Przywileje tak, ale po rozwodzie
Ustawowa usterka ma się dobrze i na rychłą zmianę się nie zanosi
Zasady przyznawania świadczeń pielęgnacyjnych zmieniły się już na początku roku. Nowy zapis brzmiał przyzwoicie. W końcu osoby chcące opiekować się niepełnosprawnym członkiem rodziny mogły czynić to bez względu na osiągany dochód. Podstawowy warunek, czyli rezygnacja z pracy zarobkowej, pozostał. Na pozór – idealnie. Jednak o tym, że ideałów nie ma przekonaliśmy się dość szybko. Zamykane z trzaskiem drzwi opieki społecznej, pretensje i oskarżanie Bogu ducha winnego pracownika socjalnego o kolejne ustawowe faux pas, nie pozostawiają złudzeń. Przeoczenia zdarzają się wszystkim i obywatel to rozumie. O tym, że władza nieomylna nie jest, przekonał się nie raz. Tu i ówdzie znikają nieplanowane „lub” i „czasopisma”, i temu podobne. Zresztą trudno wymagać dostrzeżenia każdego niuansu od obecnego w ławach sejmowych, bardziej ciałem niż duchem, zacnego reprezentanta interesów społecznych. Zasiadający wygodnie w fotelu obywatel mógł kilkakrotnie śledzić sejmowego live’a i z obserwacji wie, jak misja społeczna bywa nużąca. Miał jednak nadzieję, że ustawowa usterka zniknie równie szybko, jak się pojawiła. Ta ma się jednak dobrze. I na rychłą zmianę się nie zanosi.
W gronie osób, którym prawo do świadczenia nie przysługuje znalazły się... małżeństwa. Prościej? Jeśli mąż żona, chce skorzystać z prawa do świadczeń i w pełni poświęcić się opiece nad swoją drugą połówką, powinien się z nią rozwieść. Inaczej może zapomnieć o przywilejach. Absurd? Raczej polska rzeczywistość, po raz kolejny kłaniająca się w pas. Miejscowe ośrodki pomocy społecznej z nowelizacji cieszą się średnio. Dostają po głowie najdotkliwiej, bo i znajdują się najbliżej obywateli. Są na wyciągnięcie ręki... ręki, której niejeden zainteresowany chętnie by użył. Z bezradności. I nie w celu pogłaskania. Lawiny pozwów rozwodowych obawiać się z pewnością nie trzeba. Pospolitego ruszenia nie będzie. Pozycja instytucji małżeństwa nad ustawową wpadką w lokalnej społeczności wydaje się być niezagrożona. A że Polak „łebskim kolesiem jest”, jakąś furteczkę może i tym razem znajdzie. Szkoda tylko, że znów w prezencie otrzymał prawo, co z zasady stworzone jest dla jego dobra, a niczego dobrego w gruncie rzeczy nie wnosi. Jeśli w regulacjach prawnych możliwe jest wszystko – a dowód na to dobitny – może warto wsłuchać się w przedwyborcze obietnice. A nuż się spełnią. Zapiszą. I trzeba będzie się z nich wywiązać. Szansa jest spora.