Maluje w towarzystwie heavy metalu
Wodzisław to kaplica totalna – mówi Grażyna Zarzecka-Czech, ceniona malarka w Polsce i na świecie, nieznana w mieście rodzinnym. – Ludzie nie interesują się sztuką i nie mają o niej żadnego pojęcia. Mierzą ją na centymetry, obrazy traktują jak mebel – dodaje z rozgoryczeniem. Jak przekonuje, w mieście i okolicy brakuje galerii z prawdziwego zdarzenia. W szkołach plastyka schodzi na dalszy plan. Nie ma miejsc, w których można byłoby spotkać się ze sztuką niemal twarzą w twarz. – To nie dotyczy tylko malarstwa. Tak samo nie potrafimy odbierać dobrej muzyki. Jestem krytyczna, ale wiem, co mówię – akcentuje.
W domu ma ponad 200 obrazów, zainteresowanie nimi jest marne. Otuchy dodają zaproszenia na plenery. W tym roku artystka otrzymała takie do Gorzowa Wielkopolskiego i Rzeszowa. Jej pracami interesują się w Kanadzie.
Wiedziała, czego chce od życia
Trzy lata. Dokładnie tyle miała Grażyna Zarzecka-Czech, gdy po raz pierwszy złapała za pędzel i akwarele. Z okna wodzisławskiej kamienicy obserwowała rynek, pomysły przelewała na papier. Tak powstawały pierwsze „mazy”. Na zainteresowania sztuką znaczny wpływ miały tradycje rodzinne, w tym codzienne obcowanie z dobrą książką. Jak wspomina, już w podstawówce pierwsze kroki kierowała do księgarni. Kupowała albumy malarskie, wtedy rosyjskie i – co równie istotne – tanie. Rodzice byli zadowoleni z tego, że rysuje.
Formowanie warsztatu
– Zarzecka! Ty do Krakowa?! Tak zareagowali nauczyciele z liceum, gdy poinformowałam ich, że zamierzam zdawać na Akademię Sztuk Pięknych – mówi artystka. – Bardzo mnie to zabolało – dodaje. Plany jednak zrealizowała, choć nie za pierwszym a trzecim razem otrzymała indeks. W malarstwie poszukiwała swojej drogi i stylu. Zaś krytyczne uwagi mistrzów w pierwszym okresie studiów umożliwiły jej opanowanie warsztatu malarskiego i ustalenie priorytetów. Jak mówi, pracuje nad kolorem, jej malarstwo to nowoczesny koloryzm poetycki. Obrazy przesiąknięte są bajkowym klimatem, marzeniem i fantazją.
Sztuka na salonach
Pytana o najwspanialszą wystawę wspomina jedno, jakże ważne wydarzenie. Rok 2001, krakowski Pałac Sztuki. – To był zupełny zbieg okoliczności. Przechodziłam obok znanego w środowisku artystycznym budynku, z myślą, jak cudownie byłoby mieć wystawę w tak znaczącym miejscu. Pod wpływem impulsu przekroczyłam próg, a sekretarka skierowała mnie prosto do prezesa prywatnej galerii – profesora Witka – wspomina Zarzecka-Czech. –Śmiało powiedziałam po co przyszłam. Miałam już sześćdziesiąt obrazów do wystawienia. I jedyną okazję, żeby zrobić to tu – w krakowskim Pałacu Sztuki – dodaje. Jak mówi, los chciał, że profesor Witek i Szancenbach znali się, a fakt, że studiowała pod kierunkiem drugiego z pewnością nie zaszkodzi. Miesiąc później obrazy Grażyny Zarzeckiej-Czech zdobiły pomieszczenia krakowskiej galerii. Jej dzieła zawędrowały do Hamburga, Reutlingen, Galerii Art. Nova 2, Eurasburga, Katowic. Trzykrotnie pojawiły się w Galerii Polskiego Radia Katowice.
Życie artysty
– Zwyczajnie denerwuje mnie, gdy podając cenę obrazu obserwuję grymas na twarzy – mówi Zarzecka-Czech. – Malowanie wymaga czasu, miesięcy i precyzji. Więc, gdy słyszę komentarze: Taki mały obraz i za tyle?, to łzy cisną się do oczu. Niestety zachwycamy się bylejakością i kiczem, dlatego obrazy kupowane w marketach zdobią ściany w co drugim domu – dodaje artystka. Aktualnie pracuje nad obrazami, które zaprezentuje na plenerze w Gorzowie Wielkopolskim. Z pracowni wydobywają się dźwięki rocka i metalu, których jest fanką.
Grażyna Zarzecka-Czech ma dwie pracownie. Jedna z nich znajduje się Wodzisławiu, druga w Rybniku przy Rudzkiej 31. Pod tym adresem mieści się siedziba Związku Artystów Plastyków Okręg Rybnicko – Raciborski, którego jest przewodniczącą.
(mag)