Dzięki siostrze odkrył swoją pasję… do tworzenia pasyjek
CZYŻOWICE – Pan Edmund lata młodości dawno ma już za sobą. Precyzji mógłby mu jednak pozazdrościć niejeden młodzian.
Edmund Łyska z Czyżowic na emeryturze nie chciał się nudzić. Przez przypadek odkrył w sobie talent do tworzenia niezwykłych pasyjek, czyli krzyżyków z wizerunkiem ukrzyżowanego Chrystusa. Ich niezwykłość polega na tym, że niewielkie, nieco ponad 10-centymetrowej wielkości krzyżyki umieszczone są w hermetycznie zamkniętych butelkach.
Pierwszy taki krzyżyk zrobił ojciec pana Edmunda jeszcze kiedy ten był dzieckiem. – Wykonał go w czasie wypasu krów. Zazwyczaj ja wyprowadzałem krowy, ale w niedzielę zastępował mnie ojciec żebym sobie odpoczął. No i właśnie w czasie jednej takiej niedzieli powstał ten krzyżyk – wspomina Edmund Łyska.
Pan Edmund z wykształcenia jest technikiem mechanikiem. Już na emeryturze, póki wystarczyło sił i sprawności, dorabiał jako ślusarz i spawacz. Sił w końcu zabrakło, ale aktywny przez całe życie mężczyzna nie chciał siedzieć bezczynnie. – Jak człowiek się nudzi, to szybciej się starzeje – mówi ze śmiechem. W sukurs przyszła siostra, której zaginęła pamiątka po nieżyjącym już ojcu.
Replika dla siostry
W 1960 roku Edmund Łyska zaczynał pracę w kopalni. Poprosił wówczas ojca o zrobiony przez niego wcześniej krzyżyk w butelce. – Ojciec postanowił, że na pamiątkę da go nie tylko mnie, ale wykona je również dla mojego rodzeństwa, czyli brata i siostry. Siostra po latach go zgubiła. Bardzo chciała odzyskać pamiątkę. Ojciec już nie żył, dlatego zaproponowałem, że ja spróbuję zrobić taką replikę. Udało się, więc można powiedzieć, że to siostra rozbudziła w mnie nową pasję – opowiada pan Edmund.
Etos pracy wyniósł z rodzinnego domu. Urodził się na Kujawach, nieopodal Kruszwicy, nad jeziorem Gopło. Tam od młodości uczył się pracy. Po ukończeniu technikum mechanicznego dostał nakaz pracy w Białymstoku. – Oj, wtedy wydawało mi się, że jadę na drugi koniec świata. Gdzie tam moja Kruszwica, a gdzie Białystok – mówi.
Wtedy jeszcze nie wiedział, że to dopiero początek życiowej wędrówki, która doprowadzi go Czyżowic. W Białymstoku dostał powołanie do wojska, w którym spędził 3 lata. Po wojsku trafił na Śląsk, do Chorzowa. Tutaj pracował jako monter aparatury pomiarowej. Później zmienił pracę i trafił z żoną na Wilchwy. Przez kilka lat mieszkał na osiedlu 1 Maja. Potem kupił dom w Czyżowicach, w który mieszka do dzisiaj. Tutaj jego pasja i zdolności stały się znane kilku osobom, związanym z Wiejskim Domem Kultury. Swoje wyroby zaprezentował na wystawie rękodzieła. Pokazał nie tylko pasyjki, ale również własnoręcznie wykonane drewniane świeczniki.
Precyzyjna robota
Wykonanie zamkniętej w butelce pasyjki – jak nietrudno się domyślić – nie jest wcale łatwe. Poszczególne jej elementy – podstawę, belkę pionową i poprzeczną, figurę wykonaną z drutu – trzeba pojedynczo wprowadzić do butelki i tam je złożyć! Pan Edmund posługuje się długą na 35 centymetrów pincetą. Za jej pomocą żmudnie skleja w butelce poszczególne elementy. – Kiedy zaczynam układanie, przestaję myśleć o czymkolwiek innym. Składanie pochłania całą moją uwagę. Odrywam się dopiero wtedy, kiedy zaczynają boleć oczy i ręce – przyznaje pan Edmund. Do pracy wraca następnego dnia. Jedną pasyjkę przygotowuje kilka dni, poświęcając na to 3-4 godziny dziennie.
Gotowa pasyjka zawiera takie szczegóły Męki Pańskiej jak młot do przybijania gwoździ, parę gwoździ, włócznię, czy gąbkę z octem, a także drabinę. Co ciekawe, niektóre elementy powstają z powszechnie dostępnych materiałów – wykałaczek, patyczków do lodów czy drewnianych igieł do szaszłyków. – Być może ktoś kto zna się na takiej sztuce uzna, że te moje robótki to jakiś kicz i pewnie będzie miał rację. Dla mnie jednak mają one dużą wartość – przyznaje twórca butelkowych pasyjek.
Artur Marcisz