Strzelali do koni dla zabawy
Krzysztof i Halina Banasiowie mieszkają przy ul. Jastrzębskiej. To znani nie tylko w powiecie wodzisławskim miłośnicy historii, szczególnie rycerstwa i szlachty polskiej. Hodują także konie, co zaczęło przeszkadzać ich sąsiadom. Od roku Jerzy T. i jego zięć Eugeniusz K. strzelają do zwierząt. Najpierw ten pierwszy celował do nich z procy. Kamienie dosięgały celu. Potem na tym procederze przyłapano młodszego Eugeniusza K. Ten strzelał już z pistoletu napędzanego gazem. Plastikowe kulki raniły zwierzęta.
Klacz oszalała
Państwo Banaś od dłuższego czasu obserwowali dziwne zachowanie koni i tajemnicze rany na skórze. – Mieliśmy dwa konie. Jednego ogiera czystej krwi arabskiej i klacz. Araba musieliśmy sprzedać. Zaczął zachowywać się bardzo agresywnie, a na jego ciele pojawiły się dziwne ślady. Wówczas jeszcze nie wiedzieliśmy co jest tego przyczyną – mówi Krzysztof Banaś. W zagrodzie pozostała jedynie klacz. Koń miał być wykorzystywany do rehabilitacji niepełnosprawnych dzieci metodą hipoterapii. Dzisiaj jest to niemożliwe. Klacz nie daje się dotknąć. Nawet właściciel boi się ją dosiąść. – To co ten koń wyprawiał przechodzi ludzkie pojęcie. Był przepocony, przestraszony i wydawało się, że rozwali ogrodzenie. Momentami próbował przeczołgać się pod drutem okalającym wybieg. Widać było, że strasznie cierpiał. Zrobiło się groźnie. Koń w takim stanie może zabić człowieka lub siebie – mówi Halina Banaś. Zachowanie zwierzęcia wielokrotnie dziwiło także Jolantę Styrnol mieszkającą za płotem. – W pewnym momencie się przeraziłam, ponieważ na placu bawi się często mój wnuk. Ten koń szalał jak opętany. Bałam się także z innego powodu. Plastikowe kulki leżały także na mojej posesji, co oznacza, że mogły trafić w dziecko – opowiada kobieta.
Coś świsnęło przed oczami
Prawda wyszła na jaw przed miesiącem. – Siedzieliśmy przed domem i nagle usłyszeliśmy szalony galop – relacjonuje Halina Banaś. – Poszłam więc za stajnię i nagle obok mnie coś świsnęło. Kiedy spojrzałam w bok zobaczyłam sąsiada strzelającego pistoletem w ziemię. Jak najszybciej chciał się pozbyć amunicji. Wiedzieliśmy już co jest grane. Na skórze konia były liczne rany, ucierpiało m.in. oko. Weterynarz nie daje gwarancji, że kiedykolwiek koń będzie na nie widział – dodaje pani Halina. Wodzisławianie jeszcze tego samego dnia sprawę zgłosili policji. Zainteresowali nią także Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Warszawie, które wystąpiło o ściganie sprawców. – Wszczęto już postępowanie w sprawie znęcania się nad klaczą poprzez strzelanie do niej kamieniami z procy i wiatrówki na plastikowe kule – mówi sierż. Marta Czajkowska, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Wodzisławiu. – Sprawa jest obecnie w toku, jeśli przesłuchanie świadków oraz specjalistyczne ekspertyzy potwierdzą znęcanie się nad zwierzęciem, wówczas obu mężczyznom zostaną przedstawione zarzuty z art. 35 Ustawy o ochronie zwierząt – dodaje pani sierżant. Sąsiadom grozi kara roku pozbawienia wolności.
Strzelali do człowieka?
Krzysztof Banaś domaga się także ujęcia w aktach sprawy wątku strzelania do człowieka. – Policja powinna zbadać i tę sprawę. Przecież moja żona cudem uniknęła poważnych obrażeń – nie kryje zdenerwowania mężczyzna.
Policjanci tego nie wykluczają. – Wszelkie okoliczności poznamy po przesłuchaniu świadków tego zdarzenia – twierdzi sierż. Czajkowska.
Snajperzy nie zaprzeczają
Z naszych informacji wynika, że niesforni sąsiedzi nigdy nie zaprzeczali, by strzelali do zwierząt za płotem. Nie usłyszeliśmy tego również podczas naszej wizyty w domu domniemanych „snajperów”. Na pytanie dlaczego strzelał do konia, Eugeniusz K. nie odpowiedział. Stwierdził jedynie, że nie ma czasu na rozmowę. Wiele wskazuje na to, że mężczyznom przeszkadzało to, że konie kurzą. – Jak mają nie kurzyć, skoro się do nich strzela? To zrozumiałe, że uciekają. Szaleją, bo próbują się bronić – mówi Krzysztof Banaś.
Rafał Jabłoński