Płać bo kiedyś umrzesz
Ksiądz Stanisław Juraszek, proboszcz Parafii pw. Matki Bożej Uzdrowienia Chorych na Orłowcu w Rydułtowach twierdzi, że czas płacić więcej za miejsca pogrzebowe. Grozi Sądem Ostatecznym.
Jaka ofiara, taka wiara
Oburzenie parafian wywołał list, który wystosował do nich proboszcz z okazji kolędy. Pismo krótkie nie jest. Myliłby się ten, kto myśli, iż zostało poświęcone treściom religijnym. Proboszcz, jak sam pisze we wstępie, porusza w nim dwie najważniejsze jak się wydaje dla życia parafii kwestie. Pierwsza dotyczy konsekracji kościoła, druga rozbudowy cmentarza parafialnego. Pewnie nic by w tym nie było bulwersującego, gdyby nie forma listu. Ksiądz proboszcz uzależnia poświęcenie świątyni od wykonania koniecznych remontów, m.in. budowy wieży z dzwonami, zakrystii, ufundowania witraży. Wymagania są spore, bo „(...) kościół musi mieć godny wystrój”, czytamy w liście. Proboszcz rozumie oczywiście ogrom tych prac. „To zadania na wiele lat i pytanie o wiarę parafian” – pisze kapłan.
Zresztą, jak twierdzą nasi czytelnicy, którzy należą do parafii na Orłowcu, mierzenie wiary kwestiami materialnymi najlepiej określa ulubione powiedzenie proboszcza: „Jaka ofiara, taka wiara”, które często powtarza także z ambony.
Na komunalnym nie wypada
Obszerne fragmenty listu ksiądz Stanisław Juraszek poświęca rozbudowie cmentarza parafialnego. Aby udało się to zrobić, trzeba dokupić ziemię od prywatnego właściciela. Pochówek bowiem na cmentarzu komunalnym to nie to samo. „ Być może wielu już zatraciło różnicę między cmentarzem parafialnym a komunalnym, bo ziemia ta sama, a jednak wyznaniowy cmentarz jest poświęcony (...) To jest bardzo istotne”, pisze ks. Stanisław Juraszek. Wykup gruntu na powiększenie cmentarza to spory wydatek. Proboszcz oszacował go nawet na 500 tys. zł. Cena jest wysoka, więc oczywiście powinni się na to zrzucić parafianie. Argumentem staje się cytat z Biblii poświęcony Sądowi Ostatecznemu. „...Idźcie precz ode mnie, przeklęci w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom. I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego” (Mt 25, 31–46).
Proboszcz cytuje i interpretuje. „To oczywiste, że marzymy, żeby się znaleźć wśród tych sprawiedliwych i być postawionym po prawicy, ale do tego czasu sobie poleżymy i to długo poleżymy w ziemi – twierdzi ks. Juraszek.
Cztery lata temu zbiórka spełzła na niczym. Jak ma się to udać tym razem, skoro według ksiądza tylko 25% parafian przychodzi na niedzielną mszę świętą? Proboszcz ma pomysł, by problem finansowy rozwiązać.
Prawo zwyczajowe
Zdaniem kapłana każdy powinien płacić znacznie więcej za miejsce na cmentarzu i wykupić je już w tym roku. Twierdzi, że czas skończyć z wpłatami 300 zł za miejsce pogrzebowe. Jego zdaniem prawie 6 tys. zł, pobierane przez rodzinę zmarłego z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, nie powinno być wydatkowe na dodatkowy „obrządek” pogrzebowy, na „trumnę z okienkiem, poduszeczką i kołderką”, ale właśnie na miejsce pochówku. Uważa, że kwota ta zgodnie z prawem zwyczajowym ustanowionym dwa wieki temu powinna wynosić 10% kwoty wypłacanej przez ZUS. Dzisiaj jest to 600 zł. „Zawsze kopiemy grób głębinowy, więc wychodzi za dwa miejsca 1200 zł” – tłumaczy ksiądz Juraszek. Na zniżki mogą liczyć wdowy i wdowcy. Proboszcz zapewnia jednocześnie, że pochówku nikomu nie odmówi. „Jeden nie da, stu innych da, a Pan Bóg i tak wszystko wyrówna” – czytamy w liście.
Mierzy swoją miarą?
Kwota 1200 zł widnieje na deklaracji dołączonej do listu. Trzeba na niej wypisać m.in. swoje imię i nazwisko. Ksiądz dokonał „dogłębnej analizy” i wysnuł wniosek, że 1200 zł to wcale nie taki duży wydatek. „Dzisiaj wszystko kosztuje, zaś 1200 zł płacimy za 4 duże i 6 małych tankowań do pełna. Suma ta to 1/2 telewizora plazmy, a większych 1/4. To wymiana opon z wymianą oleju, a samochodów mamy zdecydowanie więcej niż 1200 w parafii. (...) Można by tak wyliczać, ale tu chodzi o wiarę” – pisze duchowny.
