Nyską z Wodzisławia do Grecji
WODZISŁAW, RADLIN – Wodzisławsko-radlińska ekipa wzięła udział w Złombolu, czyli w wyjątkowym rajdzie przez Europę, by w ten sposób pomóc wychowankom domów dziecka. Trasę z Katowic do Grecji przemierzyli starą nyską. – A dokładnie Ha-nyską – mówi jeden z uczestników, Jacek Palarz.
Złombol to wyprawa charytatywna. Do tej pory miała już 6 edycji. Warunkiem uczestnictwa jest posiadanie sprawnego złoma (oryginalna nazwa) oraz chęć przeżycia przygody i potrzeba niesienia pomocy innym. Wszystko to przemówiło do sześcioosobowej grupy mieszkańców Wodzisławia i Radlina: policjantów Jacka Palarza i Wojtka Lacha, mechaników Mirka i Lesia, elektromechanika Mańka i pracownika dozoru górniczego, Gustawa. Podjęli decyzję o starcie i zrzucili się na 20-letnią nyskę, która wcześniej należała do OSP Słostowice (woj. łódzkie). Sporo czasu zajęło im doprowadzenie wozu do takiego stanu, by bez większych obaw można było ruszyć w trasę. – Trochę ją podrasowaliśmy. Zrezygnowaliśmy z oryginalnego silnika na rzecz 120–konnego silnika z opla. Na trasie paliła około 11 litrów na 100 km – wylicza Jacek Palarz. Samochód został nazwany Ha–nyską. – Wszyscy jesteśmy rodowitymi Ślązakami, więc ta gra słów od razu przypadła nam do gustu – uśmiecha się.
Jest wóz, są darczyńcy
Gdy wóz został przygotowany, zaczęło się szukanie darczyńców. – Wyjaśnię, na czym polega idea Złombolu. Wszystkie koszty podróży pokrywają sami uczestnicy. Zbierają też od darczyńców pieniądze, które w całości zostają przeznaczone na zakup tzw. umilaczy czasu, które następnie trafią do wychowanków domów dziecka – tłumaczy Jacek i dodaje, że ekipa Ha–Nyski zebrała 1,5 tys. zł. – Myślę, że za rok, kiedy będziemy mieli już większe doświadczenie, uzbieramy od darczyńców dużo więcej.
Żuczki zostały w tyle
Ekipa Ha–Nyski, tak jak pozostali uczestnicy Złombolu, wystartowała z Katowic w sobotę, 15 września. Pierwszego dnia, zgodnie z wcześniejszymi założeniami, panowie jechali przez Czechy, Austrię, Słowenię, aż do Chorwacji. Auto sprawowało się bez zarzutu. Osiągało prędkość rzędu 80–90 km/h. – Z tego względu zrezygnowaliśmy ze wspólnej jazdy w towarzystwie żuczków i nysek jadących w tym samym kierunku z prędkością około 70 km/h – wyjaśnia Jacek. W niedzielę, około godz. 5.00 zatrzymali się na kempingu w miejscowości Selce w Chorwacji. – Poza tym jeszcze tylko raz, w Archai, spaliśmy na płatnym kampingu. Żeby zminimalizować koszty woleliśmy noclegi pod gołym niebem na plaży, ławce czy jakimś przydrożnym parkingu. Mieliśmy ze sobą śpiwory i karimaty oraz butle z gazem, żeby coś ugotować – relacjonuje uczestnik.
Chwile grozy nad przepaścią
Załoga Ha–nyski przemierzała później Bośnię i Hercegowinę, ponownie Chorwację, aż dotarła do Czarnogóry. – Zatrzymaliśmy się w niewielkim miasteczku przy Zatoce Kotorskiej, którą trzeba zobaczyć na własne oczy! – zachwala Jacek. Po krótkim odpoczynku nadszedł najtrudniejszy, bo górski, etap rajdu. – Wybraliśmy tzw. białą drogę nad urwiskiem, wzdłuż Jeziora Szkoderskiego. Miała zaledwie 50 km, ale cały odcinek pokonywaliśmy aż 2,5 godziny. Momentami brak jakichkolwiek barierek ochronnych czy innych zabezpieczeń. Jechaliśmy z prędkością 10 km/h albo jeszcze wolniej. W chwili wymijania pojazdu jadącego z naprzeciwka ktoś musiał wyjść z auta i pokierować tak, aby wozy mogły minąć się zaledwie o centymetry. Jakby tego było mało, co jakiś czas na wąskim przesmyku górskim napotykaliśmy osiołki – uśmiecha się.
Albania? Nie, dziękujemy
Kolejnym państwem na trasie Ha–Nyski była Albania. – Dziwny to kraj. Już na granicy uczestniczyliśmy w sytuacji, która dała nam do myślenia. Mundurowy, który kontrolował nasze dokumenty, to jest paszporty, dowody osobiste oraz dokumenty z nyski, oddał nam dokumenty świadczące o tym, że jesteśmy... obywatelami Francji jadącymi peugeotem. Po naszej interwencji wszystko się na szczęście wyjaśniło – opowiada Jacek i dodaje, że tony śmieci, brak jakichkolwiek reguł dotyczących poruszania się na drogach i wszechobecny chaos skutecznie zniechęciły ich do pomysłu nocowania w Albanii. Udali się więc do Grecji – miejsca docelowego. – Rankiem, 19 września, około godziny 7.00, jako jedna z pierwszych ekip zameldowaliśmy się na mecie rajdu Złombol 2012 w Olympia Archaia – cieszy się uczestnik.
Jeden mandat. W Polsce
Nyska wróciła do Polski i zaparkowała na Głożynach w Radlinie w niedzielę, 23 września, około godz. 21.00. – Wcześniej, jakieś kilkaset metrów przed metą, funkcjonariusze straży miejskiej z Radlina zrobili nam gustowną fotkę, która skutkowała 100–złotowym mandatem. Ale nikt nie stracił dobrego humoru. Ot taka pamiątka z podróży – stwierdza Jacek. W sumie ekipa Ha–Nyski przejechała bez jakiejkolwiek usterki ponad 4500 km. – W przyszłym roku również weźmiemy udział w Złombolu. Mamy nadzieję, że będzie to wyprawa na Krym – puentuje.
(mas)