Nic złego nie zrobiłem
Leszek Piątkowski - 42 lata, kierownik lodowiska i hotelu Gościniec Pszowski, obecnie także pełni obowiązki kierownika Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej. Szef związku zawodowego „Niezależni” działającego w ZGKiM, radny niepełnych czterech kadencji. Utracił mandat w tym roku, ponieważ prowadził działalność gospodarczą w hotelu należącym do miasta. Żonaty, ma syna (22 lata) i 17-letnią córkę.
Rafał Jabłoński: Nie obawia się Pan, że już niedługo nie będzie można publicznie wymawiać pańskiego nazwiska? Zostanie skrócone do jednej litery ze względu na prokuratorskie zarzuty?
Leszek Piątkowski: – Nie obawiam się. Prokurator prowadzi sprawę i nie da się ukryć, że dzieje się to pod pewną presją mediów i grupy mieszkańców Pszowa, a raczej zwolnionych przeze mnie pracowników. To jednak sąd decyduje o tym, czy ktoś jest winny czy nie.
– Wodzisławska prokuratura prowadzi obecnie dwie sprawy, których jest pan głównym bohaterem. Znamy sprawę kontroli Regionalnej Izby Obrachunkowej w Pana zakładzie pracy, czyli Zakładzie Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej. Chodzi o obecność tam alkoholu i o Pana wynagrodzenie, które zdaniem RIO było zbyt wysokie.
– Zgadza się. Postępowanie się toczy. Chciałem jedynie powiedzieć, że wynagrodzenie ustala pracodawca i w żaden sposób nie było w tej sprawie mojego udziału. To był element walki politycznej. Jako zastępca kierownika Zakładu nie mógłbym być radnym. Zastępcą nie byłem, lecz celowo przelewano na moje konto wynagrodzenie jakbym tę funkcję pełnił. Miał to być dowód na to, że należy mnie pozbawić mandatu radnego. To się ówczesnej władzy jednak nie udało.
– Badanych spraw jest jednak więcej. W lipcu prokuratura otrzymała anonim mieszkańców Pszowa, którzy zarzucają Panu szereg innych przestępstw. Chodzi o fałszowanie dokumentów, zwalnianie ludzi bez odpraw, mobbing, a także garażowanie swojego auta w pomieszczeniu lodowiska.
– Szkoda, że ci niby mieszkańcy nie mieli odwagi się pod tymi dyrdymałami podpisać. Powiem panu tak. Jest pan wielbłądem i teraz pan musi udowodnić, że nie jest. I co pan zrobi? To są bzdury. Nie wiem jak mam się tłumaczyć. Te zarzuty są nieprawdziwe. Już je badali inspektorzy PIP, którzy dostali ten sam anonim. I tylko zmarnowali swój czas. Faktem jest jedynie, że mój samochód stoi na lodowisku. Do pewnego czasu, aż nie usiadłem na wózku inwalidzkim samochód trzymałem pod blokiem. Teraz rzeczywiście stoi on na lodowisku tylko dlatego, że nie jestem w stanie ze względów technicznych funkcjonować inaczej. Wysiadam z wózka, wsiadam do auta i co mam zrobić z wózkiem, zostawić pod blokiem? Jeśli słyszę takie zarzuty, to wiem jacy ludzie mogli napisać takie brednie.
– A może wykorzystuje Pan chorobę, by usprawiedliwić swoje postępowanie?
– Nikomu się nie skarżę, nie narzekam na moją chorobę i na moje życie. Pan Bóg tak zdecydował i trudno. Dzisiaj mówię o tej chorobie, ponieważ muszę się wytłumaczyć dlaczego mój samochód stoi w tym a nie innym miejscu. Nigdy jednak o niej nie mówię. Potwierdzą to osoby, które mnie znają. Jeśli ten temat się pojawia, to czasem w formie żartu. Staram się być wesoły, uśmiechnięty, by inni w mojej obecności nie czuli się skrępowani. Nie chcę również robić z tego sprawy publicznej. Nie mam jednak zamiaru się nad sobą użalać.
