Uczniowie i ich rodziny ruszyli z pomocą
Akcję, która odbyła się 6 czerwca, zorganizowała fundacja DKMS Polska, która prowadzi bazę danych komórek macierzystych. Nie bez powodu przedsięwzięcie odbyło się w Wodzisławiu, w II Liceum Ogólnokształcącym im. Księdza Józefa Tischnera. Dawcy szpiku poszukuje bowiem absolwentka tej szkoły, Sabina Trompeta.
Szukali przyczyn
23-latka o śmiertelnej chorobie dowiedziała się w ubiegłym roku. Najpierw w styczniu pojawił się silny ból nóg. Lekarze mylnie postawili diagnozę i leczyli Sabinę na rwę kulszową. Mimo podawanych medykamentów stan dziewczyny się nie poprawiał. W marcu ból był już tak duży, że Sabina nie mogła normalnie funkcjonować. Do tego doszło osłabienie. Dziewczyna musiała być sprawna, bo studiowała i zajmowała się swoją kilkuletnią córeczką Julią.
Śmiertelna choroba
W końcu trafiła na szpitalny odział. Zdiagnozowano białaczkę limfoblastyczną. Leki i chemia poprawiły stan zdrowia. Jednak lekarze otwarcie mówią, że bez przeszczepu Sabina ma tylko 20 proc. szans na przeżycie. Dawcy dla Sabiny szukał najpierw Poltransplant. Genetycznego bliźniaka udało się odszukać w Anglii. Niestety, od ponad pół roku dawca nie potwierdził chęci oddania szpiku. Wodzisławianka zaczęła szukać pomocy na własną rękę.
Nie tylko dla Sabiny
Zgłosiła się do DKMS Polska, który prowadzi bazę danych komórek macierzystych potrzebnych do przeszczepu. Pomocy w organizacji podjęła się na prośbę Sabiny dyrektorka II LO, Anna Białek.
– Przecież nie mogliśmy odmówić – mówi pani dyrektor.
Znalezienie dawcy szpiku w Polsce do łatwych nie należy. Wystarczy porównać dane. W Polsce zarejestrowanych jest 50 tys. potencjalnych dawców, w Niemczech 3,5 miliona.
– Wspieramy akcję poszukiwania dawcy dla Sabiny, ale przy okazji każdy kto się tutaj zgłosił może zostać potencjalnym dawcą dla każdej innej osoby chorej na białaczkę, jeśli okaże się, że jego kod genetyczny jest tożsamy z kodem osoby chorej – mówi Katarzyna Ombach, koordynatorka przedsięwzięcia z DKMS Polska.
Wszystkiemu winna niewiedza
Katarzyna Ombach twierdzi, że przyczyny niewielkiego zainteresowania ze strony potencjalnych dawców szpiku są przynajmniej dwie. Pierwsza to niewiedza, która dotyczy pobrania szpiku. Druga to pieniądze.
– Nie wiedzieć czemu ludzie kojarzą ten zabieg z ogromną strzykawką wbijaną w rdzeń kręgowy, co według nich jest nie tylko bardzo bolesne, ale może doprowadzić nawet do paraliżu. Nic bardziej mylnego! – przekonuje koordynatorka.
Dawcą można zostać na dwa sposoby. Pierwszy to pobranie szpiku kostnego z grzbietu kości biodrowej. Od dawcy, który jest pod całkowitą narkozą pobiera się 5 proc. szpiku kostnego i podaje się pacjentowi. W szpitalu spędza się zaledwie 2 do 3 dni. Jedynym dyskomfortem mogą być bóle miejscowe odczuwalne jak przy stłuczeniach. Szpik kostny ulega regeneracji w przeciągu 2 tygodni. Jednak najczęściej stosowaną metodą jest pozyskiwanie komórek macierzystych z krwi obwodowej. Dawca przez 5 dni otrzymuje substancję, która pobudza produkcję komórek macierzystych w szpiku kostnym. Potem pobiera się je bezpośrednio z krwi. Dawca nie jest hospitalizowany, a jedynie przyjmowanie leku może wywołać objawy grypopodobne.
Jak zwykle chodzi o pieniądze
Oprócz niewiedzy barierą są także koszty wykonania badania próbki krwi. W Polsce przebadanie 5 ml krwi kosztuje prawie 1000 zł. Dlatego DKMD Polska wysyła próbki do Niemiec, gdzie badanie wynosi około 250 zł za próbkę.
– Skąd te dysproporcje? Nikt nie umie nam na to odpowiedzieć. Podobno u nas są drogie preparaty wykorzystywane podczas badań laboratoryjnych – dodaje Katarzyna Ombach.
Pomogę także innym
Nawet jeśli w Wodzisławiu nie uda się znaleźć dawcy dla Sabiny, to i tak akcja jest sukcesem. Dzięki temu polska baza dawców szpiku zwiększy się o kilkaset osób. Sabina nie kryje zadowolenia. – Wiem, że nie robię tego tylko dla siebie, ale także dla innych chorych, którzy dzięki takim przedsięwzięciom mogą wygrać życie – dodaje dziewczyna.
(j.sp)