Ważny świadek ginie w pociągu
Była 6.45
Kutzcha szybkim krokiem przemierzył rynek i dotarł na Schlossplatz (Plac Zamkowy), gdzie naprzeciw pałacu, zajętego przez Gestapo, mieściła się komenda „zwyczajnej” policji. Na widok wchodzącego do budynku oficera siedzący przed policyjnym biurkiem żołnierz SS poderwał się na nogi, wyprężył jak struna i zasalutował. Głośne „Heil Hitler” wstrząsnęło budynkiem. Siedzący po drugiej stronie blatu starszy policjant flegmatycznie popatrzył na nowo przybyłego. Gdy go rozpoznał, uśmiechnął się, pokiwał głową i wrócił do zapełniania kartek równym, kształtnym pismem. Oficer zwrócił się do esesmana:
– SS Schutze Hans Smidtch – bardziej stwierdził niż
spytał.
– Tak jest! – żołnierz trwał w pozycji „na baczność”.
– Spocznij. Nazywam się Wilhelm Kutzcha. Kieruję dochodzeniem w sprawie śmierci waszego dowódcy.
– To zabójcy Oberstumfuhrera nie będzie szukało SS? – Kutzcha już raz dzisiaj widział wyraz podobnego zdziwienia. Na kwadratowej twarzy żołnierza wyrażało się ono znacznie dobitniej niż u Stompkego. Postanowił przycisnąć esesmana.
– SS wytęża wszystkie siły, by uchronić Rzeszę od azjatyckiego potopu a wy mi tutaj wymyślacie! Może wezwać samego Reichsfurera? Ja też się znam na swojej robocie, więc gadaj mi zaraz Schmidt co widziałeś!
Efekt przemówienia był całkowicie odmienny od tego, którego spodziewał się śledczy. Żołnierz uspokoił się, skupił i zaczął relacjonować:
– Wczoraj mieliśmy ciężki dzień. Strasznie urobiliśmy się przy załadunku – kąciki ust esesmana uniosły się w nieśmiałym uśmiechu, jak u kogoś, kto wykonał kawał solidnej roboty i czeka na wyrazy uznania – Oberstumfuhrer poszedł na kolację do sztabu, a mnie dał wolny wieczór, ludzki chłop! – tu Kutzcha zacisnął szczęki, a zwinięte w pięści dłonie schował za plecami. – Zabalowałem trochę z chłopakami z piechoty i ledwie zdążyłem na kwaterę przed godziną policyjną. Spałem jak zabity. Po szóstej obudziło mnie zimno. Przyłożyłem do piecyka, ogoliłem się i poszedłem do dowódcy. Była 6.45. Pukałem, ale nikt się nie odzywał. Odważyłem się wejść. Podszedłem do łóżka. Oberstumfuhrer leżał blady i zimny. Potrząsnąłem nim, podniosłem głowę, krew spłynęła z szyi na poduszkę – usłyszawszy to Wilhelm przygryzł wargi, kolejna poszlaka okazała się bezużyteczna. – Pobiegłem na dół do pana Stompke, on wezwał doktora. Lekarz przyszedł po około 20 minutach. Stwierdził zgon. Przyszedłem tutaj to zgłosić. To wszystko.
– Widziałeś albo słyszałeś coś dziwnego?
– Nie.
– Czy z pokoju Krammera coś zginęło?
– Nie – odpowiedź zastanowiła Kutzchę.
– Skąd ta pewność?
– W końcu jestem ordynansem!
– No tak. Dlaczego zatrzymaliście się u Stompkego?
– Taki otrzymałem rozkaz.
– A ile czasu mieliście spędzić w Loslau?
– Dzisiaj o 9.30 mieliśmy odjechać pociągiem na Morawy.
– Dobrze. Gdy funkcjonariusz Klapuch spisze wasze zeznania, będziecie wolni. Ale nie opuszczajcie na razie miasta.
– Tak jest! Panie poruczniku, złapie pan mordercę, prawda?
– Oczywiście – odpowiedział Kutzcha, a wychodząc z komendy dodał pod nosem: – Tylko, cholera, nie wiem jak…
Doktor powiedział niewiele
Pozostał jeszcze jeden aktor porannego dramatu, z którym Wilhelm chciał porozmawiać. W tym celu musiał odwiedzić znienawidzone miejsce, w którym spędził wiele tygodni lecząc oparzoną rękę. Szybko dotarł do piwnicy szpitala, gdzie mieściło się prosektorium. Lekarz przebierał się po zakończonej sekcji.
– Doktor Wolf jak mniemam?
– Tak, mogę w czymś pomóc?
– Nazywam się Kutzcha, prowadzę śledztwo w sprawie denata, którym, jak widzę, już się pan zajął.
Doktor zapiął koszulę poprawił okulary. Przyglądał się przez chwilę Wilhelmowi swoimi stalowoszarymi oczami. Mógł mieć około pięćdziesiątki, ale jak przystało na lekarza utrzymywał ciało w dobrej kondycji. Po chwili zastanowienia odezwał się.
– To pan przed kilku laty dorwał tego gwałciciela. Widzę, że sprawa trafiła w najlepsze ręce. Raport z autopsji będzie gotowy najwcześniej jutro.
– Chcę go otrzymać w pierwszej kolejności. – doktor skinął głową. – Mam jeszcze kilka pytań. Został pan wezwany do przypadku około siódmej?
– Tak, akurat wybierałem się do pracy, gdy przybiegł chłopak Stompkego.
– To nie był pan na dyżurze? Dlaczego wezwano akurat pana?
