Cree dało czadu
Tegoroczne Radlińskie Oblicza Bluesa upłynęły w klimatach śląskich.
Komplet miłośników bluesa wypełnił w piątkowy wieczór salę Miejskiego Ośrodka Kultury. Dla nich Radlińskie Oblicza Bluesa to obowiązkowy punkt każdego roku, podobnie jak rawa Blues Festiwal w Katowicach. Tym razem podziwiali w akcji śląskie kapele. – W ciągu tych ośmiu lat, kiedy oblicza bluesa zdążyły się już wpisać na stałe w życie kulturalne Radlina, gościliśmy naprawdę największe kapele i zespoły z aktualnego topu. Mieliśmy Amerykanów, zespół z Ukrainy. A tak się złożyło, że teraz mieliśmy tylko wykonawców ze Śląska – mówi Janusz Majewski z MOK Radlin. Nie dziwi go fakt, że na imprezę brakło biletów. Fani bluesa przyjeżdżają do Radlina z odległych miejsc, wydzwaniają po bilety. Tegoroczne Oblicza otworzyła rybnicka grupa Blueset. Ma najkrótszy, dwuletni staż spośród grających wykonawców, ale na scenie nie było tego widać. Potem przyszła kolej na wyjadaczy – Śląską Grupę Bluesową. Publikę rozgrzał Cree dowodzony przez Sebastiana Riedla. Kapela świętuje w tym roku 15–lecie istnienia. Nie przygotowała jednak przekrojowego repertuaru. Setlista zwykle powstaje spontanicznie, na godzinę przed koncertem, a potem w jego trakcie i tak bywa zmieniana. Koncert trwał ponad dwie godziny. Więcej, niż zwykle. Cree standardowo grają półtora godziny. Fani nie chcieli pozwolić muzykom zejść ze sceny. Cree odwdzięczyło się „Nie pozwól mi” zagranym na bis. – Naprawdę fajne przyjęcie zgotowali nam fani. Ogólnie nie gramy za często na Śląsku. Niby jesteśmy kapelą stąd, a mimo to gramy tu rzadko. Zwykle festiwal w Tychach i czasem jeszcze coś. Także fajnie, że byliśmy w Radlinie – mówi Tomasz Lebuda, menadżer Cree.
(tora)