Skazany za znieważenie radnego wygrał w Strasburgu
Andrzej Piontek z Wodzisławia w liście do „Nowin Wodzisławskich” skrytykował radnych z Pszowa. Nie tolerował brutalnej walki o władzę, wrogości i ciągłych podejrzeń. O radnym Ignacym Basztoniu napisał, że ma węch o „wrażliwości młodego labradora”. Basztoń uznał, że został nazwany psem i oskarżył Piontka, którego ostatecznie skazał sąd.
Wodzisławianin nie zrezygnował z walki o sprawiedliwość. Po latach, przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu państwo polskie przyznało, że w tym przypadku doszło do naruszenia prawa do wolności słowa. Wodzisławianin otrzymał 18 tys. zł odszkodowania.
Skazany za znieważenie radnego walczył przez lata i wygrał w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu
W Strasburgu udowodnił, że radny to nie święta krowa
Zdaniem polskiego sądu Andrzej Piontek (72 lata) z Wodzisławia znieważył radnego. Usłyszał wyrok i musiał zapłacić ponad tysiąc zł grzywny. Przez lata walczył o sprawiedliwość. Złożył skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu i wygrał. Państwo polskie musiało mu wypłacić 18 tys. zł rekompensaty.
Sprawa dotyczy Pszowa i wydarzeń rozgrywających się w środowisku miejscowej władzy na początku 2005 r. Wówczas burmistrzem miasta był Ryszard Zapał – zaciekle zwalczany przez opozycję, w której główne skrzypce obok Pawła Kołodzieja i Leszka Piątkowskiego grał ówczesny radny Ignacy Basztoń (80 lat). Przy wykorzystaniu lokalnego biuletynu „Pszowik” panowie bez zahamowań dokładali każdemu, kto ośmielił się mieć inne zdanie niż oni. Jednym z tematów była sprawa remontu siedziby Towarzystwa Miłośników Pszowa. Społecznicy włożyli wiele trudu w odnowienie pomieszczenia, w czym pomógł im Eugeniusz Fibic, jeden ze sponsorów. To nie spodobało się radnemu Basztoniowi, który w działaniu miłośników miejscowej kultury węszył podstęp. Swoje niezadowolenie wyraził na łamach wspomnianego „Pszowika”. „Jestem starym budowlańcem i bardzo zdziwiło mnie, że w tak trudnym dla budownictwa okresie ktoś mógł sobie pozwolić na taką filantropię. Ciągle nie dawało mi to spokoju, gdyż czułem w tym jakiś przekręt” – mówił na łamach biuletynu Ignacy Basztoń.
Postawili pod ścianą
Zmasowanego ataku nie wytrzymał Andrzej Piontek, ówczesny sekretarz Towarzystwa Przyjaciół Pszowa. Do redakcji „Nowin Wodzisławskich” wysłał dziewięciostronicowy list odnoszący się do ciągłych podejrzeń, wrogości i brutalnej walki o władzę. Na naszych łamach opublikowaliśmy jego fragmenty. Piontek w bardzo ciekawy sposób (jest wyjątkowo sprawnym pisarzem) wyraził swój pogląd. Napisał m.in., że węszący podstęp Basztoń ma węch o „wrażliwości młodego labradora”. To ubodło radnego, który skierował sprawę do prokuratury. Uznał, że Andrzej Piontek znieważył go jako funkcjonariusza publicznego. Ruszyły przesłuchania na policji. – Czułem się fatalnie. Funkcjonariusze wzięli ode mnie odciski palców. Postawili pod ścianą w piwnicy, dali numer i robili zdjęcia. W taki oto sposób trafiłem do policyjnej kartoteki. Takiego upokorzenia nie przeżyłem nawet w 1969 r., kiedy byłem podejrzany omyłkowo o dokonanie zabójstwa w Łodzi – wspomina wodzisławianin.
