Kryzys dopadł także Franciszka
W poznańskim Lipowcu przychodzi na świat ostatnie – i jedyne urodzone w wolnej Polsce – dziecko Tatarczyków. Dostaje na imię Irena. A dzieje się to 25 października 1921 r. Irena była tak dumna ze swych polskich narodzin, że mimo ogromnej miłości i szacunku do swej matki, jeszcze po latach wolała jakby nie pamiętać Franciszce jej niemieckich korzeni.
Fascynowały go chrabąszcze
Tatarczykom jednak nie było sądzone pozostać włościanami. Franciszek postanowił wrócić w rodzinne strony. W grudniu 1922 r. sprzedał 56 mórg gospodarstwa i inwentarz gospodarzom z Lutyni, spakował rodzinę, dobytek i zjechał do Rybnika, gdzie kupił wcześniej już wybrany dom. Na marginesie: w domu tym w tzw. antryju długo wisiał efekt entomologicznych fascynacji Franciszka z lipowieckich czasów tj. wielka gablota pełna chrabąszczy, motyli i ciem różnorakich. Niestety po przeniesieniu w inne miejsce uległa zniszczeniu i dziś ostało się w niej jedynie kilka najodporniejszych okazów z pięknej onegdaj kolekcji. Z Lipowca pozostały pamiątkowe drobiazgi, które w miły sposób przypominają o tym co rustykalne w familii Tatarczyków. Dokumenty świadczą, że Franciszek już od 1922 r. bywał w Rybniku (na pewno od końca tego roku). Pozostały mocne serdeczne przyjaźnie z Wielkopolanami, choćby z Robenkami z Leszna.
Nie było łatwo
Franciszek Tatarczyk trafił na fatalny czas. 1923 to rok największej inflacji. Grabski dopiero w początkach 1924 daje sobie radę z hiperinflacją. A potem tworzy Bank Polski i wprowadza mocną walutę 1 zł = 1800000 mkp. Główny ciężar reformy położył na polskie klasy posiadające. Ale Franciszek zderzył się nie tylko z inflacją. Także z polskimi urzędnikami. Do tego doszły wprowadzone przez ministra generalne zmiany np. wprowadzenie państwowego monopolu na alkohol czy tytoń. W ten sposób zamknęła się droga do własnej hurtowni tytoniowej, którą dziadek mógł przejąć po poprzednich właścicielach. Tak nawiasem mówiąc w muzeum rybnickim można zobaczyć szyld Koenigsbergera, który przechowała rodzina, a szyld z napisem Tatarczyk za sprawą czerwonych rodaków zniknął, acz dzięki Bogu pozostało wiele zdjęć. Do dziś na Zachodzie można produkować własne wino, piwo, whisky, tytonie, a u nas wciąż nie. No bo lepiej utrzymywać bataliony urzędników, którzy decydują co, komu i za ile. I po co się zapędzać... Franciszek się nie zapędzał i jak na tym wyszedł? Słuszna skądinąd polityka Grabskiego wprowadziła wprost restrykcyjne ściąganie podatków. I dobrze, bo dzięki takiej polityce na Zachodzie do dziś budują autostrady, stadiony, muzea, a nie dzięki monopolom spirytusowym, zapałczanym itp.
