Ludwik i szwarna Maryjanka
Ludwik Tatarczyk urodził się 25 września 1885 r. w Mszanie Dolnej. Zwany był „Małym”. W tym samym roku urodziła się małżonka jego brata Franciszka, podobnie zresztą jak i żona innego z braci Jana.
O rodzinie Ludwika wiemy nieco więcej, a to dzięki jego synowi Bogdanowi zamieszkałemu w Turzyczce. Ludwik, podobnie jak najstarszy brat był z zawodu krawcem. Ożenił się z Marianną de domo Wija. Przygarbiony od ciągłego szycia, na dodatek niewielkiego wzrostu Ludwik posiadał jednak dużą inteligencję i klarowne ambicje. Otóż panna Wija zwana była „szwarną Maryjanką”, a tym samym wielu było kandydatów do jej ręki. Młody Tatarczyk znalazł sposób, by ich okpić. Oczywiście życie towarzyskie najczęściej rozkwitało na zabawach w karczmie. Ludwik rzucał w karczmie hasłem „po kropelce”. On stawiał. Przy bufecie robił się tłum, a on obtańcowywał Mariannę, aż wreszcie ją zdobył. Ślub odbył się w Mszanie. Zakupił potem w Wodzisławiu dom (obecnie Piłsudskiego 12) , w którym znalazł się sklep spożywczy.
Płacił za czytanie gazet
Z rozmów z Mariuszem Grabcem wiem, że Ludwik zaczął szyć jako kilkunastolatek i na krawiectwie dorobił się niezłego majątku. Lubił pomagać innym. W czasach pruskich znany był ze swej polskości. W Mszanie nazywano go „polskim królem”, bo posuwał się nawet do tego, iż kupował polskie gazety i… płacił ludziom za to, żeby je czytali. Także później już jako krawiec okazywał swą rzetelność, sprowadzając z Bielska jedynie najlepsze materiały. Bardzo pomagał rodzinie Antończyków. Do domu w Wodzisławiu przybyła z Mszany jego matka . I to właśnie Joanna – zarówno w Mszanie, jak i potem w Wodzisławiu – a nie żona Ludwika, gospodarowała pieniędzmi. Sytuacja zmieniła się dopiero, gdy synowa powiła Tadeusza. Wówczas teściowa wróciła do Mszany.
Przepowiedział telewizję
Ludwik bardzo dużo czytał i złakniony był wieści ze świata. W 1918 Niemcy najpierw zdobyli sporą przewagę na frontach, by potem gwałtownie przegrać. Zanim to nastąpiło, Ludwik zdecydował się na ucieczkę przed wojskiem. Chciał z innymi dostać się do westfalskiej Polonii. Chorował jednak na serce, zasłabł i musiał wrócić. Ukrywał się później przed policją. Raz sam im otworzył drzwi (byli w cywilu), a ci wbiegli z impetem, tak że nie zauważyli za skrzydłem drzwiowym niskiego wzrostem Ludwika. Drugi raz ukrył się na strychu, gdzie magazynował materie do szycia. Zakamuflował się w skrytce pod materiałami i czuł potem, jak policmajster stąpa po belach sukna nad nim.
W czasie powstań Ludwik prowadził propolską agitację. Ukrywał się w Mszanie. Starał się być człowiekiem postępowym. Kiedy przeczytał o próbach przekazywania obrazów – czyli dzisiejszej telewizji – powiadał: Zobaczycie, niedługo ktoś w Ameryce będzie mówił, a my będziemy go widzieć i słyszeć.
Gromadka dzieci
Marianna i Ludwik mieli sześcioro dzieci. Jako pierwsza urodziła się Wanda (18 lutego 1921), po mężu Grabiec. Miała syna Mariusza, a ze związku z Tatarczykiem córkę Halinę, która zamieszkuje na ojcowiźnie w nowym domu w Jedłowniku.
Tadeusz urodził się 2 lipca1922. Żoną jego była Maria Szostek. Najstarszy syn zdobył wykształcenie ekonomiczne. Pracował jako urzędnik, w zakładzie fermentacji tytoniu. Tu zajmowano się uprawami tego surowca. Maria z Tadeuszem mieli trzech synów: Stefana, Eugeniusza i Dariusza. Tadeusz zginął tragicznie w 1972 r.
Z kolei na świat przyszedł Władysław (urodzony 23 maja 1924). Dziś emeryt zamieszkały w Nędzy. Z pierwszego małżeństwa z Klarą Kozielską miał dzieci: Urszulę i Zbigniewa, a z drugiego z Martą Wolnik syna Damiana.
Syn doczekał spokojniej starości
Syn Ludwika – Bogdan Tatarczyk urodził się 2 marca 1926. Z zawodu jest technikiem mechanikiem. Mówią też o nim, że gdyby obrał inny kierunek, to by był niezłym prawnikiem. W czasie wojny, kiedy miał zaledwie 14 lat, został wywieziony na roboty do Zabitz – rejon Lubina – skąd powrócił do rodzinnego Wodzisławia po roku. Imał się różnych zajęć. Pomagał też ojczymowi, jako że Marianna po śmierci męża wyszła drugi raz za mąż. Ludwik zmarł w tym samym roku i miesiącu co jego najstarszy brat Franciszek, tj. w kwietniu 1933.
