Prywata czy dobro członków?
Ruszył proces o unieważnienie uchwał powołujących radę nadzorczą Spółdzielni Mieszkaniowej Orłowiec.
W zeszły wtorek w rybnickim oddziale zamiejscowym Sądu Okręgowego w Gliwicach ruszył proces o uchylenie trzech uchwał Walnego Zgromadzenia Członków Spółdzielni Mieszkaniowej Orłowiec ustanawiających nową radę nadzorczą. To ona doprowadziła do usunięcia poprzedniego zarządu i powołania nowego z prezesem Mariuszem Ganitą na czele. Skarżącym jest Izydor Sarnowski, członek spółdzielni, przewodniczący części walnego zgromadzenia w Rydułtowach. Pozostałe dwie części odbyły się w Raciborzu i Pszowie. Podczas każdego zebrania spółdzielcy wybierali część członków rady. Wybór zaklepywali uchwałą.
Brakowało kart
Według Izydora Sarnowskiego głosowania były sfałszowane. – Ważność uchwał stwierdza kolegium walnego zgromadzenia, składające się z przewodniczących i sekretarzy wszystkich trzech części walnego zgromadzenia. I kolegium stwierdziło nieważność – mówi Izydor Sarnowski. Nieważność wyboru ma według niego polegać na zbyt małej liczbie oddanych głosów. Dla przykładu w Rydułtowach na 197 wydanych kart głosy oddało 20 delegatów. Podobnie mało w Pszowie i Raciborzu. Wytaczający proces mówi, że przy podliczaniu kart ich stan nie zgadzał się z liczbą kart wydanych. – Brakowało jednej, dwóch kart. Ja akurat startowałem do rady nadzorczej i zabrakło mi jednego głosu. Mam prawo domniemywać, że był wśród zaginionych kart. Ale nie to zdecydowało o złożeniu pozwu. Ja mam dobrą emeryturę, dodatkowo zarabiam. Nie potrzebuję pieniędzy. Dla mnie decydującym momentem był gangsterski najazd nowej rady nadzorczej na spółdzielnię 18 sierpnia. Wyrzucili zarząd, ukonstytuowali się i wybrali nowy zarząd. Powiedziałem dość – mówi spółdzielca.
Tylko kasa
Reprezentujący na procesie spółdzielnię prezes Mariusz Ganita rzecz jasna odrzuca racje przytoczone przez powoda w pozwie. – Chciałbym podkreślić, że intencją powoda w mojej ocenie jest tylko i wyłącznie partykularny interes pana Sarnowskiego, który przegrał wejście do rady nadzorczej jednym głosem. Przemawia przez niego interes prywatny, a nie troska członka spółdzielni. Absolutnie nie wierzę w bezinteresowność jego działań. Tu chodzi tylko i wyłącznie o pieniądze. To fajna stawka – tysiąc złotych. Za dwa posiedzenia w miesiącu i wypicie kawki – mówi prezes Ganita. Pozew i proces traktuje bardzo poważnie, ale też podchodzi do niego spokojnie. – Po konsultacjach z prawnikami jestem spokojny o efekty. Wierzę mocno w mądrość tego sądu – dodaje.
Uzupełnić KRS
Na razie sąd odroczył rozprawę do 15 grudnia. Do tego dnia Mariusz Ganita ma dostarczyć do sądu wyciąg z Krajowego Rejestru Sądowego potwierdzający jego funkcję prezesa w spółdzielni. Na pierwszej rozprawie pełnomocnik Izydora Sarnowskiego przedstawił wyciąg z KRS z tego dnia. Wynikało z niego, że prezesem dalej jest Czesław Mazurek. To oznaczało według pełnomocnika, że Mariusz Ganita nie jest umocowany do reprezentowania spółdzielni. W odpowiedzi pełnomocnik Mariusza Ganity oświadczył, że postępowanie rejestrowe jest w toku, a spółdzielnia nawet wysłała ponaglenie do sądu w Gliwicach. Tym niemniej sąd polecił dostarczyć dokumenty rejestrowe. Na pierwszej rozprawie w ogóle nie przystąpił do badania pozwu.
Tomasz Raudner