Bezrobocie wymusza kumoterstwo
Czy w rydułtowskich szkołach dostaniesz robotę tylko dzięki znajomościom i rodzinie?
„Zwolnieni nauczyciele świetlicy i matematycy, a dzieci pana naczelnika, matematyk i wychowawca świetlicy, dopiero co po studiach zostali zatrudnieni i mają się dobrze.” „Nie ma godzin dla nauczycieli pracujących – ale dla córki pani wicedyrektor z dwójki nagle się znalazły.” „Germanistka w gimnazjum w jedynce – siostrzenica pana naczelnika, a jej koleżanka po fachu została zwolniona... ciekawe jak wybrano, którego germanistę zwolnić???” To cytaty wzięte z tematu „Kumoterstwo i nepotyzm w naszym mieście” na forum internetowym serwisu www.rydultowy.info.
Wypowiedzi internautów nie zostały bez oficjalnej odpowiedzi. Udzielił jej Krzysztof Jędrośka, sekretarz miasta. Pisze, że ani jeden nauczyciel matematyki w szkołach prowadzonych przez miasto Rydułtowy nie został zwolniony, a 5/18 etatu matematyki jest ciągle do wzięcia w SP 3. Dalej czytamy: „Nauczyciel wychowawca świetlicy zatrudniony w szkole na 1/2 etatu i zwalniany od września br. ma propozycję pracy (na cały etat) w dwóch jednostkach oświatowych (do wyboru) – w przedszkolu lub w Ośrodku Pracy Pozaszkolnej. W OPP jest wakat (1,5 etatu) m.in. dla wychowawcy świetlicy; żadna z germanistek w G1 nie jest siostrzenicą żadnego z naczelników Urzędu Miasta Rydułtowy.”
Problem dostrzega także środowisko nauczycieli. Kazimierz Piekarz, prezes śląskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego przyznaje, że sygnały o nepotyzmie i kumoterstwie przy obsadzaniu oświatowych etatów pojawiają się w wielu miastach. Rydułtowy nie są tu wyjątkiem. – Przyczyny są złożone, trzeba na nie szerzej patrzeć. Pogłębia się bezrobocie wśród nauczycieli. O ile kiedyś dotykało ono głównie nauczycieli nauczania początkowego, to teraz bez pracy są nawet wuefiści czy angliści. Niedawno ich brakowało. Bezrobocie wiąże się z nadmiarem absolwentów kierunków pedagogicznych. Nie kształci się według potrzeb. Z drugiej strony jest niż demograficzny. Ubywa uczniów. Ten problem jeszcze się pogłębi, kiedy będzie wywieszona nowa siatka godzin – mówi Kazimierz Piekarz. Dodaje, że nie wszyscy dyrektorzy radzą sobie z tą sytuacją. Bywają osoby, które ulegają presji, a także nie potrafią poukładać relacji personalnych w szkołach. – Stosują nawet skompromitowaną dawno zasadę dziel i rządź. To niedopuszczalne. Dyrektor nie może być tylko menedżerem zajmującym się remontami czy zaopatrzeniem szkoły – dodaje prezes. Zapowiada podjęcie rozmów z samorządami na temat polityki kadrowej w szkołach.
Konkursy pomagają
Podobne pomówienia o kolesiostwo pojawiają się przy zatrudnianiu ludzi w urzędach miast, gmin czy jednostkach im podległych. Krzysztof Jędrośka zapewnia, że w Rydułtowach nie było takiej sytuacji za czasów bieżącej kadencji. – Nie mogę brać odpowiedzialności za poprzedników, ale za moich czasów, kiedy organizujemy konkursy na stanowiska, brane były pod uwagę wyłącznie względy merytoryczne. Tu zawsze decyduje liczba punktów. W 90 procentach przeważa wynik testu, do tego ocena dokumentów czy rozmowa kwalifikacyjna – mówi Jędrośka.
Kto przegląda BIP?
Sekretarz tłumaczy mechanizm pojawiania się plotek o zatrudnianiu znajomych, rodzin w urzędach. Ustawa o pracownikach samorządowych stanowi, że informacje o naborach na stanowiska należy zamieszczać w internecie w biuletynie informacji publicznej jednostki, która organizuje nabór, i na tablicach ogłoszeń w tej instytucji. Oznacza to np. że jeśli pracowników szuka zakład gospodarki komunalnej, informacja o tym znajdzie się tylko w Biurze Informacji Publicznej zakładu i na tablicy ogłoszeń. Chyba, że szef jednostki uzna za stosowne zamieszczenie ogłoszenia np. w prasie. Ale nie ma takiego obowiązku. Krzysztof Jędrośka pyta retorycznie: – Kto śledzi serwisy BIP? Dla niego logiczne jest, że urzędnicy czy pracownicy jednostek lepiej wiedzą o naborach na stanowisko. – Jak wiedzą, że znajomi szukają pracy, to im powiedzą, zerknij do BIP. Mogą więc być podejrzenia, że zatrudnienie znajdują znajomi, itd. Ale tu nie ma mowy o kumoterstwie. To zwykła pomoc. Byłoby sprawiedliwie, gdyby był obowiązek czytania BIP – kończy przekornie sekretarz miasta.
Kazimierz Piekarz nie jest przekonany o zasadności urządzania konkursów na nabory nauczycieli. Przytacza przykłady konkursów dyrektorskich, kiedy zgłasza się jeden kandydat, zwykle urzędujący dyrektor. – Co taki konkurs wówczas zmieni? – zastanawia się prezes śląskiego oddziału ZNP.
Tomasz Raudner