Ponad pół roku czekają na wypłaty
Właściciel zlikwidowanej firmy z Turzy Śl. produkującej okna na każdy zarzut swoich byłych pracowników ma gotową odpowiedź. Szkoda, że nie ma dla nich pieniędzy na zaległe wypłaty, na które ci czekają od września 2012 roku.
POWIAT Wracamy do sprawy firmy z Turzy Śl., która została zlikwidowana a jej pracownicy zostali bez ostatniej pensji i odpraw. Przypomnijmy – w listopadzie ubiegłego roku zgłosili się do nas pracownicy i podwykonawcy tej firmy. Twierdzili, że pracodawca ich oszukał. Bo kiedy ci pytali o kondycję to właściciel zapewniał ich, że firmie nie grozi nic złego, a po miesiącu zwolnił ich bez wynagrodzeń. Właściciel twierdził, że niczego złego nie zrobił, bo bankructwa firm się zdarzają, a pracownicy otrzymają pieniądze z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Tymczasem minęło pół roku, a pracownicy i usługodawcy dalej nie mogą doczekać się należnych im pieniędzy. I niewiele wskazuje na to, że prędko je odzyskają.
Fundusz pieniędzy nie wypłaci
Kiedy rozmawiamy z byłymi pracownikami tej firmy ci nie przebierają w słowach. Słuchając ich opowieści trudno się jednak dziwić ich nerwom i desperacji. – Łukasz Foltyn, właściciel firmy zapewniał, że otrzymamy zaległe wypłaty z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Tymczasem on to tak wszystko zorganizował, że nie mamy co liczyć na pieniądze z Funduszu – mówią nam pracownicy. – My jesteśmy bez pieniędzy, a on sobie mieszka w willi i na dodatek kręci jakiś nowy biznes. W Wodzisławiu skręca rolety, które potem sprzedaje. Wspólnie z rodziną ma też sklepy w Wodzisławiu i Pszowie, oczywiście żaden oficjalnie nie należy do niego – mówią nam wściekli pracownicy.
Łukasza Foltyna odnaleźliśmy w jednym z magazynów na terenie Wodzisławia, wskazanym nam przez jego byłych pracowników, gdzie składane są rolety. – Żadnej działalności nie prowadzę. Zwyczajnie pracuję – mówi Łukasz Foltyn. Zaprzecza tezom swoich adwersarzy. Zapewnia, że nie ma przeszkód, by pracownicy mogli otrzymać zaległe wypłaty z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. – Załatwia te sprawy biuro rachunkowe, któremu to zleciłem – przekonuje Foltyn. Jak jednak sprawdziliśmy, pracownicy jego firmy nie mają co liczyć na wypłaty z Funduszu. – W tym przypadku nie zostały spełnione przesłanki zawarte w artykule 3. i 8. ustawy o ochronie roszczeń pracowniczych – usłyszeliśmy w wydziale Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Katowicach. Artykuły te mówią, że na świadczenia mogą liczyć pracownicy tych firm, wobec których sąd ogłosił upadłość, albo też odmówił ogłoszenia upadłości. – A Foltyn, mimo że obiecywał nam iż ogłosi upadłość to tego nie zrobił, bo po prostu zlikwidował firmę – skarżą się byli pracownicy. Czy mają więc jakiekolwiek szanse na odzyskanie należnych im pieniędzy poprzez Fundusz? – W tej sytuacji definitywnie nie – słyszymy w Funduszu. Ale i na to pan Łukasz ma odpowiedź. – Owszem, nie ogłosiłem upadłości, ale i tak nie stoi to na przeszkodzie, by mogli oni dostać pieniądze z Funduszu. Wiem, że zostało już złożone w tej sprawie odwołanie. Wszystkie wymogi zostały spełnione. Mam dokumenty, że robię wszystko, by ci pracownicy pieniądze odzyskali – zapewnia.
Bezradne prawo
Próbując odzyskać pieniądze pracownicy pozwali byłego pracodawcę do sądu. Wydział pracy Sądu Rejonowego w Jastrzębiu-Zdroju zasądził kwoty od kilku do kilkunastu tysięcy złotych m.in. z tytułu zaległego wynagrodzenia oraz odszkodowania za ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków, wynikających z umowy o pracę. Pracownicy dostali też komornicze tytuły wykonawcze. Twierdzą jednak, że komornicy niewiele mogą zrobić, by zasądzone pieniądze odzyskać. – Nasz pracodawca oficjalnie nie ma żadnego majątku. Wszystko przepisał na rodzinę i znajomych. Komornik jest bezradny – mówi Emilia Leśniak. Zapytaliśmy o to jednego z komorników, który posiada tytuły wykonawcze od kilku byłych pracowników firmy. Ten jednak nie chciał potwierdzić wersji poszkodowanych. – Obowiązuje mnie tajemnica zawodowa, z której zwolnić może mnie jedynie sąd. Wszelkie informacje mogę podać tylko stronom postępowania – ucina Przemysław Leśny, zastępca komornika w kancelarii komorniczej Natalii Kołackiej.
Pan Łukasz nie za bardzo przejmuje się wyrokami sądowymi. – Zasądzone przez sąd kwoty są za wysokie. Owszem jestem winny swoim pracownikom jedną wypłatę, ale nic poza tym – wyjaśnia. Dlatego, jak twierdzi, od wyroków sądu będzie się odwoływał. O tym czy pozbył się swojego majątku po to, by uniknąć komorniczych egzekucji rozmawiać nie chce. – Nie mam obowiązku mówić o tym co mam, a czego nie mam – ucina. – Natomiast firma ma jedną nieruchomość, która warta jest 3 miliony zł. Jest trzech chętnych na jej zakup. I jak tylko uda się ją sprzedać, to pracownicy zostaną zaspokojeni – przekonuje. Ci jednak w taki obrót spraw nie wierzą. – Nawet jeśli halę uda się sprzedać, to pieniądze trafią na konta innych wierzycieli, czyli skarbówki, ZUS, banków. A dla nas nie zostanie nic – nie kryją obaw. Mają spory żal do organów i instytucji polskiego państwa, które w tej sytuacji okazuje się bezsilne. – Musieliśmy zapłacić podatek od wystawionych faktur, za które do dziś nie dostaliśmy należnych pieniędzy. I wygląda na to, że nie ma żadnej siły żeby te pieniądze odzyskać – mówią nam właściciele firm transportowych, którzy świadczyli usługi dla firmy z Turzy. Im Foltyn zalega jeszcze większe pieniądze niż pracownikom. – Mojej firmie jest winny 75 tys. zł – mówi pan Wojciech z Raciborza.
Artur Marcisz