które tak urzekło na sobotnim spacerze. I wszystko to bez uszczerbku na ojcowskim honorze.
Rodzicielstwo bywa trudne. W takich chwilach pocieszam się opowiadaniem „Mała” Edwarda Goreya, które mam skopiowane na własny użytek. Historia jest o rodzicach i ich córce – miłośniczce wyrywania kartek z książek. Dorośli na wszelkie sposoby próbują walczyć z tym kłopotliwym nawykiem, aż wreszcie tatuś ogłasza, że nie ma nic złego w wyrywaniu kartek z książek. „Teraz mała i ja siadamy na dywanie i z wielce zadowolonymi minami oboje wyrywamy kartki z książek. Czasami też, ot tak, dla zabawy, wyjdziemy razem na ulicę i wybijemy szybę w jakimś samochodzie”.
Tak więc jedną z zalet bycia rodzicem jest to, że ma się do dyspozycji wiele rozwiązań.