Walka trwa już 9 lat
Decyzja o budowie stacji nadawczo–odbiorczej zapadła 9 stycznia 2002 roku, ale boje o nadajnik zaczęły się już wcześniej. Jeszcze przed podjęciem decyzji mieszkańcy Rybnickiej jasno dawali do zrozumienia, że sąsiedztwo nadajnika uważają za szkodliwe. Dlatego grupa ponad 20 właścicieli okolicznych domów od lat walczy o swoje racje przed urzędami i sądami. Ich przeciwnikiem jest Polska Telefonia Cyfrowa, właściciel operatora komórkowego Era. – Wiedzą, że nie zgadzamy się na budowę nadajnika pomiędzy naszymi domami, ale mimo to nie ustępują. Próbują przekonać nas opiniami specjalistów, którzy twierdzą, że stacja będzie nieszkodliwa dla otoczenia. Ale te opinie są robione na zlecenie inwestora, więc ile one mogą być warte? – pyta retorycznie Jerzy Jeszka, mieszkaniec Rybnickiej, z zawodu radca prawny, który wspiera swoją wiedzą prawniczą grupę ludzi. – Za nimi stoi armia dobrze opłacanych prawników. Uparli się, by nam postawić tu ten nadajnik. My w obronie swoich racji się jednak nie poddamy – dodaje Jeszka.
Zasięg krótki a promieniowanie nieszkodliwe?
– Przecież takich anten nie wolno stawiać w pobliżu lasów czy w samych lasach, bo podobno szkodzą zwierzętom. Ale już w pobliżu siedzib ludzkich przeszkód nie ma, by postawić taką antenę. Zwierzętom szkodzi, ale ludziom nie, ciekawa rzecz – dziwi się pani Natalia Folwarczny. – Walczymy nie tylko o nasze zdrowie, ale przede wszystkim o zdrowie naszych dzieci i wnuków – dodaje Janina Bażan. Polska Telefonia Cyfrowa nie zamierza ustąpić. Przedstawiciele firmy uważają zarzuty mieszkańców za bezpodstawne. Twierdzą, że planowana inwestycja jest stacją najnowszego systemu GSM/UMTS. Nieszkodliwą. – Ten system pracuje z mniejszymi mocami i w wyższym paśmie częstotliwości. Jego zasięg wewnątrzbudynkowy jest niewielki. Wynosi od 400 do 600 metrów. Umiejscowienie stacji UMTS z dala od siedzib ludzkich mija się z celem albowiem nie zapewni im dobrego zasięgu – usłyszeliśmy w biurze prasowym Ery.
Wszystko zgodnie z prawem
Mieszkańcy Rybnickiej liczyli na pomoc gminnych urzędników. Dziś twierdzą, że się przeliczyli. – A to przecież gmina z początku zgodziła się na umiejscowienie tu anteny – mówią mieszkańcy Rybnickiej. Później urząd gminy ze zgody się wycofał, tyle że było już za późno, bo umowy zostały podpisane. A dodatkowo w sierpniu 2007 roku zmieniło się prawo. Od tego czasu o wydaniu decyzji na budowę decyduje starosta, który nie może odmówić jeśli w zgodzie z prawem spełnione są wszystkie warunki. – W toku postępowania stwierdzono, iż w odpowiedniej odległości – zgodnej z nowym prawem – od środka elektrycznego anteny, licząc wzdłuż osi głównej wiązki promieniowania tej anteny, nie występują miejsca dostępne dla ludności – mówi Wioletta Langrzyk z Urzędu Gminy w Gorzycach. A to oznacza, że według prawnych ustaleń mieszkańcy pozostaną poza zasięgiem oddziaływania anten i przeciwwskazań do budowy nie ma.
Nie odpuszczą ze względu na konkurencję?
O takim tłumaczeniu mieszkańcy Rybnickiej nie chcą nawet słyszeć. – Jak to nie pozostaniemy w zasięgu oddziaływania? Przecież mieszkamy kilkadziesiąt metrów od planowanej anteny – mówi Jerzy Jeszka. Dlatego na prośbę mieszkańców wójt Gorzyc zaproponował inwestorowi inną lokalizację dla nadajnika z Rybnickiej. – Niestety przedstawiciel Ery negatywnie ustosunkował się do zaproponowanej lokalizacji – mówi Langrzyk. – Odstąpienie od budowy nadajnika w tym miejscu spowoduje pozostawienie miejscowości przygranicznej w sąsiedztwie planowanej autostrady A1 jako białej plamy. Obecna lokalizacja na wzniesieniu gwarantuje objęcie całej miejscowości zasięgiem – wyjaśniają motywy odmowy w Erze. Nieco inne zdanie na ten temat ma poseł Ryszard Zawadzki, który na prośbę mieszkańców zgodził się mediować u operatora. – Niestety na razie mediacje te nie przynoszą efektu. – Chodzi być może o silną konkurencję. W razie odstąpienia Ery od tej lokalizacji na jej miejsce wszedłby prawdopodobnie inny operator – uważa poseł Ryszard Zawadzki. Mieszkańcy twierdzą, że operator nie chce ustąpić, bo na Rybnickiej trafił na dobre warunki. – Działka jest uzbrojona we wszystkie media, praktycznie nic nie trzeba tu robić. Wystarczy wejść i budować. Chodzi im tylko i wyłącznie o pieniądze – uważa Jerzy Jeszka.
Wykorzystali sytuację
Anteny stacji nadawczo–odbiorczej mają zostać wybudowane na działce, wydzierżawionej przez operatora od prywatnego właściciela. Pan Rudolf sąsiad tych, którzy na budowę się nie godzą, człowiek schorowany przyznaje, że nie miał pojęcia na co się zgadza. – Przyszli i poprosili o podpisanie. Obiecali jakieś pieniądze. Pieniędzy nie ma, bo nadajnika na razie nie wybudowano. Za to są same kłopoty. Gdybym wiedział, że tak się to potoczy, to bym się nie zgodził – mówi mężczyzna, który nie ukrywa swojego problemu z alkoholem. Sąsiedzi zresztą nie mają do niego wielkich pretensji. Uważają, że to operator wykorzystał sytuację.
Artur Marcisz