Jeszcze o lisie
W „Nowinach” z 12 stycznia br. poruszony został ciekawy problem uciążliwości lisów dla mieszkańców Olzy. Moja wypowiedź w artykule została ze zrozumiałych względów skrócona, ale w konsekwencji nabrała wymiaru, powiedziałbym, nieco kabaretowego. W istocie sprawa nadmiernej liczby lisów jest poważna i ja, jako myśliwy traktuję ją poważnie.
Trzeba pamiętać, że lis w środowisku naturalnym nie jest dla człowieka wrogiem absolutnym. Wręcz przeciwnie, pełni rolę sanitariusza: usuwa padlinę („skruszałe” mięso smakuje mu bardziej, niż świeże, jest przecież łatwiejsze do strawienia), eliminuje zwierzęta najsłabsze i chore. Problem zaczyna się wtedy, gdy jest go na jakimś obszarze za dużo. Podstawą wyżywienia lisa są drobne ssaki (kiedyś w 90-ciu procentach były to zające), ptaki, gryzonie, jaja, a w okresie letnio – jesiennym także owoce.
Jak każdy drapieżnik ceni sobie bezpieczeństwo i wygodę. Poluje więc w nocy, kiedy łatwiej zaskoczyć ofiarę i unika jego jedynego wroga – człowieka. Nie zbliża się więc do naszych siedzib. Tak jest w warunkach normalnych. Ale kiedy lisów jest zbyt wiele, zaczyna się niedostatek pożywienia. A nic tak nie zmienia zwyczajów, jak głód.
Tam, gdzie człowiek zbytnio nie wtrąca się w prawa przyrody, doskonale radzi sobie ona sama. Jeszcze niedawno liczbę lisów można było przedstawić za pomocą wykresu sinusoidy. Gdy ich zagęszczenie stawało się nadmierne, wybuchała epidemia wścieklizny (w cyklu kilku-, kilkunastoletnim) i redukowała populację nawet o 90%. Wzorem krajów zachodnich rozpoczęto więc wykładanie szczepionki przeciw tej chorobie, jak się okazało, ze znakomitym skutkiem. Obecnie stwierdzane przypadki wścieklizny mają charakter incydentalny i prawie w ogóle nie dotyczą lisów. Jednakże kosztem operacji było przegęszczenie tej zwierzyny.
Obowiązek regulacji ich liczby spadł na myśliwych. Zagrożona bowiem została hodowla zwierzyny drobnej, a także realizacja ambitnego programu Polskiego Związku Łowieckiego restytucji (odnowienia) stanu zająca i kuropatwy. Polowanie na lisa jest dla myśliwych najtrudniejszym i wymagającym największego nakładu czasu i wysiłku. Nie przypadkowo mówi się „lisek chytrusek”, czy „lis przechera”. Najskuteczniejsze są polowania indywidualne. Niestety nie jest to spacerek, ale wielogodzinne wyczekiwanie na ambonach, oczywiście w nocy, przy księżycu, urządzanie nęcisk, polowanie ze specjalnie ułożonymi psami – norowcami, a także organizowanie specjalnych pędzeń zbiorowych wyłącznie na tę zwierzynę. Program redukcji lisa realizowany jest od kilkunastu lat z wielkim wysiłkiem kół łowieckich. A kwestia opłacalności, ceny lisiej skórki nie ma tu żadnego znaczenia. Jest bowiem u myśliwych głęboko zakorzeniona etyka łowiecka nakazująca prowadzenie racjonalnej gospodarki łowieckiej, a więc również zachowanie równowagi ekologicznej.
Moje uwagi w stosunku do koła łowieckiego gospodarującego na terenie naszej gminy dotyczyły zbyt małego pozyskania lisów i zaniżenia wykazywanego w inwentaryzacji stanu tej zwierzyny. Tę opinię podzielili również pozostali członkowie komisji budżetu, rozwoju gminy i ochrony środowiska Rady Gminy Gorzyce. Na specjalnie zwołanym posiedzeniu, zaproszony nań łowczy Koła Łowieckiego „Róg” w Katowicach zgodził się z sugestią, że jego koledzy muszą wzmóc wysiłki zmierzające do zwiększenia pozyskania lisa. Myślę również, że konieczne jest tu współdziałanie z Nadleśnictwem Rybnik w celu przeanalizowania problemu i podjęcia właściwych działań.
Jeszcze w jednym jest spora nadzieja. Podobno wraca moda na naturalne futra. Mało co tak podkreśla kobiecą urodę, jak lisie etole, kurtki i płaszczyki, a zapewniam, że myśliwi są wyjątkowo czuli i wrażliwi na niewieście uroki. Czy można sobie wyobrazić lepszą motywację?
Jerzy Rebeś, Czyżowice