Wojenne losy Bogdana typowe były dla wielu Ślązaków – zajął się nim Wehrmacht. Potem we Francji dostał się do niewoli amerykańskiej i wkrótce wylądował w siłach polskich w Szkocji. Walczył pod dowództwem generała Maczka w Belgii, Holandii i w Niemczech. Kampanię zakończył w 1945. Rok później rozwiązano jego jednostkę. Matka wzywała do kraju, a poza tym oficerowie angielscy gorąco namawiali do powrotu i odbudowy kraju…
Powrócił więc do Jedłownika. Pracował w przemyśle tytoniowym w Wodzisławiu, a potem w Raciborzu. Od 1965 do 1981 pracował jako sztygar zmianowy na kopalni 1 Maja. W 1952 ożenił się z Elżbietą Dembowy z Turzyczki. Mieli sześcioro dzieci: Kazimierza, Wiesława, Grażynę, Danutę, Witolda i Józefa. Prócz własnych dzieci Tatarczykowie wychowali również Jerzego, który w ich rodzinie przebywał od niemowlęctwa, tj. od 1954 r. Jego matka pracowała w Czechach, gdzie wyszła za mąż i miała tam jeszcze dwójkę dzieci. Kiedy zachorowała, zdecydowała się wrócić. Zmarła mając ledwo 38 lat.
Bogdan jako wdowiec dożył spokojnej starości. Mieszka z rodziną w Turzyczce. Przywiązuje wielką wagę do historii swej rodziny i tradycji. Z radością dzieli się swą wiedzą, jak i przyjmuje wszelkie nieznane mu fakty z dziejów rodu czy to w formie opowieści czy starej rodzinnej fotografii. Należy do tych, których interesują jeszcze korzenie rodzinne w szerszym niż drzewo genealogiczne wymiarze.
Nie wszyscy Niemcy byli źli
Bolesław urodził się w 1929 r. Z zawodu szewc. Ożenił się z Anną Bańczyk. Mieli trzech synów: Mariana, Leszka, Zenona. Beniaminkiem był Józef (urodzony 28 stycznia 1931 r.). Wstąpił do werbistów. Marzył o pracy w Argentynie. Ostatecznie pozostał w kraju. Opowiedział m.in. o swych prymicjach, kiedy to jego matka postanowiła po chrześcijańsku zapomnieć o wszelkich rodzinnych urazach i zaproszono wszystkich znanych.
Pod koniec wojny w czasie walk do ogrodu sąsiadów wleciała bomba. Nie wybuchła. Mimo sygnalizowania niebezpieczeństwa zlekceważyli ją zarówno Niemcy, jak i potem Rosjanie. Aby było „dowcipniej” dodatkowo z sowieckiego kukuruźnika zleciała kolejna bomba i utkwiła w środku pokoju w ich domu…
Józef w Jedłowniku obchodził 50-lecie ślubów zakonnych. Obecnie ojciec Józef na emeryturze stara się pomagać komu tylko może. Z jego opowiadań wynika, że Bogdan coś przemilczał, a mianowicie: do bauera został zesłany za to, iż kiedy niemiecki nauczyciel chciał go uderzyć, chwycił go za ręce i nie dopuścił do takiego upokorzenia polskiego dziecka. Ale nie wszyscy Niemcy byli prześladowcami. Jak na chrześcijanina przystało ks. Józef jest obiektywny, a to dzisiaj zanikająca cecha. A przecież samo uświadomienie sobie, że przede wszystkim jestem człowiekiem, a dopiero potem Polakiem, Niemcem, Rosjaninem, Francuzem, Japończykiem itd. pozwala żyć w zgodzie z sobą i światem.
Chronili partyzantów
Na terenie domostwa Tatarczyków ukrywało się dwóch partyzantów. Kiedyś mały Józek zszedł do piwnicy po węgiel, bardzo się wystraszył, ujrzawszy obcego człowieka. Dopiero matka wyjaśniła, że w domu ukrywają się panowie Pluta i Manek. Sąsiedzi Niemcy zeznali okupacyjnym władzom, że obok mieszkają co prawda Polacy, ale spokojni. Mało tego, wiedzieli o dwóch „gościach” i nawet zwracali Tatarczykom uwagę, żeby lepiej zasłaniali okna albo tak głośno nie mówili. Co do ukrywających się, to pierwszy, o wybitnie komunistycznym zabarwieniu po wojnie zamieszkał w Rybniku, zaś drugi, pochodzący z Pszowa po wojnie zginął na kopalni.
Drugie małżeństwo Marianny
Żona Ludwika, Marianna owdowiała, mając 37 lat. Wyszła więc za mąż jeszcze raz za Władysława Pałuczaka. Gromadka dzieci (głównie chłopców) potrzebowała męskiej opieki. Z Władysławem miała córkę Annę mieszkającą w Jedłowniku.
Michał Palica