Pomysł, by węzły nazwać mianem najbliższych miast uważam nie tylko za głupi, ale zarazem dezinformujący kierowców
Dotyczy artykułu „Ktoś sobie za naszymi plecami kroi tort” pióra Pani Izy Salamon, który ukazał się w Nowinach Wodzisławskich.
Myślałem, że kochani „władcy” naszych miast niczym mnie już nie zdziwią, aż do tego momentu, kiedy postanowili podzielić się między sobą nazwami węzłów położonych na trasie autostrady A1, które to węzły notabene nie leżą w granicach administrowanych przez nich miast. Pomysł, by węzły nazwać mianem najbliższych miast uważam nie tylko za głupi, ale zarazem dezinformujący kierowców. Od kiedy jeżdżę do Niemiec prawie zawsze korzystam z autostrady A10, którą nazwano „Berliner Ring”, z której prawie każdy zjazd prowadzi do centrum Berlina. Wyobraźmy sobie co by się stało gdyby każdy węzeł, a jest ich parę, nazwano „Berlin” – kierowcy mieliby prawo zgłupieć. Lecz pragmatyczni Niemcy, którzy robią wszystko, by ułatwić podróżnym korzystanie z ich dróg, a sobie uprościć zarządzanie ruchem na tych drogach, na taki pomysł oczywiście nie wpadli i chwała im za to. Wracając zaś do nas, nazwy węzłów: Mszana, Świerklany, Bełk, Sośnica na trwale utrwaliły się w naszej świadomości i nie ma potrzeby, by ten stan rzeczy zmieniać. Nasi włodarze niech się nie martwią, że na autostradzie zabraknie miejsc z nazwą „ich” miast, otóż o ile mi dobrze wiadomo pojawią się na kilkanaście, albo nawet kilkadziesiąt kilometrów przed zjazdem – na drogowskazach. Na koniec bardzo proszę wymienionych w artykule decydentów, by owi „Mistrzowie PR–u” raczej pomyśleli wcześniej o przebudowie i modernizacji dróg na ich terenie, by nie spowodowali brakiem działania w tej sprawie, że węzły na autostradzie A1 staną się dla nich i co gorsza dla nas „węzłami gordyjskimi”.
Benedykt Kołodziejczyk – sekretarz gminy Marklowice, radny miasta Rybnika