Kilometry wspólnego życia
Kierowcy jeżdżący ul. Pszowską w Wodzisławiu spotykają ich na swojej drodze bardzo często. Już z daleka widać odblaskowe kamizelki, niejednokrotnie na głowach kaski i te rowery, dawno zapomniane składaki, niegdyś bardzo popularne – Wigry 3. – Kupiliśmy je na krótko przed stanem wojennym w 1981 r. Służą nam do dzisiaj. Choć mamy już nowe rowery, to bardzo często korzystamy właśnie z tych – mówi Eryk Kozielski. Wraz z żoną podczas jednego wypadu pokonuje średnio 30 km.
Celnik nie dowierzał
Największym osiągnięciem państwa Kozielskich jest wyprawa do Czech. Wówczas jednego dnia pokonali 165 km. To było pięć lat temu. Oboje mieli wówczas po 65 lat. – To było bardzo ciekawe przeżycie – opowiada pani Anna. – Najpierw pojechaliśmy do Chałupek. Tam na granicy zapytaliśmy, czy na dowód osobisty będziemy mogli wrócić przez przejście w Cieszynie. Celnik spojrzał z politowaniem na dwóch staruszków siedzących na polskich składakach, w kaskach rowerowych na głowach. Nie wierzył, że do Cieszyna dojedziemy. Na koniec z niepewnością w głosie powiedział tylko, że nam życzy dotarcia do celu – opowiada pani Anna.
Małżonkowie nie tylko bez problemów dotarli do Cieszyna, ale wcześniej odwiedzili Bohumin, Lutyń, Dedtmorovice, Stonavę i Horni Suchov. Przed sobą stawiają kolejne cele. Trasa miałaby prowadzić przez Racibórz do Opavy, a stąd z powrotem do Chałupek przez Bohumin. – W Opavie już byliśmy, ale tym razem chcemy ruszyć dalej. Myślę, że już niebawem uda nam się to osiągnąć. Musimy się oczywiście liczyć z jakimiś nieprzewidzianymi sytuacjami, ale zawsze jesteśmy samowystarczalni. Mamy niezbędny sprzęt na wypadek awarii roweru, prowiant i odpowiedni zapas wody. Jesteśmy dobrze zorganizowani – mówi pan Eryk.
Po miesiącu był ślub
Wodzisławianie są rówieśnikami. Oboje urodzili się w 1938 r. Ich małżeństwo trwa od 42 lat. Przed ślubem znali się jedynie… kilka tygodni. – To było 1 maja 1966 r. – wspomina pan Eryk. – Pojechałem z Wodzisławia do Starego Sącza, gdzie mieszkała Ania. Moja koleżanka powiedziała mi, że to fajna dziewczyna, pokazała jej zdjęcie. Stała na nim w towarzystwie białego misia z zakopiańskich Krupówek. Zdecydowałem się i pojechałem. Nigdy wcześniej nie miałem z nią kontaktu, jednak już wiedziałem, że to będzie moja żona – mówi pan Eryk.
– Rzeczywiście tak było – dodaje pani Anna. – Dowiedziałam się, że jedzie do mnie kawaler i że mam wyjść po niego na dworzec PKP. Tak też zrobiłam – opowiada wodzisławianka.
Po miesiącu był ślub cywilny, kilka tygodni później, w lipcu, kościelny. Jesienią tego samego roku oboje przeprowadzili się na ul. Górniczą w Wodzisławiu, gdzie mieszkają do dzisiaj. Doczekali się syna i córki oraz dwóch wnuków i wnuczki.
Rafał Jabłoński