– Mimo tego, że prokuratura zajmuje się Panem w kontekście pracy w ZGKiM, awansowano Pana na funkcję pełniącego obowiązki kierownika tej jednostki. Czy to normalne?
– Nie prosiłem się o to stanowisko. Zresztą nie byłoby dobrze w naszym kraju, gdyby ludzi odsuwano od pracy na podstawie jakichś idiotycznych anonimów? A w odbiorze społecznym najważniejsze nie są dla mnie pozory, lecz praca. Ważne jest to, że skoro mi ten zakład powierzono, by wyprowadzić go na prostą, to to robię. Dla mnie nie jest najważniejsze patrzenie na siebie i mój wizerunek, ale to czy ten zakład będzie istniał i czy ludzie będą mieli pracę. Chcę się wywiązać z tego co mi powierzono.
– Jak Pan ocenia swoją skuteczność w tym zakresie?
– Nie do mnie należy
ocena.
– Z pewnością oceniać powinien burmistrz Marek Hawel, który Pana na to stanowisko powołał. To ta sama osoba, którą mocno promował Pan podczas kampanii wyborczej. Może to forma podziękowania za dobrą robotę i zwalczanie kontrkandydatów obecnego burmistrza? Pana człowiek jest dzisiaj u władzy, więc i stanowisko się znalazło.
– Nieuprawnione jest twierdzenie, że pan Hawel jest moim człowiekiem. To jest zbyt daleko idące stwierdzenie. Jest różnica pomiędzy tym, kogo ja chciałbym widzieć na tym stanowisku, a tym kto jest moim człowiekiem. Mój człowiek oznacza, że ktoś jest marionetką. Burmistrz Hawel marionetką na pewno nie jest. Mnie bronią moje dokonania i nigdy nie starałem się obejmować funkcji w życiu społecznym czy zawodowym poprzez znajomości. Można by też powiedzieć, że byłem człowiekiem poprzedniego burmistrza Ryszarda Zapała. Przecież wspólnie pracowaliśmy. W latach kiedy został po raz pierwszy gospodarzem miasta ustaliliśmy, że pan burmistrz bierze władzę, a w zamian za to buduje lodowisko.
– I lodowisko powstało…
– Lodowisko zostało wybudowane za czasów następcy Ryszarda Zapała, czyli Bogusława Szymczyka. Pan Zapał nie miał zamiaru budować tego obiektu. Nie dotrzymał słowa. Pana Szymczyka wspólnie z grupą radnych wyjątkowo pilnowałem i się udało. W dużej mierze dzięki szczerości i zaangażowaniu Szymczyka oraz funduszom zewnętrznym, które do Pszowa napłynęły.
– Pana słowa świadczą o tym, że jest Pan osobą działającą w grupie, która pociągała za sznurki władzy od lat. Ten ma być burmistrzem i jest. Ten nie ma być i nie jest.
– Tak. Miałem szczęście być jednym z liderów tej grupy. Wiele rzeczy udało się zrobić. Niewielkie miasto, jakim jest Pszów, ma nie tylko lodowisko, ale także własną oczyszczalnię ścieków. Skoro była możliwość powalczyć o coś dla miasta, to przyłbica do góry i heja.
– Do przodu z gazetką „Pszowik”, w której rozprowadzaniu pomagali pracownicy pszowskiej komunalki w zamian za dodatkowe dniówki?
– Bzdura. Rzeczywiście kolportażem zajmuje się oprócz mnie pracownik ZGKiM. Oboje robimy to społecznie. Nigdy też nie wykorzystywaliśmy do tego sprzętu miejskiego, bądź miejskich pomieszczeń. Proszę pamiętać, że były także dla nas czasy gorące, w których wielu czyhało tylko na to, by nas na takich rzeczach przyłapać. Nikomu się to nie udało, ponieważ nie wykorzystywaliśmy do tego majątku gminnego. To po pierwsze. Po drugie było wiadomo, kto wydaje gazetkę i jakie ma poglądy. Jesteśmy wyraziści. Kto chciał, to kupował, także przeciwnicy polityczni, po to by więcej o nas wiedzieć. Jeśli ktoś ma gazetę i możliwość prezentowania w niej swoich racji, to byłoby idiotyzmem by z tego nie korzystać.
