Obawiają się urzędniczych planów
Mieszkańcy familoków w Kolonii Fryderyk nieufnie patrzą na plany urzędników. Gmina chce w tym roku rozpocząć budowę dróg wewnątrzosiedlowych. Po naszym artykule na ten temat otrzymaliśmy kilka telefonów. – Już raz nam tu zrobili remont. Niby jakąś kanalizację położyli. Efekt jest taki, że od tego czasu jak tylko trochę popada to na podwórze nie można wyjść, bo tyle wody się tu zbiera. Podczas robót ziemnych zniszczyli dreny, a my mamy pozalewane piwnice i ogródki działkowe – denerwuje się Róża Sikora, która w familoku przy ulicy Kopalnianej mieszka od ponad 50 lat.
Przecież bloki się sypią
Kobiety nie przekonują zapowiedzi urzędników, którzy zapewniają, że wreszcie na „familokach” coś się ruszy. – Dużo mówią, mało robią. Ile oni nam naobiecywali, ale efektów jakoś nie widać. Na domiar złego odkąd naszymi blokami zainteresował się konserwator zabytków to sami nie możemy wymienić nawet okien. Drogi są ważne, w pierwszej kolejności niech jednak wyremontują te nasze bloki – mówi nam małżeństwo w średnim wieku.
Osiedle na liście priorytetów
Zdenerwowanie mieszkańców familoków rozumie sołtys Kolonii Fryderyk. – Tym ludziom nie ma się co dziwić, bo rzeczywiście dawniej życie wyglądało tu o wiele lepiej. Ale wkrótce sytuacja powinna się poprawić. Gmina ma spore plany względem osiedla. W tym roku zbuduje drogi, wyremontuje jeden z budynków – mówi Bolesław Lenczyk, sołtys Kolonii Fryderyk. – Wychowałem się tutaj. Los tego miejsca bardzo leży mi na sercu. Doskonale rozumiem problemy, szczególnie tych osób, które mieszkają tu od lat. Chcemy by powstało tutaj naprawdę piękne miejsce, ale to drogie przedsięwzięcie i dlatego trzeba odrobinę cierpliwości – dodaje Bogusław Konieczny, radny z Kolonii Fryderyk. Również w gminie zapewniają, że osiedle znalazło się w końcu na liście priorytetów gminnych inwestycji. – Chcemy by ładnie wyglądało, ale nie uda się to bez pomocy mieszkańców, którzy muszą mieć świadomość poszanowania wykonanej pracy. Jeśli coś zostanie wyremontowane czy zbudowane, to muszą o to sami zadbać, a tymczasem na osiedlu dochodzi do aktów wandalizmu – twierdzi Wioletta Langrzyk z Urzędu Gminy w Gorzycach. Jako przykład podaje plac zabaw. Pierwszy z prawdziwego zdarzenia taki obiekt w gminie już po kilku tygodniach został zdewastowany.
Kłopotliwy „spadek”
Wieloletni mieszkańcy osiedla mają swoje przemyślenia na ten temat. – My sobie spokojnie mieszkaliśmy, nie nasza wina, że zaczęto tu sprowadzać różnych podejrzanych osobników, którzy zachowują się tak a nie inaczej. Sami mamy przez to problemy. Pod drzwiami nie można nawet zostawić wiaderka z węglem, bo zostanie skradzione. Kiedyś było to nie do pomyślenia – mówią wieloletni lokatorzy. – Taki dostaliśmy spadek po spółdzielni, która wcześniej umieszczała tu swoich dłużników. Niestety faktem jest, że na osiedlu dochodzi do najczęstszych interwencji policji czy straży miejskiej. Nic na to nie poradzimy. Nie możemy przecież tych ludzi wyrzucić na bruk – mówi Langrzyk. Jak dodaje, być może po wykonaniu modernizacji konieczne będzie zainstalowanie na osiedlu jakiejś formy monitoringu, który ostudzi chuligańskie zapędy niektórych lokatorów.
(art)