Piłem co popadło i wiem co to jest totalne dno
Ma 51 lat, z czego połowę przeżył w małżeństwie. Urodził się w niewielkiej miejscowości koło Kętrzyna na Mazurach. W 1986 r. zamieszkał na os. Dąbrówki w Wodzisławiu. Na początku lat dziewięćdziesiątych uciekł od żony do kolegów i alkoholu. Jak mówi na dno stoczył się bardzo szybko. Pił wszystko co było pod rękę. - Denaturat to normalka – powtarza podczas naszej rozmowy. Kiedy brakowało pieniędzy na alkohol kradł, m.in. samochody. Bardzo chętnie nimi jeździł… po pijanemu. Odsiedział swoje i wrócił do… picia.
Detoks
Pierwszych lat na wolności pan Andrzej dokładnie nie pamięta. – Moje ciągi alkoholowe trwały nawet kilka miesięcy. Pracowałem w Przedsiębiorstwie Budownictwa Węglowego PBROW. Wyjeżdżaliśmy na roboty do Rosji. Tam to dopiero było picie – wspomina bezdomny mężczyzna. Najgorzej było w 1993 r. Wówczas nie widział już sensu życia i postanowił ze sobą skończyć. Najpierw położył się na torach, potem chwycił za sznur i próbował się powiesić. W pierwszym przypadku uratowała go kobieta pracująca na nastawni PKP, ze sznura odciął go z kolei kumpel od kieliszka. Po tych wydarzeniach Andrzej Mikulski trafił do szpitala psychiatrycznego w Rybniku na tzw, detoks, a więc odtruwanie organizmu. Stąd przewieziono go do szpitala odwykowego w Gorzycach. Tutaj spotkał ludzi, dzięki którym wyszedł na prostą.
Nawrócenie
Pomogli mu tacy jak on. Alkoholicy niepijący od kilku, kilkunastu lat, członkowie grupy religijnej pod wezwaniem św. Alberta. W gorzyckim szpitalu prowadzili modlitwy i rozmowy z chorymi. – Poszedłem do spowiedzi, choć nigdy wcześniej nie chodziłem do kościoła. Od tamtego momentu wszystko się zmieniło. Mogę śmiało powiedzieć, że z nałogu wyciągnął mnie Bóg. Oczywiście ciągle jestem alkoholikiem i muszę walczyć. Od dwóch lat nie piję i mam nadzieję, że tak pozostanie. Staram się także pomagać moim kolegom z noclegowni. Chce być przykładem na to, że można skończyć z tym wstrętnym nałogiem – mówi pan Andrzej.
Mieszkanie
Dzisiaj lokator noclegowni pracuje w firmie Termo-Instal w Rydułtowach. Zdobył zaufanie przełożonych. Poznał kobietę. – To było na dansingach u Gomoli w Radlinie II. Jest chyba troszke ode mnie starsza, ale za to trzy razy mądrzejsza – uśmiecha się pan Andrzej. Mężczyzna ma szansę zamieszkać w mieszkaniu chronionym przygotowanym przez miasto dla osób wychodzących z bezdomności. Marzy także o własnej firmie remontowo-budowlanej. Czy tak się stanie czas pokaże.
(raj)