– Dzisiaj „Pszowik” staje się chyba mało atrakcyjny. Nie ma kogo atakować. Ryszard Zapał nie jest już burmistrzem, a do burmistrza Hawla nie macie zarzutów.
– Nie. To nie tak. Gazetka ta nie jest wydawana z powodu naszej przyjemności atakowania kogokolwiek. Nie jest w tym przypadku tak, że cel uświęca środki.
– Kto jest dzisiaj Pana największym sprzymierzeńcem? Chodzi o ludzi samorządu lokalnego.
– Nie wiem. Trzeba mieć świadomość, że ja skończyłem z działalnością polityczną. Nie angażuję się, nie spotykam się z nikim. Przyszedł czas, kiedy mam świadomość pewnego przemijania. Dzisiaj mam mniej werwy do działania. Przyszedł czas, że muszę patrzeć na siebie i na córkę.
– Wycofał się Pan? Czy raczej Pana wycofano pozbawiając mandatu radnego po tym jak okazało się, że jako szef związku zawodowego prowadził Pan działalność gospodarczą w hotelu należącym do miasta, a tego radny robić nie może?
– Nie, to moja decyzja. Przecież mogłem zrezygnować z funkcji związkowych i startować w wyborach uzupełniających.
– Usunięcie się w cień jest być może przejściowe, do czasu kolejnych wyborów samorządowych. Nigdy Pan nie był burmistrzem. Może teraz ma Pan takie ambicje?
– Przed laty wśród moich znajomych pojawiały się takie głosy. Jednak oni zapominali o tym, że ja nie zawsze będę zdrowy. Nie brali pod uwagę tego, że za jakiś czas nie będę chodził. Ja o tym wiedziałem, więc nie zawracałem sobie głowy funkcją burmistrza. Burmistrz, aby być skutecznym, musi bywać w różnych miejscach. W moim przypadku jest to niemożliwe. Funkcję radnego było mi łatwiej sprawować. Choć nie ukrywam, że kiedy usiadłem na wózku, spotykałem się z przykrymi sytuacjami – także ze strony innych radnych. Delikatnie mówiąc zaangażowanie z ich strony na rzecz poprawy sytuacji osób niepełnosprawnych było znikome. Do dzisiaj urząd miasta dla niepełnosprawnych to twierdza nie do zdobycia. Było mi niezręcznie walczyć o pieniądze na podjazdy czy udogodnienia komunikacyjne, ponieważ mógłbym natrafić na zarzut, że robię to we własnym interesie.
– Funkcjonował Pan w samorządzie blisko 15 lat. Czy przez te wszystkie lata była sytuacja czy działanie z Pana strony, którego Pan żałuje. Być może należałoby kogoś przeprosić?
– Trochę mi żal całokształtu, nie poszczególnych sytuacji. Uważam, że mogłem się zająć czymś innym. Polityka to nie jest dobra rzecz. Tam człowiek tworzy sobie wrogów. To sfera pełna podziałów i sporów. To nie jest dobre. Przez to człowiek staje się postacią kontrowersyjną. Zgadza się ze wszystkimi i jest przez wszystkich lubiany tylko wtedy, gdy nic nie robi i nie walczy o swoje racje. Myślę, że miastu się opłaciło, że byli tacy wariaci jak Piątkowski. Mnie osobiście nie. Wracając do pytania uważam, że nie ma takiej sprawy, której bym się wstydził. Byłem wyrazisty w swoich poglądach i argumentach i tego nie żałuję. Cieszę się, że przez takie osoby jak ja władza lokalna była kontrolowana. Niedawno spotkałem byłego burmistrza Zapała. Pozdrowiłem go, a on nie odwrócił się – odpowiedział. Szczerze mówiąc, bardzo się ucieszyłem.