Kłamstwo
Przez kilka dni zabiegaliśmy o spotkanie z księdzem Stanisławem Juraszkiem. Chcieliśmy porozmawiać o formie listu. Niestety, kapłan unikał nas jak ognia. Za każdym razem gospodyni wymyślała niestworzone rzeczy, by udowodnić nam, że ksiądz jest zapracownym człowiekiem i albo go nie ma, albo nie widziała się z nim kilka dni, albo właśnie wyszedł. Okazało się, że to nieprawda. Ksiądz był na miejscu.
Ksiądz doktor Arkadiusz Wuwer z Kurii Metropolitalnej w Katowicach
Wizyta duszpasterska czyli kolęda powinna być przeżywana jako okazja do wspólnego rozważenia Słowa Bożego i modlitwy, do podjęcia tematów wiary i życia chrześcijańskiego oraz problemów, którymi żyją parafianie. W żadnym wypadku nie należy łączyć kolędy z tematyką finansową, szczególnie jeśli jest ona przedstawiona w taki sposób, jak to zrobiono w zasygnalizowanych przypadkach. Między innymi właśnie dlatego, by uniknąć podobnych przypadków, a w celu zachowania duszpasterskiego charakteru kolędy, w Diecezji Opolskiej i Gliwickiej zrezygnowano w ogóle z przyjmowania ofiar podczas odwiedzin duszpasterskich. Z pewnością można i należy informować wiernych o podejmowanych inicjatywach, czy też o trudnościach parafii, a nawet prosić o zadeklarowanie pomocy. Jednak zarówno treść, jak i forma, w jakiej zostało to zrobione w zasygnalizowanych przypadkach, z pewnością nie jest właściwa.
W związku z tym do obu proboszczów zostanie wysłany specjalny list podpisany przez Metropolitę Górnośląskiego, Księdza Arcybiskupa Damiana Zimonia. W praktyce kościelnej jest to poważna forma upomnienia.
Koperta na każdy miesiąc
Sprawa z rydułtowskiej parafii na Orłowcu nie jest odosobniona. Przy okazji wizyt duchownych z okazji tegorocznej kolędy, o pieniądze na rzecz parafii poprosił w nietypowy sposób proboszcz z Syryni. Wierni otrzymywali 12 kopert, na każdy miesiąc jedną, w której znajdowała się karteczka do wypisania imienia, nazwiska, a także wysokości deklarowanej kwoty. To wywołało oburzenie ludzi. – Bez parafian niczego nie da się zrobić. To mają być dobrowolne datki. Nikogo nie będę z ambony wyczytywał jeśli nie da pieniędzy – tłumaczy ks. proboszcz Piotr Kachel.
Komentarz
Rafał Jabłoński redaktor naczelny
Mój przyjaciel wielokrotnie powtarza mi, że mam szczęście. Nie tylko dlatego, że mam wspaniałą rodzinę, dach nad głową i pracę, która daje mi dużą satysfakcję. Szczęście jego zdaniem polega na tym, że mam przyjaciół, którzy mają odwagę „strzelić mnie w łeb”, kiedy popełniam błędy i bardzo szybko sprowadzają mnie na ziemię.
Obawiam się, że takich ludzi zabrakło nie tylko wokół księdza Juraszka, ale wokół wielu innych kapłanów. Gromadzą się wokół nich tłumy ludzi, którzy zwą się przyjaciółmi, mówią piękne słowa, podziwiają, oklaskują. Nie mają jednak odwagi odezwać się, gdy ewidentnie Ksiądz popełnia błąd i, jak w przypadku parafii na Orłowcu, pisze brednie interpretując fragmenty Biblii na własny użytek. Wierni milczą, a Ksiądz żyje w przekonaniu, że jest wspaniały. I tak przez lata, aż sprawa ujrzy światło dzienne.
Stworzenie czterostronicowego listu z pewnością wymagało od księdza Juraszka poświęcenia wiele czasu, zdolności i papieru. Jakże byłoby pięknie, gdyby energia ta wykorzystana została na przekonanie wiernych, że warto uczestniczyć we mszy świętej i warto angażować się w życie parafii. Jakże byłoby pięknie, gdyby proboszcz więcej dziękował ludziom za każdy grosz i za przykładem innych księży radził sobie bez tego typu akcji. Tymczasem pisząc fatalny list kapłan zrobił kolejny duży krok, by do Kościoła zniechęcić kolejne osoby.
Ktoś zapyta co dziennikarzom do tego? Nie wiem czy sprawa interesuje wszystkich dziennikarzy, ale na pewno interesuje mnie. Nie potępiam księdza Juraszka, nawet wtedy gdy kłamie. Potępiam jego konkretne postępowanie. Nie mogę siedzieć cicho, ponieważ sprawa jest bardzo poważna, o ile nie najważniejsza. Tutaj chodzi o Kościół, mój Kościół.
Przeczytaj list do parafian
Justyna Pasierb