„Co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie”
Długo w domu mówiło się, że winę ponosi nieszczęsna inflacja, że były w tym – jakbyśmy dziś powiedzieli – przekręty zbywającego dom, bo ten wracał do Niemiec. Otóż nie tylko. Inflacja – jak ustaliłem w małym śledztwie – owszem, lecz była to przyczyna wtórna. Podstawową odnalazłem w rodzimych urzędnikach, ale i koniecznej dla dobra kraju, lecz pechowej – dla takich jak Tatarczykowie – reformie Grabskiego, która akurat zbiegała się z inwestycjami Franciszka. Nie ma wątpliwości, że nasi urzędnicy skrócili Franciszkowi życie skrajnie rygorystycznie interpretując nowe przepisy, tym bardziej rygorystycznie, kiedy nawet po maju 1926 nie krył się z tym, że zawsze pozostanie wierny Korfantemu, który bywał u niego, podobnie jak red. Kwiatkowski, Sosiński czy Palędzki. Franciszkowi w czasie szalejącej inflacji zablokowano żywą gotówkę, podczas gdy można było np. jak sugerowali urzędnikom Tatarczykowie, obciążyć hipotekę. I tutaj pragnę podkreślić: lojalność, czy to wobec rodziny czy wobec państwa, w którym przyszło żyć, była jedną z najbardziej zakorzenionych cech Franciszka i Franciszki. Jeśli jednak państwo w osobach swych urzędników łamie prawo lub interpretuje je według czyjegoś odwetu lub widzimisię, to nie świadczy o nim dobrze. Szczególnie, gdy nie tępi się schizogennych samowykluczających się postaw uświęconych kilkuwiekowym obyczajem np. „Szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”. A z drugiej strony: „Co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie”. Nie dość, że głupie, to jeszcze chorobotwórcze.
Rodzinny dramat
Pieniądze przejęto za zaległe podatki K. Fuchsa. Ten dzięki temu mógł spokojnie wyjechać. A całość tej jednej z wielu polskich – jak to wiemy np. ze „Sprawy dla reportera” – nie przynoszących nam chluby historii pokazuje, że obcy u nas wychodzą na swoje, a swoi nie. Zaraz przypomniało mi się hasło, z którym spotkałem się pierwszy raz przy lekturze „Kupca” wydanego w 1913 r. w związku z wystawą rzemieślników i wytwórców polskich w Bochum: „Swój do swego „. Właściciel poprzedni namawiał Franciszka, aby zaniżyć i to dość znacznie sumę sprzedaży kamienicy, którą poda się fiskusowi. Franciszek Tatarczyk uniósł się uczciwością i patriotyzmem. Próżno potem próbował w rybnickim sądzie zmienić decyzję bezdusznych urzędników (a właściwie jednego), ażeby sumą ponad 2 mln marek obciążyć hipotekę, a zwolnić gotówkę, którą wobec narastającej inflacji trzeba było jak najszybciej zainwestować. Dziadkowi zaaresztowano pieniądze, które poprzedni właściciel wpłacił jako kaucję. Dziadek utrzymywał, że zaaresztowano bezprawnie. I chyba miał rację, bo zgadza się z tym później prawnik „Przewodnika Katolickiego” z Poznania, choć przezornie nie formułuje tego wprost. A było to po liście Klary Tatarczyk z grudnia 1933, pół roku po śmierci Franciszka Tatarczyka. „Śmieszność” tej historii polega na tym, że Franciszek długo potem został powiadomiony, iż „...depozyt złożony przez Maksa Kocha dnia 25 I 1923 ...w sprawie Tatarczyk c/a Fuchs... w kwocie 2 550 000 Mk. wskutek rozporządzenia Ministerstwa Sprawiedliwości z dnia 3 czerwca 1924 ..... i Ministerstwa Skarbu z dnia 23 maja 1924.....jako przedstawiający wartość mniejszą od jednego złotego, został wyeliminowany z ksiąg depozytowych i komisyjnie w dniu 28 czerwca 1924 zniszczony przez spalenie. Do w/w sumy doszły jeszcze koszta adwokatów i sądu za okres trzech lat. Dramat tej historii to choroba i przedwczesna śmierć człowieka, który tak bardzo zapragnął wrócić do Ojczyzny. Jeden z jego braci pozostał w Niemczech i dostatnio żył. Dom Tatarczykowie kupili za 5 mln marek niemieckich. Poprzedni właściciel podał cenę znacznie niższą. Potem o odszkodowaniu można było sobie jedynie pomarzyć.Michał Palica