To nie pyskówka
Sprawa Andrzeja Piontka trafiła do Sądu Rejonowego w Gliwicach. Oskarżono go o przestępstwo prasowe. Na początku czerwca 2006 r. mężczyzna usłyszał wyrok: 800 zł grzywny i pokrycie kosztów sądowych (łącznie 1130 zł). Odwołał się do Sądu Okręgowego w Gliwicach. Ten w listopadzie tego samego roku podtrzymał wyrok. – Sąd potraktował moją sprawę jako zwykłą pyskówkę dwóch osób. Tutaj chodziło o coś głębszego. Ważny był kontekst sprawy i okoliczności. Wyciągnięto kilka wyrazów z mojego listu i dowolnie je zinterpretowano. Skoro nie można napisać o radnym, że ma węch labradora, to oznacza, że nie wolno powiedzieć o nim publicznie, że jest uparty jak osioł. Przecież to absurd. Oczywiste jest, że nie chodzi o zrównanie kogoś z psem czy z osłem – mówi Andrzej Piontek. Postanowił nie rezygnować z walki i w maju 2007 r. złożył skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
Piontek kontra Polska
Wymiana korespondencji z Trybunałem trwała ponad trzy lata. Ostatecznie rząd polski przyznał się do naruszenia prawa do wolności słowa i zaproponował rekompensatę finansową. Propozycja to 8 tys. zł. – Biorąc pod uwagę kwoty już przeze mnie zapłacone, koszty tłumaczeń dokumentów, pomoc adwokata i wreszcie koszty moralne i psychiczne całej mojej rodziny, uznałem, że to za mało – mówi Piontek. Druga propozycja rządu nadesłana w grudniu 2010 r. opiewała na 18 tys. zł. Trybunał w Strasburgu uznał, że to uczciwa propozycja, a Andrzej Piontek ją zaakceptował. Państwo wypłaciło pieniądze w marcu tego roku. Dlaczego o sprawie mówi dopiero teraz? – Nie chciałem do tego wracać, zbyt dużo mnie to kosztowało – mówi. – Choć nagłówek sprawy brzmiał „Andrzej Piontek przeciwko Polsce, ja nie walczyłem z Polską ale z chorym układem – dodaje wodzisławianin.
Ignacy Basztoń o wyroku Trybunału w Strasburgu dowiedział się od nas. – Nie interesuje mnie to. Wygrał za nazwanie mnie psem? To jest wszystko bzdura. Sąd w Polsce wydał dobrą decyzję. Mam to gdzieś – uciął krótko były radny z Pszowa.
Rafał Jabłoński
Dorota Głowacka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka
Choć w tej sprawie została zawarta ugoda, bardzo ważne jest, że polski rząd przyznał, że doszło do naruszenia prawa do wolności słowa. Jednocześnie istnieje duże prawdopodobieństwo, że gdyby doszło do rozpoznania sprawy przez Trybunał w Strasburgu, jego wyrok także byłby korzystny dla skarżącego. Sędziowie z pewnością wzięliby pod uwagę, że krytyka skarżącego była w istocie polemiką z wcześniejszym, publicznym wystąpieniem radnego Pszowa oraz dotyczyła sprawy budzącej uzasadnione zainteresowanie lokalnej społeczności. W dodatku list skarżącego miał charakter satyryczny. W takich sytuacjach Trybunał dopuszcza szersze granice swobody wypowiedzi. Ponadto, Trybunał wielokrotnie podkreślał, że możliwość orzekania sankcji karnych w związku z nadużyciem wolności słowa powinna być ograniczona do sytuacji ekstremalnych, wyjątkowych, tj. np. wypowiedzi nawołujących do nienawiści czy podżegających do przemocy. Groźba wszczęcia postępowania karnego wywołuje bowiem często tzw. efekt mrożący (ang. chilling effect), który powoduje, że obywatele boją się o niektórych tematach pisać, czy mówić, aby nie narazić się na odpowiedzialność karną. Z tych względów Polska dość regularnie przegrywa przed ETPCz sprawy związane z nadmiernym ograniczeniem wolności słowa. Na 18 spraw, w których do tej pory Trybunał badał naruszenie art. 10, Polska przegrała 16 postępowań.