Były wójt: żyję z emerytury żony
Jerzy Grzegoszczyk, były wójt Mszany, nie jest już kierownikiem Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Pszowie.
MSZANA, PSZÓW Po wygranym konkursie 1 sierpnia 2011 roku Jerzy Grzegoszczyk zaczął pracować jako kierownik ZGKiM w Pszowie. O nowym wyzwaniu mówił z optymizmem. – Kiedy dowiedziałem się o konkursie na to stanowisko, byłem zatrudniony w Banku Spółdzielczym. Ale wystartowałem, wygrałem i zacząłem robotę. Najpierw była umowa na pół roku, później na rok. To była praca, która podobała mi się. W Urzędzie Gminy w Mszanie był referat gospodarki komunalnej, którym też administrowałem – opowiada były, wieloletni wójt Mszany. Jego plany przekreśliła jednak choroba. – W czerwcu 2012 roku poszedłem na półroczne L4. Później były świadczenia rehabilitacyjne – wylicza. Koniec chorobowego zbiegł się z końcem umowy o pracę na czas określony w ZGKiM. – Po prostu rozstaliśmy się. Bez sensacji. Umowa wygasła, a ja nie prosiłem burmistrza Pszowa o przedłużenie, bo to nie miałoby sensu. Chorowanie nie miało końca, a przecież w zakładzie musi być kierownik – uważa Grzegoszczyk. Dodaje, że dobrze wspomina pracę w jednostce. – Pracowici, zdyscyplinowani ludzie. Tylko żałuję, że muszą wykonywać swoje obowiązki za marne pieniądze – mówi.
Trudne położenie
62–letni były wójt jest obecnie bezrobotny. Ale do końca września przyszłego roku ma przyznaną rentę. Jeszcze nie wie, w jakiej wysokości. Na razie żyje z emerytury żony. Co dalej? Nie wie. Na swoją emeryturę może liczyć dopiero za 4 lata. Gdy mówi o położeniu, w jakim się znalazł, można wyczuć żal. – Nikomu tego nie życzę. Los ludzi, którzy są „z wyboru”, a wchodzą w wiek przedemerytalny, nie jest ciekawy. Przestaje się mieć znajomych. Bo co z tego, że mam doświadczenie, jeśli i tak nikt mnie później nie zatrudni. Chociażby po to, żeby uniknąć zarzutu, że to po znajomości. Częściowo nawet to rozumiem – podkreśla. Dodaje, że na jego niekorzyść działa też ustawa, która nie pozwala zwolnić pracownika w wieku ochronnym, przed emeryturą. To zniechęca potencjalnego pracodawcę.
Zwolnić tempo
Na razie były wójt, który mieszka w Marklowicach, nie myśli więc o żadnej pracy. Nie zamierza też startować w najbliższych wyborach samorządowych. Skupia się na życiu rodzinnym. – Czasami bilansuję to wszystko, co działo się w przeszłości, zastanawiam się, jak człowiek to wszystko wytrzymywał? A przecież przez większość czasu na stanowisku wójta nie miałem nawet zastępcy. Nikt nie jest nie do zdarcia. Każda maszyna kiedyś się psuje. A jak się ma wnuczkę, którą kocha się nad życie, trzeba zwolnić tempo – zaznacza.
Praca w ogrodzie
Dzień Jerzego Grzegoszczyka rozpoczyna się dość wcześnie, bo mniej więcej o godz. 6.00. Lekarstwa, drobne domowe czynności i odwóz wnuczki do przedszkola. Potem zakupy, przygotowania do obiadu i z powrotem po ukochaną, jedyną wnuczkę. – Potem zaczynam się rozkręcać. Trzeba skosić trawnik w ogrodzie, popryskać drzewka, pozbierać maliny, borówki amerykańskie, winogrona czy aronię. Nie gonię, nic na siłę. No i nie piję kawy! Wesołe jest życie staruszka – uśmiecha się.
To był obowiązek
Były wójt, jeśli nie musi, nie zagląda do Mszany. – Nie chcę oceniać tego, co się tam teraz dzieje. Co to da? – pyta. Wspominając pracę samorządowca za najtrudniejszy jej składnik uważa ogromną odpowiedzialność. – Obraca się milionami, podpisuje się decyzje jednoosobowo – wyjaśnia. Na pytanie o największe sukcesy na stanowisku wójta odpowiada, że nie rozpatruje swoich dokonań w kategoriach sukcesu. – Przecież mi za to płacono. Działanie na rzecz gminy było moim obowiązkiem – puentuje.
(mas)
O kulisy rozstania z Jerzym Grzegoszczykiem – jako kierownikiem Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej – zapytaliśmy burmistrza Pszowa, Marka Hawla.
– Naszym zdaniem nie za bardzo radził sobie z zakładem. Mieliśmy odmienne zdanie co do jego funkcjonowania. Były kierownik twierdził, że powinno się go przerobić, nawet zamknąć. W czerwcu ubiegłego roku przyszedł do mnie i powiedział, że praktycznie się zwalnia. Ale to zwolnienie nie nastąpiło, bo przedstawił chorobowe. Po tym czasie skończyła się jego umowa na czas określony, której nie przedłużyliśmy. Nie wzywaliśmy pana kierownika, on sam też się nie zjawił. Rozmowa w czerwcu była dla mnie wiążąca i kończąca. W mojej opinii rozstaliśmy się w sposób cywilizowany – uważa burmistrz Hawel.
Od 1 lutego, najpierw jako pełniący obowiązki, teraz już jako kierownik, Zakładowi Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Pszowie szefuje Grzegorz Lelek. Stanowisko otrzymał w drodze wewnętrznego awansu. – Wcześniej kierował brygadami – wyjaśnia burmistrz.