Wolf uśmiechnął się.
– Znamy się z miejskiego koła NSDAP. Widocznie ma do mnie zaufanie.
– Zauważył pan coś dziwnego?
– Poza śladami przypominającymi ugryzienie na szyi denata i brakiem plam opadowych to normalny trup. Zresztą wszystko znajdzie pan w moim raporcie.
– Mogę zobaczyć denata?
Dwie zaczerwienione ranki
Zwłoki leżały pod prześcieradłem na wózku, przygotowane do transportu do kostnicy. Po uniesieniu przykrycia oczom śledczego ukazało się ciało dobrze zbudowanego mężczyzny w średnim wieku. Tors od obojczyków po miednicę zdobiły szwy układające się w literę Y. Na szyi, tuż nad lewym obojczykiem znajdowały się dwie obrzęknięte i zaczerwienione ranki. Czaszka rozłupana w czasie sekcji niewiele mogła powiedzieć. Kutzcha mógł mieć tylko nadzieję, że wzmianka o ewentualnym urazie znajdzie się w raporcie.
Opuściwszy Krankenhaus Wilhelm poszedł do sztabu poprosić pułkownika o wsparcie żandarmerii w przeniesieniu rzeczy Krammera na komendę i jej raporty z poprzedniej nocy. Ponadto uzyskał zgodę na przydzielenie młodego rekruta, którego poznał rano do pomocy policji. Po powrocie na kwaterę wyciągnął zeszyt i spisał wszystkie spostrzeżenia i uwagi, które zebrał w ciągu dnia. Próbował znaleźć jakiś punkt zaczepienia, ale coś nieuchwytnego uciekało mu między palcami. Zasypiając przypomniał sobie długi korowód szkieletów w pasiastych łachmanach i wymamrotał: – Należało się, skurwielowi.
Przyczyna zgonu
Następne dni tylko pogłębiły podły nastrój Kutzchy. W rzeczach Krammera nie znaleziono nic niezwykłego. W raporcie żandarmerii nie było żadnej informacji o naruszeniu godziny policyjnej. Doktor Wolf, jak opisał w sprawozdaniu, nie znalazł w trakcie sekcji żadnych obrażeń poza ranami kłutymi na szyi. Jako przyczynę śmierci podał „idiopatyczne, naczyniopochodne zatrzymanie krążenia”. Równie dobrze mógł wpisać: „nie mam pojęcia”. O ściągnięciu ekspertów z Rzeszy nie było mowy, zresztą ilekroć Wilhelm myślał o sprawie, czuł ukłucie ambicji zmuszające go do dalszej pracy. Gdyby tylko pojawił się jakiś trop! Przeanalizował dokładnie wszystkie zebrane informacje i nie znalazł żadnego śladu. A policmajster Szczyrba coraz częściej zapalając fajkę mruczał pod wąsem:
– Godołech, że siła nieczysta.
Tymczasem Armia Czerwona rozlewała się po Polsce i wschodnich prowincjach tysiącletniej Rzeszy. 27 stycznia padły Katowice i Rosjanie podeszli pod Rybnik. Dowództwo niemieckie zdecydowane było bronić bogatego w węgiel regionu, stanowiącego dodatkowo wrota na Morawy i Czechy, za wszelką cenę. Dwa dni później ciało Oberstumfuhrera SS Hermanna Krammera spoczęło z wszelkimi honorami w śląskiej ziemi. 30 stycznia obchodzono 12. rocznicę dojścia do władzy Adolfa Hitlera. NSDAP zorganizowała okolicznościową akademię, ale, nie wiedzieć czemu, nie cieszyła się ona wielkim zainteresowaniem.
Nie było podstaw, by zatrzymywać dłużej Schmidta. Esesman spakował swoje rzeczy i załadował się do eszelonu zmierzającego do Ostrawy. Pociąg opuszczał stację, gdy odezwały się syreny przeciwlotnicze. Radzieckie maszyny nadleciały od wschodu, mając za sobą słońce, którego promienie raziły obsady dział przeciwlotniczych. Samoloty Ił – 2 spadły na pociąg jak drapieżne ptaki. Bomby „Sturmowików” zniszczyły lokomotywę i rozbiły wagony. Dzieła zniszczenia dopełniły działka pokładowe. Rosjanie odlecieli, a we wraku wagonu na torach pod Loslau jęczał trafiony w pierś SS Schutze Hans Schmidt. Był drugi dzień lutego 1945 roku. Dokładnie 2 lata wcześniej Paulus skapitulował w Stalingradzie.
Co ukrył w pasie?
Kutzcha po raz kolejny musiał odwiedzić szpital. Doktorowi Wolfowi nie udało się uratować ciężko rannego esesmana. Przyczyna zgonu była oczywista, więc nie było podstaw do przeprowadzenia autopsji. Jednak Wilhelm wiedziony intuicją bądź poczuciem obowiązku postanowił przejrzeć rzeczy zabitego. Wcześniej przeszukał jego żołnierski worek, lecz nie znalazł w nim nic, co mogłoby stanowić poszlakę. Oglądając mundur zwrócił uwagę na ciężki wojskowy pas Schmidta. Esesman dostał w pierś i od zewnątrz pas nie był uszkodzony. Natomiast wewnętrzna warstwa była odpruta. Biorąc pod uwagę twardość skóry Schmidt zadał sobie dużo trudu by coś w pasie ukryć. A ktoś między pociągiem a kostnicą musiał to coś zabrać. No chyba, że Hans nie dbał o swój ekwipunek i całą teorię można o kant dupy potłuc.
Ciąg dalszy za tydzień