Zadymiarze w akcji
PSZÓW – Zakład Gospodarki Komunalnej wyłapuje dymem nielegalnie podpiętych do kanalizacji.
Do studzienki kanalizacyjnej wkładają wąż. Wpuszczają dym i już wiadomo kto nielegalnie podłączył się do kanalizacji. W ten sposób Zakład Gospodarki Komunalnej w Pszowie walczy z nieuczciwymi mieszkańcami.
Ekipa pszowskiej komunalki wjeżdża małą ciężarówką na osiedle Grunwaldzkie. Zatrzymuje się przy jednym z bloków. Pracownicy zdejmują niewielką zamkniętą skrzynię i gruby kilkumetrowy wąż. Na pace samochodu uruchamiają generator prądu. Jeden koniec węża wkładają do otwartej studzienki kanalizacyjnej, drugi podpinają do okrągłej wypustki skrzyni.
Dym w rynnach
Uruchamiają mieszczącą się w środku zadymiarkę – urządzenie wytwarzające dym z ogrzanej cieczy wymieszanej ze specjalnym środkiem. Dym tłoczony jest wężem do kanalizacji sanitarnej. Po kilku chwilach zaczyna wydobywać się z rynny odprowadzającej deszczówkę. To dowód, że deszczówka trafia do kanalizacji ściekowej.
Kto łamie ustawę
To jedna z dziesiątek kontroli prowadzonych obecnie przez Zakład Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w domach jednorodzinnych oraz na osiedlach. Mają one na celu ustalenie, kto odprowadza deszczówkę do kanalizacji sanitarnej. Zabrania tego ustawa o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków. Każda kontrola kończy się sporządzeniem protokołu wręczanego właścicielowi domu lub administratorowi osiedla. Jeśli wszystko jest w porządku, sprawa się kończy. W razie stwierdzenia nieprawidłowości, ZGKiM wzywa do jej usunięcia, czyli przede wszystkim odłączenia swoich rynien od kanalizacji sanitarnej. Dodatkowo właściciel czy zarządca może zawrzeć umowę na płatne odprowadzenie deszczówki do kanalizacji deszczowej.
Dotkliwe kary
Zakład może też zawnioskować do sądu o nałożenie kary grzywny do 10 tys. zł. Do tego możliwe jest orzeczenie nawiązki na rzecz zakładu – 1000 zł za każdy miesiąc wprowadzania bez umowy ścieków opadowych do kanalizacji. – Na razie zbieram protokoły kontrolne. Kiedy spłyną do mnie wszystkie informacje, podejmę decyzje, co z tym robić dalej. Nie chcę podejmować decyzji na szybko. Oczywiście można od razu nałożyć kary, ale na tym etapie uważam to za zbyt szybkie. Karę zawsze można nałożyć, mając już spisany protokół. Ale naszym celem nie jest zbieranie żniwa na karach. Cel jest taki, by ograniczyć, a najlepiej zlikwidować dopływ deszczówki do oczyszczalni. Zobaczymy, jak to się uda – mówi Leszek Piątkowski, p.o. kierownika ZGKiM w Pszowie.
Brała za dużo
Dlaczego komunalka zdecydowała się na kontrole? – Od lat mówiło się, że nasza oczyszczalnia przestaje prawidłowo funkcjonować podczas deszczów, ponieważ dostaje zbyt dużo wody. W efekcie nie potrafi przerobić ścieków. One wydostają się z oczyszczalni. Ponadto woda wypłukuje osadniki z bakteriami usuwającymi ścieki biologicznie – tłumaczy Leszek Piątkowski. Pozwolenie wodno-prawne określa maksymalną dobową przepustowość pszowskiej oczyszczalni na 1000 metrów sześciennych. – My potrafimy brać nawet 3 tys. metrów. Podczas ostatniej kontroli, wykryto nieprawidłowości w odprowadzaniu ścieków, wytknięto nam również, że są zbyt duże ilości przyjmowanej wody, i że trzeba coś z tym zrobić – dodaje kierownik.
Urządzenie z Niemiec
Piątkowski początkowo nie wiedział, jak się za to zabrać. Doszedł do wniosku, że pewną metodą sprawdzenia nielegalnego spuszczania deszczówki do kanalizacji sanitarnej będzie kontrola sieci przy pomocy dymu tłoczonego studzienkami. Zakład sprowadził urządzenie dymiące z Niemiec za około 7 tys. zł. – Urządzenie nazywamy zadymiarką, dlatego potocznie mówi się o nas zadymiarze. Wytwarzany dym jest całkowicie niegroźny dla ludzi. Taki sam stosuje się np. na dyskotekach – mówi Adam Friedrich z ZGKiM w Pszowie.
Kontrole potrwają jeszcze kilka miesięcy.
Tomasz Raudner