Zabił ojca
Dąbrowy to kilkanaście domów na skraju Syryni. To właśnie tutaj 17 lutego doszło do makabrycznego odkrycia. Wodzisławscy policjanci znaleźli zwłoki 55-letniego mężczyzny Franciszka Sz. Znajdowały się one w wersalce. Pod zarzutem zabójstwa aresztowano 32-letniego Lucjana Sz. syna ofiary.
Najpierw się szarpali
Policjanci ustalili, że do tragicznego wydarzenia doszło 6 lub 7 lutego. W tym dniu między mężczyznami miała wywiązać się bójka. 32-latek po kilku wypitych piwach wrócił do domu. W mieszkaniu zastał swojego ojca, który również był już pod wpływem alkoholu. Między mężczyznami doszło do kłótni, ojciec uderzył z pięści w twarz swojego syna, ten nie pozostał mu dłużny. Wywiązała się szarpanina. Starszy mężczyzna chwycił za nóż kuchenny i wymachiwał nim przed synem. W pewnym momencie młodszy z mężczyzn przechwycił narzędzie zbrodni a następnie dźgnął nim ojca zadając mu kilka ran kłutych w okolice brzucha i klatki piersiowej – wyjaśniają wodzisławscy policjanci.
Kto był ofiarą?
Mężczyźni mieszkali razem. Sąsiedzi twierdzą, że dochodziło tam do awantur, wywoływanych pod wpływem alkoholu. Miał je prowokować Franciszek Sz. ojciec młodszego mężczyzny. – To nie był ani dobry mąż, ani dobry ojciec, ani dobry teść czy zięć – mówi Jolanta Biczysko. – Ze wszystkimi się awanturował, przez długie lata terroryzował swoją rodzinę. W końcu kilka lat temu odeszła od niego żona, dobra kobieta. Z domu wyniosła się też córka i młodszy syn z rodziną. Od tamtego czasu zostali tam we dwóch. Syn wcale nie był zły. Faktem jest, że popijał, miał problemy z pracą. Powiedziałabym jednak, że był przede wszystkim ofiarą zastraszania przez ojca. To na nim skupiała się największa złość ojca – dodaje kobieta. Jej słowa potwierdzają sąsiedzi rodziny Sz. – To była patologia. Można było się spodziewać, że coś się tam może wydarzyć, ale nikt nie myślał, że dojdzie aż do takiej tragedii. Słucha się o różnego rodzaju morderstwach, ale jak do czegoś takiego dochodzi tuż za płotem to można się naprawdę przerazić – mówi pani Bożena, sąsiadka Sz.
Miał być w szpitalu
Mieszkańcom Dąbrów trudno uwierzyć w to co się stało, mimo że jak sami przyznają od jakiegoś czasu dziwili się dlaczego na dworze nie widać Franciszka Sz. Uwierzyli w tłumaczenia syna, który mówił sąsiadom, że ojciec przebywa w szpitalu i dlatego nie pojawia się na dworze. – Tak wszyscy mówili i nikomu nie przyszło do głowy, że mogło być inaczej. Aż tu nagle przyjechała policja i okazało się, że doszło tam do morderstwa – opowiada Anna Wolny, która sąsiaduje z Sz. przez drogę. Teraz sąsiedzi zastanawiają się czy tragedia nie wydarzyła się nawet wcześniej niż udało się to ustalić policji. – Od połowy stycznia nikt go już nie widział – mówi Jolanta Biczysko.
O zbrodni poinformowała rodzina
Oficjalna wersja policji głosi, że mężczyzna w chwili ujawnienia zwłok nie żył od około 10 dni. – Sprawca nie powiadamiając o tym nikogo przetrzymywał przez ponad tydzień zwłoki swojego ojca w wersalce, w mieszkaniu w którym na co dzień przebywał. Gdy zaczęły go dręczyć wyrzuty sumienia a fetor wydobywający się z wersalki był już nie do zniesienia postanowił powiadomić o zdarzeniu resztę rodziny. Na miejsce przybył brat podejrzanego, który zorientował się, że ojciec nie umarł w sposób naturalny. Od razu poinformował policję, która na miejscu stwierdziła zgon w wyniku ciosów zadanych nożem – mówi Małgorzata Czajkowska, rzecznik wodzisławskiej policji.
Wodzisławski sąd zadecydował już o areszcie podejrzanego o morderstwo Lucjana Sz. Grozi mu nawet dożywotnie więzienie. Do tej pory 32-latek nie był karany.
Artur Marcisz